Coś tam o Muzyce.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- youtube Warszawa
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Coś tam o Muzyce.
LUDOVICO EINAUDI
Fortepian - ten instrument ma w sobie dostojność, romantyzm i kolorystyczną orgię pingwina, który przeleciał zebrę. Pół dzieciństwa spędziłem na karnym, co piątkowym wędrowaniu do pani Węglarczyk, nauczycielki gry na pianinie, która zmuszała mnie do forsownych palcówek. (Jak mi ktoś tutaj zasugeruje brzydkie rzeczy, to ukatrupię na miejscu). Nienawidziłem tych lekcji szczerze i ze wzajemnością, bo instrument rewanżował mi się niespodziewanie ordynarnymi dysonansami, a raz nawet zwichnął mi paluszki swoją agresywną klapą.
I choć byłem nad wyraz gamoniowatym uczniem, coś tam podłapałem, by następnie, już w czasach liceum, bezwstydnie to wykorzystywać, łamiąc niewieście serca. A trzeba przyznać, że kobiałki lekko głupieją na widok uduchowionego grajka i wcisnąć im można każdy kit po takim zaimprowizowanym koncercie. Łącznie z tekstem: "Jak mi natychmiast nie pozwolisz włożyć ręki pod bluzeczkę, to wyginą wszystkie jednorożce"
Z dzisiejszej perspektywy trochę żałuję, że nie przykładałem się do tych lekcji, bo mógłby żyć sobie na wypasie jak np. Ludovico Einaudi. Ten włoski pianista, playboy i kompozytor, nie jest specjalnie cenionym artystą wśród poważnych" krytyków muzycznych, bo wykorzystuje swój fortepian w równie nikczemny sposób jak ja niegdyś. Jego proste, wpadające w ucho kompozycje mają przede wszystkim wzruszać, wprawiać w romantyczny nastrój i ułatwiać zdejmowanie majtek partnerce. No cóż, może nie jest to ambitny cel, za to niezwykle praktyczny.
No, Ludovico, pokaż nam trochę magii!!!
Fortepian - ten instrument ma w sobie dostojność, romantyzm i kolorystyczną orgię pingwina, który przeleciał zebrę. Pół dzieciństwa spędziłem na karnym, co piątkowym wędrowaniu do pani Węglarczyk, nauczycielki gry na pianinie, która zmuszała mnie do forsownych palcówek. (Jak mi ktoś tutaj zasugeruje brzydkie rzeczy, to ukatrupię na miejscu). Nienawidziłem tych lekcji szczerze i ze wzajemnością, bo instrument rewanżował mi się niespodziewanie ordynarnymi dysonansami, a raz nawet zwichnął mi paluszki swoją agresywną klapą.
I choć byłem nad wyraz gamoniowatym uczniem, coś tam podłapałem, by następnie, już w czasach liceum, bezwstydnie to wykorzystywać, łamiąc niewieście serca. A trzeba przyznać, że kobiałki lekko głupieją na widok uduchowionego grajka i wcisnąć im można każdy kit po takim zaimprowizowanym koncercie. Łącznie z tekstem: "Jak mi natychmiast nie pozwolisz włożyć ręki pod bluzeczkę, to wyginą wszystkie jednorożce"
Z dzisiejszej perspektywy trochę żałuję, że nie przykładałem się do tych lekcji, bo mógłby żyć sobie na wypasie jak np. Ludovico Einaudi. Ten włoski pianista, playboy i kompozytor, nie jest specjalnie cenionym artystą wśród poważnych" krytyków muzycznych, bo wykorzystuje swój fortepian w równie nikczemny sposób jak ja niegdyś. Jego proste, wpadające w ucho kompozycje mają przede wszystkim wzruszać, wprawiać w romantyczny nastrój i ułatwiać zdejmowanie majtek partnerce. No cóż, może nie jest to ambitny cel, za to niezwykle praktyczny.
No, Ludovico, pokaż nam trochę magii!!!
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
21 sierpnia - Urodziny Serja Tankiana
SYSTEM OF A DOWN
Zespół, który można kochać lub nienawidzić, ale trudno zachować tu obojętność. Żeby zachwycać się ich twórczością trzeba spełniać kilka warunków. Mieć w sobie coś z punkowca, hardcorowca i metala - czyli wyrobione ucho w każdym rodzaju ciężkiego grania. Trzeba mieć spory dystans do siebie i do świata, bo to co wyprawiają chłopaki, jak często zmuszają nas do rewidowania opinii na temat pewnych metalowych dogmatów, zahacza już o herezję. I w końcu, trzeba mieć spore poczucie humoru, bo niektórych ich riffów, nie odważyłby się zagrać żaden "szanujący" się zespół rockowy. SOAD często puszcza do nas oczko zarówno w sferze tekstowej, jak i muzycznej, odwołując się do wielu, często absurdalnych zjawisk z pogranicza popu, disco, a nawet opery.
Przyznam się bez bicia, że moje pierwsze zetknięcie się z kapelą nie zaowocowało miłością od pierwszego usłyszenia. Zobaczyłem w TV teledysk do utworu "Chop Suey" i uznałem, że to tylko kolejna kapelka nu-metalowa, która na dodatek odstrasza pompatycznością i tanią emocją.
I w tym tkwi cały sekret tej kapeli. Na pierwszy rzut oka, trudno się zorientować o co im chodzi. Potrzeba czasu i wgryzienia się w temat, żeby dostrzec jak bardzo jest to inteligentna kapela i że w praktycznie każdym ich utworze jest ukryte drugie dno.
W 2005 roku, w bliżej nieokreślonych okolicznościach, trafiła mi na playlistę płytka "Mezmerize" i przez tydzień słuchałem jej bez końca, raz zarazem zachwycając się zarówno jej niezwykle przemyślaną aranżacją, jak i pomysłowością poszczególnych utworów. Na mojej prywatnej liście MegaHitów, to pierwsza dziesiątka najlepszych płyt wszech czasów.
To tyle jeśli chodzi o mnie. Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, czy uznacie za bałwana. Jakby co dowalcie mi w komentarzu, chętnie poczytam.
A to jeden z utworów, który zawsze mnie zachwyca swoją przewrotnością i niemal dyskotekowym refrenem.
SYSTEM OF A DOWN
Zespół, który można kochać lub nienawidzić, ale trudno zachować tu obojętność. Żeby zachwycać się ich twórczością trzeba spełniać kilka warunków. Mieć w sobie coś z punkowca, hardcorowca i metala - czyli wyrobione ucho w każdym rodzaju ciężkiego grania. Trzeba mieć spory dystans do siebie i do świata, bo to co wyprawiają chłopaki, jak często zmuszają nas do rewidowania opinii na temat pewnych metalowych dogmatów, zahacza już o herezję. I w końcu, trzeba mieć spore poczucie humoru, bo niektórych ich riffów, nie odważyłby się zagrać żaden "szanujący" się zespół rockowy. SOAD często puszcza do nas oczko zarówno w sferze tekstowej, jak i muzycznej, odwołując się do wielu, często absurdalnych zjawisk z pogranicza popu, disco, a nawet opery.
Przyznam się bez bicia, że moje pierwsze zetknięcie się z kapelą nie zaowocowało miłością od pierwszego usłyszenia. Zobaczyłem w TV teledysk do utworu "Chop Suey" i uznałem, że to tylko kolejna kapelka nu-metalowa, która na dodatek odstrasza pompatycznością i tanią emocją.
I w tym tkwi cały sekret tej kapeli. Na pierwszy rzut oka, trudno się zorientować o co im chodzi. Potrzeba czasu i wgryzienia się w temat, żeby dostrzec jak bardzo jest to inteligentna kapela i że w praktycznie każdym ich utworze jest ukryte drugie dno.
W 2005 roku, w bliżej nieokreślonych okolicznościach, trafiła mi na playlistę płytka "Mezmerize" i przez tydzień słuchałem jej bez końca, raz zarazem zachwycając się zarówno jej niezwykle przemyślaną aranżacją, jak i pomysłowością poszczególnych utworów. Na mojej prywatnej liście MegaHitów, to pierwsza dziesiątka najlepszych płyt wszech czasów.
To tyle jeśli chodzi o mnie. Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, czy uznacie za bałwana. Jakby co dowalcie mi w komentarzu, chętnie poczytam.
A to jeden z utworów, który zawsze mnie zachwyca swoją przewrotnością i niemal dyskotekowym refrenem.
-
saper202
Wskaż do odpowiedzi - Widziałem wszystko
- Posty: 1343
- Rejestracja: 09 grudnia 2008, 18:33
- Lokalizacja: ja to wszystko wiem?
Nie wierzę że to napiszę ale zgadzam się
Nie jestem ani punkowcem, ani hardcorowcem, ani metalem, ani nie mam w sobie nic z nich, a granie tej kapeli przypadło mi do gustu. Większość ich utworów zaskakuje swoją przewrotnością. Mi najbardziej przypadła do gustu piosneka o pizzy no i bardziej balladowe
no i solowe dzieło serja lie, lie, lie z niesłynnego "fear itself"
Nie jestem ani punkowcem, ani hardcorowcem, ani metalem, ani nie mam w sobie nic z nich, a granie tej kapeli przypadło mi do gustu. Większość ich utworów zaskakuje swoją przewrotnością. Mi najbardziej przypadła do gustu piosneka o pizzy no i bardziej balladowe
no i solowe dzieło serja lie, lie, lie z niesłynnego "fear itself"
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
-
Wskaż do odpowiedzi
Cóż, ja ma tak średnio raz na miesiąc, że "tłukę" tylko ich płyty przez długi czas..najphil pisze:przez tydzień słuchałem jej bez końca
I tak by można praktycznie przez wszystkie utwory..
A sam Serj (nie wiem, czemu płyta "niesłynna") - mogę w nieskończoność słuchać tego oto kawałka (zwłaszcza momentu, gdy zaczyna rysować na niebie i robić te swoje charakterystyczne "lalalala"):
A przy okazji. Aktualnie słucham nałogowo Susanne Sundfor (też na "s", więc mi się skojarzyło) - wokalistka z Norwegii.
I ciarki mam choćby tu:
I tu:
I szybciej bije tętno:
A jak się te dwa - wydawałoby odległe muzycznie - przykłady łączą? Po prostu w obu przypadkach jest to znakomita muzyka
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Cholera, chyba muszę zrewidować swoją opinię na temat, komu może spodobać się SOAD
Jeśli chodzi o Susanne. To nie dla mnie, (choć pierwszy utwór rzeczywiście chwyta za gardło). Temat założyłem, byśmy mogli dzielić się swoimi fascynacjami muzycznymi. Niekoniecznie rockowymi, choć ja preferuję mocne granie, więc śmiało.
+++++++++++
HENRY ROLLINS - amerykański muzyk, wokalista, pisarz, aktor i Bóg wie co jeszcze...
W latach osiemdziesiątych był frontmanem zespołu "Black Flag". Jednej z najbardziej niezależnych i agresywnych kapel punkowych ever. Większośc ich koncertów kończyło się mega rozróbami wśród publiczności, w których Henry nie wahał się brać się czynnego udziału. Kolesie praktycznie nie zarabiali na swojej muzyce i żyli z dnia na dzień gdzieś po squatach, za co byli niezwykle szanowani przez fanów. Punk to przede wszystkim prawda.
Tutaj mała próbka jak to drzewiej bywało
Początek lat 90tych to jednak ogromna zmiana, która zszokowała i zniesmaczyła całe środowisko. Henry napisał książkę o swoim życiu, w której mocno nabijał się z idei i filozofii punka. Zaczął tworzyć zupełnie inną, bardziej komercyjną muzykę i zarabiać na niej krocie. Innymi słowy, stał się wielkim, złym kapitalistą i to pełną gębą.
Jako, że czasy świetności Black Flag mnie ominęły, nigdy nie miałem problemów z zaakceptowaniem nowej formacji - Rollins Band. Wręcz przeciwnie ich twórczość bardzo mnie intrygowała i ich dwa CD dumnie sterczą na moim płytowym stojaczku.
A tu wprost genialny teledysk to utworu "Liar", który zawsze wprawia mnie w dobry nastrój i jest formą terapi dla wszystkich mających problemy z zaufaniem
Jeśli chodzi o Susanne. To nie dla mnie, (choć pierwszy utwór rzeczywiście chwyta za gardło). Temat założyłem, byśmy mogli dzielić się swoimi fascynacjami muzycznymi. Niekoniecznie rockowymi, choć ja preferuję mocne granie, więc śmiało.
+++++++++++
HENRY ROLLINS - amerykański muzyk, wokalista, pisarz, aktor i Bóg wie co jeszcze...
W latach osiemdziesiątych był frontmanem zespołu "Black Flag". Jednej z najbardziej niezależnych i agresywnych kapel punkowych ever. Większośc ich koncertów kończyło się mega rozróbami wśród publiczności, w których Henry nie wahał się brać się czynnego udziału. Kolesie praktycznie nie zarabiali na swojej muzyce i żyli z dnia na dzień gdzieś po squatach, za co byli niezwykle szanowani przez fanów. Punk to przede wszystkim prawda.
Tutaj mała próbka jak to drzewiej bywało
Początek lat 90tych to jednak ogromna zmiana, która zszokowała i zniesmaczyła całe środowisko. Henry napisał książkę o swoim życiu, w której mocno nabijał się z idei i filozofii punka. Zaczął tworzyć zupełnie inną, bardziej komercyjną muzykę i zarabiać na niej krocie. Innymi słowy, stał się wielkim, złym kapitalistą i to pełną gębą.
Jako, że czasy świetności Black Flag mnie ominęły, nigdy nie miałem problemów z zaakceptowaniem nowej formacji - Rollins Band. Wręcz przeciwnie ich twórczość bardzo mnie intrygowała i ich dwa CD dumnie sterczą na moim płytowym stojaczku.
A tu wprost genialny teledysk to utworu "Liar", który zawsze wprawia mnie w dobry nastrój i jest formą terapi dla wszystkich mających problemy z zaufaniem
-
piotr_cebo
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 1514
- Rejestracja: 25 grudnia 2007, 15:14
- Lokalizacja: Kraków
A ja chciałbym polecić najnowszą piosenke Foo Fighters - 'Walk', ale przede wszystkim jej teledysk, którego sam początek jest genialny. Ta mina znudzenia i zażenowania otaczającym 'gównem' jest bezcenna:
Added after 3 minutes:
Aaaa i zapomniałem najphil mnie też możesz dodać do listy miłośników SOAD-u. Chwała im za to, że do siebie wrócili i miejmy nadzieję, że niedługo nagrają coś nowego
Added after 3 minutes:
Aaaa i zapomniałem najphil mnie też możesz dodać do listy miłośników SOAD-u. Chwała im za to, że do siebie wrócili i miejmy nadzieję, że niedługo nagrają coś nowego
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
piotr_cebo Ten teledysk nawiązuje do genialnego filmu "Falling Down"
http://www.filmweb.pl/film/Upadek-1993-11398
http://www.filmweb.pl/film/Upadek-1993-11398
-
Lisu11
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 1545
- Rejestracja: 24 grudnia 2007, 13:59
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wr
to i moze ja cos napiszę o SOAD. Nie jestem jakimś wielkim fanem tego zespołu (tym bardziej ze troszkę odrzuca mnie ostatnia płyta) jednak mam do niego ogromny sentyment. ich pierwsza płyta czyli system of a down była jedna z pierwszych "mocniejszych" krążków jakie moje dziecięce uszy słyszały. To zaczęlo moje zainteresowanie muzyką metalową. Pomimo iż dzisiaj zespołu praktycznie nie słucham, bo moje upodobania ewoluowały w troszkę bardziej ekstremalne rejony, to jednak czasami jak jestem w nastroju i nie mam ochoty na "satanistyczne darcie mordy" lubie sobie zapuścić toxicity albo wspomniany wczesniej debiut, a i jak nagraja nowy krążek to tez sie z nim raczej zapoznam
Ażeby ten topic nie zmienił się w stronkę wielbicieli soad to i ja zapodam coś od siebie. Nie edzie to co prawda nowa płyta Necros Christos która już od jakiegoś miesiąca jest zapętlona na moim ipodzie a całkiem przyjemne..... country
sam nie wiem dlaczego ale strasznie krecą mnie obie płytki tej super grupy aż szkoda, że wiecej nie bedzie
Ażeby ten topic nie zmienił się w stronkę wielbicieli soad to i ja zapodam coś od siebie. Nie edzie to co prawda nowa płyta Necros Christos która już od jakiegoś miesiąca jest zapętlona na moim ipodzie a całkiem przyjemne..... country
sam nie wiem dlaczego ale strasznie krecą mnie obie płytki tej super grupy aż szkoda, że wiecej nie bedzie
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
No tak, The Highwaymen - Kris Kristofferson, Willie Nelson i nieodżałowany Johnny Cash.
JOHNNY CASH - Prawdziwy "Man in Black". Kompozytor, piosenkarz i aktor.
12 wrześnie będziemy obchodzić ósmą rocznicę jego śmierci.
Nie po raz pierwszy wspomnę o swojej fascynacji amerykańską grupą społeczną, z południowych i środkowo-zachodnich stanów USA, którą pogardliwie się określa - "białą hołotą". Biedota z przyczep lub jakichś górskich zamkniętych społeczności, patrząca wilkiem na wszystkich obcych i gotowa w każdej chwili, w obronie własnych praw, chwycić za wiszącą na ścianie broń. To dla takich ludzi muzyka Johnny'ego była religią i dla takich osób najchętniej śpiewał - patrz jego wspaniałe koncerty w więzieniach, i to tych najcięższych - Folsom, czy St. Quentin.
Gdy w Polsce mówi się o gatunku country, większość ludzi ma przed oczami jakichś bezsensownych pajaców poprzebieranych jak cowboy cza-cza, z obowiązkową bandanką na szyi i z mnóstwem cekinów. Tymczasem to prawdziwe amerykańskie contry, to muzyka drogi. muzyka ludzi ciężko pracujących i po przejściach.
Johnny był wielki. Twardziel, kochający gorąco, potrafiący mocno strzelić w pysk i nie stroniący od wszelkich życiowych uciech, nawet tych nielegalnych. Był ikoną "białej" muzyki i prawdziwym facetem, ze wszelkiego tego wadami i zaletami. Takich ludzi jest coraz mniej, bo jak patrzę na współcześnie kreowany obraz mężczyzny, to mnie jasna krew zalewa.
Tutaj utwór, który swego czasu wygrał na Nast.Ws plebiscyt na najsmutniejszą piosenkę ever. Zawsze mam łzy w oczach oglądając ten teledysk, w którym Johnny, za pomocą utworu zespołu NIN, niejako rozlicza się ze swoim życiem.
JOHNNY CASH - Prawdziwy "Man in Black". Kompozytor, piosenkarz i aktor.
12 wrześnie będziemy obchodzić ósmą rocznicę jego śmierci.
Nie po raz pierwszy wspomnę o swojej fascynacji amerykańską grupą społeczną, z południowych i środkowo-zachodnich stanów USA, którą pogardliwie się określa - "białą hołotą". Biedota z przyczep lub jakichś górskich zamkniętych społeczności, patrząca wilkiem na wszystkich obcych i gotowa w każdej chwili, w obronie własnych praw, chwycić za wiszącą na ścianie broń. To dla takich ludzi muzyka Johnny'ego była religią i dla takich osób najchętniej śpiewał - patrz jego wspaniałe koncerty w więzieniach, i to tych najcięższych - Folsom, czy St. Quentin.
Gdy w Polsce mówi się o gatunku country, większość ludzi ma przed oczami jakichś bezsensownych pajaców poprzebieranych jak cowboy cza-cza, z obowiązkową bandanką na szyi i z mnóstwem cekinów. Tymczasem to prawdziwe amerykańskie contry, to muzyka drogi. muzyka ludzi ciężko pracujących i po przejściach.
Johnny był wielki. Twardziel, kochający gorąco, potrafiący mocno strzelić w pysk i nie stroniący od wszelkich życiowych uciech, nawet tych nielegalnych. Był ikoną "białej" muzyki i prawdziwym facetem, ze wszelkiego tego wadami i zaletami. Takich ludzi jest coraz mniej, bo jak patrzę na współcześnie kreowany obraz mężczyzny, to mnie jasna krew zalewa.
Tutaj utwór, który swego czasu wygrał na Nast.Ws plebiscyt na najsmutniejszą piosenkę ever. Zawsze mam łzy w oczach oglądając ten teledysk, w którym Johnny, za pomocą utworu zespołu NIN, niejako rozlicza się ze swoim życiem.
Ostatnio zmieniony 24 sierpnia 2011, 23:19 przez najphil, łącznie zmieniany 1 raz.
-
Lisu11
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 1545
- Rejestracja: 24 grudnia 2007, 13:59
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wr
fakt ogladajac ten teledysk ma się wrażenie jakby Trent napisał tę piosenkę specjalnie dla Casha.
Swoją drogą o Johnnym powstał fajny film "I Walk the Line" jak ktoś nie widział to niech nadrobi zaległości bo ekranizacja życia tego artysty równie dobra co Ray (szkoda tylko ze gra tam Phoenix którego nie trawię)
Swoją drogą o Johnnym powstał fajny film "I Walk the Line" jak ktoś nie widział to niech nadrobi zaległości bo ekranizacja życia tego artysty równie dobra co Ray (szkoda tylko ze gra tam Phoenix którego nie trawię)
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
SUPERHEAVY - to dopiera niespodzianka i wielka gratka dla wszystkich fanów dobrej muzyki. Po prostu dobrej muzyki, bez podziału na gatunki.
"SuperHeavy to SuperGrupa złożona z SuperMuzyków!" - tak reklamowany jest ten zespół i trudno temu zaprzeczyć. Starczy spojrzeć na skład:
Mick Jagger (The Rolling Stones)
Damian Marley (syn Boba Marleya)
A.R. Rahman (indyjski multiinstrumentalista, producent i aranżer)
Dave Stewart (Eurythmics)
Joss Stone (cudowna, zjawiskowa baba z wokalem nie do zdarcia)
Dave Stewart muzykę zespołu określa mianem “eksperymentu szalonego alchemika”, bo wymyka się ona wszelkim kategoryzacjom. Eklektyczne brzmienie w pełni odzwierciedla eklektyczny skład grupy. “Mamy trochę reggae, rocka, soulu i kilka ballad” mówi o płycie SuperHeavy frontman Rolling Stones, który w jednym z utworów śpiewa nawet w Urdu!
No i co Wy na TO!!! Dla mnie pozycja obowiązkowa i w dniu premiery krążka - 16 września - melduję się w najbliższym sklepie muzycznym.
"SuperHeavy to SuperGrupa złożona z SuperMuzyków!" - tak reklamowany jest ten zespół i trudno temu zaprzeczyć. Starczy spojrzeć na skład:
Mick Jagger (The Rolling Stones)
Damian Marley (syn Boba Marleya)
A.R. Rahman (indyjski multiinstrumentalista, producent i aranżer)
Dave Stewart (Eurythmics)
Joss Stone (cudowna, zjawiskowa baba z wokalem nie do zdarcia)
Dave Stewart muzykę zespołu określa mianem “eksperymentu szalonego alchemika”, bo wymyka się ona wszelkim kategoryzacjom. Eklektyczne brzmienie w pełni odzwierciedla eklektyczny skład grupy. “Mamy trochę reggae, rocka, soulu i kilka ballad” mówi o płycie SuperHeavy frontman Rolling Stones, który w jednym z utworów śpiewa nawet w Urdu!
No i co Wy na TO!!! Dla mnie pozycja obowiązkowa i w dniu premiery krążka - 16 września - melduję się w najbliższym sklepie muzycznym.
-
kontrast
Wskaż do odpowiedzi - seriale znam jak kieszeń
- Posty: 534
- Rejestracja: 19 marca 2010, 13:49
-
gala444
Wskaż do odpowiedzi - znam się
- Posty: 146
- Rejestracja: 18 września 2010, 09:46
SUPERHEAVY obserwuje już od jakiegoś czasu i naprawdę dają rade.
U mnie natomiast od dłuższego czasu z playlisty nie znika Misfits.
Podążając za wikipedia :
A tu kilka kawałków :
U mnie natomiast od dłuższego czasu z playlisty nie znika Misfits.
Podążając za wikipedia :
Kod: Zaznacz cały
Amerykański zespół punkrockowy (prekursor horror punku) założony w roku 1977 w Lodi w stanie New Jersey przez wokalistę Glenna Danziga.
Za nazwę rozmiłowanym w punk rocku i horrorach młodzieńcom posłużyła nazwa ostatniego filmu z udziałem Marilyn Monroe Skłóceni z życiem.
Styl gry Misfits stanowi groteskowe połączenie klasycznego punk rocka w stylu Ramones, psychodelicznych niekiedy zaśpiewek Iggy'ego Popa i chaosu właściwego grupie The Sex Pistols. Teksty nawiązują na ogół do motywów z horrorów czy surrealistycznych sytuacji. Na scenie towarzyszą temu ostre efekty świetlne i kłęby dymu. Wrażenie robi także oryginalny, nieco gotycki image zespołu - ciemne, skórzane stroje, rękawice, obroże i inne części stroju zaopatrzone w kolce. Członkowie zespołu nosili także charakterystyczne grzywki zwane "devilockami" i makijaż rodem z horrorów.
Nadzieja to melodia, której nie tańczy się
-
Shedao Shai
Wskaż do odpowiedzi - mało przepuszczam
- Posty: 1013
- Rejestracja: 19 listopada 2007, 23:14
- Płeć: Mężczyzna
- Ulubiony Serial: Battlestar Galactica
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
hah widziałem (m.in) Misfitsów na żywo na tegorocznym Sonisphere w Pradze, szczerze mówiąc koncert bez polotu, widać że panowie już mają nie te lata co kiedyś - no i bez Danziga...
Ja za to byłem dziś na koncercie LAMB - trip hopowy zespół z UK, bardzo dobry występ i polecam zapoznanie się z jego płytami.
Ja za to byłem dziś na koncercie LAMB - trip hopowy zespół z UK, bardzo dobry występ i polecam zapoznanie się z jego płytami.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Misfits uwielbiam, choć także raczej te ich wczesne dokonania. Danzig rządzi.
Shadeo, a z tym trip hoperm to mnie ubiegłeś.
EMILIANA TORRINI - nie znam baby. Z Wikipedii dowiedziałem się, że jest z Islandii, a jej muza określana jest mianem trip hopu - jak ktoś mi powie, co to do cholery jest, to będę wdzięczny, bo brzmi to jak nazwa wyrafinowanego dopalacza. Aaa, i znalazłem informację, że nagrała "Gollum's Song" do filmu Petera Jacksona. Za to szacun.
Piszę o niej tylko i wyłącznie z jednego względu. W Sylwestra jej s...łodki głosik z utworu "Jungle Drum", dał mi nieźle popalić. Te jej cholerne "rukutubu tumbu tumbu" wlazło mi w głowę, bezczelnie wywaliło nogi na biurko na którym miałem bardzo ważny dokument, niszcząc go kompletnie.
Była to lista rzeczy na NIE.
Np.
NIE będę za dużo pił
NIE będę tańczył bez koszulki
NIE będę łapał za cycki przygodnych dziewcząt
NIE zakręcę śmigiełkiem na środku sali
Oczywiście skończyło się na tym, że wszystkie zabezpieczenia o kant dupy potłuc. Piłem, tańczyłem, cyckałem i kręciłem śmigiełkiem, jakbym chciał go sobie, raz na zawsze urwać. A wszystko to z kretyńskim uśmiechem na twarzy i nucąc to debilne "SSSrukutubu tumbu tumbu" - KOSZMAR!
Shadeo, a z tym trip hoperm to mnie ubiegłeś.
EMILIANA TORRINI - nie znam baby. Z Wikipedii dowiedziałem się, że jest z Islandii, a jej muza określana jest mianem trip hopu - jak ktoś mi powie, co to do cholery jest, to będę wdzięczny, bo brzmi to jak nazwa wyrafinowanego dopalacza. Aaa, i znalazłem informację, że nagrała "Gollum's Song" do filmu Petera Jacksona. Za to szacun.
Piszę o niej tylko i wyłącznie z jednego względu. W Sylwestra jej s...łodki głosik z utworu "Jungle Drum", dał mi nieźle popalić. Te jej cholerne "rukutubu tumbu tumbu" wlazło mi w głowę, bezczelnie wywaliło nogi na biurko na którym miałem bardzo ważny dokument, niszcząc go kompletnie.
Była to lista rzeczy na NIE.
Np.
NIE będę za dużo pił
NIE będę tańczył bez koszulki
NIE będę łapał za cycki przygodnych dziewcząt
NIE zakręcę śmigiełkiem na środku sali
Oczywiście skończyło się na tym, że wszystkie zabezpieczenia o kant dupy potłuc. Piłem, tańczyłem, cyckałem i kręciłem śmigiełkiem, jakbym chciał go sobie, raz na zawsze urwać. A wszystko to z kretyńskim uśmiechem na twarzy i nucąc to debilne "SSSrukutubu tumbu tumbu" - KOSZMAR!
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬
BUCKETHEAD
Dość tajemniczy i niezwykły gitarzysta, o bardzo bogatym dorobku. Nagrał ponad 30 solowych albumów, dwa razy tyle wraz z różnymi muzykami, a trzeba jeszcze doliczyć do tego jego gościnne występy. Innymi słowy, typ praktycznie nie roztaje się z gitarą i prawdopodobnie nawet na kiblu sobie na niej brzdąka.
We wszelkich rankingach jest wymieniany w ścisłej czołówce najlepszych wioślarzy na świecie. Do tego ten jego dziwaczny wizerunek. Zawsze w białej masce i z tekturowym kubełkiem na głowie. Dawniej to był kubełek od KFC z napisem "FUNERAL", ale jakiś konflikt z tą firmą spowodował, że teraz występuje w kubełku białym - "noname".
Dla mnie absolutny geniusz i niezwykły eksperymentator. Jego koncerty to praktycznie jam session, z tylko bardzo ogólnymi założeniami. Reszta to czysta, niczym nie skrępowana improwizacja, w której jego dłonie zdają się naturalną częścią gitary. Ten człowiek potrafi zrobić wszystko z instrumentem i tu pojawia się pewien problem. Buckethead często daje się porwać jakiemuś dźwiękowi, lub przypadkowo zagranej melodii i żyłuje ją bez końca, zapominając o całym świecie, nie mówiąc już o publiczności. To jego oderwanie od rzeczywistości często porównywane jest przez fanów, do natchnionego transu tańczących derwiszy. Mi to bardziej wygląda na zachowania autystyczne, ale ja nigdy nie byłem specjalnie uduchowiony.
Co by nie mówić, prawdziwy czarodziej gitary i to takiej specjalnej, bo w swoim Gibsonie ma zamontowanych kilka ciekawych bajerów - np. dwa przyciski, wyglądające jak te, z dawnych automatów do gier, które służą do zmiany tonu, podnoszenia mostka i wyciszania dźwięku.
Tutaj Buckethead na żywo, gdy bawi się pewnymi znanymi, muzycznymi motywami
A tutaj, obok utworu "Final Wars", moja ulubiona kompozycja tego artysty.
BUCKETHEAD
Dość tajemniczy i niezwykły gitarzysta, o bardzo bogatym dorobku. Nagrał ponad 30 solowych albumów, dwa razy tyle wraz z różnymi muzykami, a trzeba jeszcze doliczyć do tego jego gościnne występy. Innymi słowy, typ praktycznie nie roztaje się z gitarą i prawdopodobnie nawet na kiblu sobie na niej brzdąka.
We wszelkich rankingach jest wymieniany w ścisłej czołówce najlepszych wioślarzy na świecie. Do tego ten jego dziwaczny wizerunek. Zawsze w białej masce i z tekturowym kubełkiem na głowie. Dawniej to był kubełek od KFC z napisem "FUNERAL", ale jakiś konflikt z tą firmą spowodował, że teraz występuje w kubełku białym - "noname".
Dla mnie absolutny geniusz i niezwykły eksperymentator. Jego koncerty to praktycznie jam session, z tylko bardzo ogólnymi założeniami. Reszta to czysta, niczym nie skrępowana improwizacja, w której jego dłonie zdają się naturalną częścią gitary. Ten człowiek potrafi zrobić wszystko z instrumentem i tu pojawia się pewien problem. Buckethead często daje się porwać jakiemuś dźwiękowi, lub przypadkowo zagranej melodii i żyłuje ją bez końca, zapominając o całym świecie, nie mówiąc już o publiczności. To jego oderwanie od rzeczywistości często porównywane jest przez fanów, do natchnionego transu tańczących derwiszy. Mi to bardziej wygląda na zachowania autystyczne, ale ja nigdy nie byłem specjalnie uduchowiony.
Co by nie mówić, prawdziwy czarodziej gitary i to takiej specjalnej, bo w swoim Gibsonie ma zamontowanych kilka ciekawych bajerów - np. dwa przyciski, wyglądające jak te, z dawnych automatów do gier, które służą do zmiany tonu, podnoszenia mostka i wyciszania dźwięku.
Tutaj Buckethead na żywo, gdy bawi się pewnymi znanymi, muzycznymi motywami
A tutaj, obok utworu "Final Wars", moja ulubiona kompozycja tego artysty.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Nie tylko metalem człowiek żyje...
WEEKEND - Lider polskiej sceny dance. Zespół, który szturmem zdobył serca publiczności niezwykłymi popisami taneczno-wokalnymi oraz wspaniałą muzyką dla wszystkich.
To, co wyróżnia tę grupę, to doskonałe teksty piosenek. Jak wiadomo, o miłości trudno pisać w sposób oryginalny, bo praktycznie wszystko już było. Każde słowo zdaje się być wyświechtane, każdy rym zużyty. RADOSŁAW LISZEWSKI, frontman zespołu, udowadnia jednak, że wciąż można o uczuciach zaśpiewać w taki sposób, że coś człowieka chwyta za gardło. Niezwykła poetyckość jego tekstów, a także szczery, romantyczny przekaz kryjący za każdą strofą, przysporzyły mu wielu oddanych fanów.
Zresztą RADEK ma wiele innych talentów, o których skromnie wspomina:
I jeszcze porywający występ na żywo:
WEEKEND - Lider polskiej sceny dance. Zespół, który szturmem zdobył serca publiczności niezwykłymi popisami taneczno-wokalnymi oraz wspaniałą muzyką dla wszystkich.
To, co wyróżnia tę grupę, to doskonałe teksty piosenek. Jak wiadomo, o miłości trudno pisać w sposób oryginalny, bo praktycznie wszystko już było. Każde słowo zdaje się być wyświechtane, każdy rym zużyty. RADOSŁAW LISZEWSKI, frontman zespołu, udowadnia jednak, że wciąż można o uczuciach zaśpiewać w taki sposób, że coś człowieka chwyta za gardło. Niezwykła poetyckość jego tekstów, a także szczery, romantyczny przekaz kryjący za każdą strofą, przysporzyły mu wielu oddanych fanów.
Zresztą RADEK ma wiele innych talentów, o których skromnie wspomina:
To mocno rockowe brzmienia można znaleźć w największym przeboju grupy:"Z całą pewnością niewielu z Was wie, iż moja przygoda z estradą wcale nie zaczęła się od kawałków o miłości, lecz od ciężko brzmiących gitar i od stanowczego rockowego brzmienia. W wieku 10 lat kupiłem swój pierwszy wymarzony instrument, którym była perkusja i zacząłem chodzić na prywatne lekcje gry na tym instrumencie, gdzie zupełnie przypadkiem odkryto, iż moje warunki wokalne, znacznie wykraczają poza przeciętną".
I jeszcze porywający występ na żywo:
-
Lisu11
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 1545
- Rejestracja: 24 grudnia 2007, 13:59
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wr
Israel Kamakawiwo nieżyjący juz niestety mistrz gry na ukulele. Jego muzyka to bardzo łagodny folk w którym od razu słychać wpływ miejsca pochodzenia artysty czyli Hawaje.
IZ kojarzony jest dzieki swoim niecodziennym gabarytom (ponad 300kg), ale przede wszystkim dzięki jego największemu "przebojowi" który został użyty wielu produkcjach filmowych oraz serialowych. Chodzi oczywiście o "Somewhere Over the Rainbow".
Dla Hawajczyków Kamakawiwo'ole był bohaterem narodowym jak podaje wikipedia
genialna hawajska ballada
oraz wyśmienity cover (lepszy od oryginału?)
IZ kojarzony jest dzieki swoim niecodziennym gabarytom (ponad 300kg), ale przede wszystkim dzięki jego największemu "przebojowi" który został użyty wielu produkcjach filmowych oraz serialowych. Chodzi oczywiście o "Somewhere Over the Rainbow".
Dla Hawajczyków Kamakawiwo'ole był bohaterem narodowym jak podaje wikipedia
Pomimo iż Israel zostawił po sobie sporą spuściznę w postaci muzyki większość ludzi zna tylko wyżej wymienioną piosenkę dlatego zachęcam do zapoznania się z resztą twórczości tego "dużego" panawikipedia pisze:W dniu pogrzebu opuszczono flagę do połowy masztu, zaś trumnę z drzewa koa wystawiono na widok publiczny w budynku Kapitolu w Honolulu. Zaszczyt ten spotkał go jako jedyną osobę niebędącą urzędnikiem państwowym, a trzecią w ogóle. W ceremonii pożegnalnej uczestniczyło dziesięć tysięcy ludzi.
genialna hawajska ballada
oraz wyśmienity cover (lepszy od oryginału?)
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
GODSMACK - Zespół, który ma duży wpływ na mnie i potrafi ładnie posterować moimi emocjami. Do tego jedyny, którego dosłownie całą dyskografię mam na playliście.
A sprawa jest o tyle dziwna, że to nie są jacyś wybitni muzycy. Ich kompozycje są raczej do bólu proste, żeby nie rzec siermiężne, a teksty piosenek... no cóż, nikt nigdy się nie upierał, że rokendrollowiec musi być inteligentny i błyskotliwy. Prawda jest taka, że na maksa tu wykorzystuję umiejętność nie słuchania o czym śpiewa wokalista, traktując jego głos jako kolejny instrument i ten rodzaj odbioru ich twórczości sprawdza się znakomicie.
Zresztą umówmy się, który facet przywiązuje wagę do tekstów?. Jeśli muza jest dobra, to większość z nas ma serdecznie w dupie o czym drze się lider zespołu. Kobitki to co innego. Potrafią zasłuchać się nawet w denną piosenkę, bo - i tu cytuję moją lubą - "jej słowa są takie życiowe i prawdziwe, a ich autor normalnie jakby mnie znał i śpiewał o mnie". Jakoś mi, przy słuchaniu jakiegokolwiek utworu, nigdy nic tak idiotycznego nie przyszło do głowy... no wyjątkiem jest może twórczość zespołu Feel, bo pan Kupicha "normalnie jakby mnie znał i śpiewał o mnie" - ale tak poza tym to nigdy.
A tu genialny, ale bardzo kameralny koncercik Godsmacka, który jest najlepszym remedium na wszystkie smutki. Fragment ten zawiera słynny "pojedynek na tamburyna", który zawsze jest częścią ich show. Warto zwrócić uwagę na niesamowicie żywiołowy sposób grania na bębnach, który prezentuje pałkarz, tak pod koniec utworu. Uwielbiam taki rodzaj ekspresji.
A sprawa jest o tyle dziwna, że to nie są jacyś wybitni muzycy. Ich kompozycje są raczej do bólu proste, żeby nie rzec siermiężne, a teksty piosenek... no cóż, nikt nigdy się nie upierał, że rokendrollowiec musi być inteligentny i błyskotliwy. Prawda jest taka, że na maksa tu wykorzystuję umiejętność nie słuchania o czym śpiewa wokalista, traktując jego głos jako kolejny instrument i ten rodzaj odbioru ich twórczości sprawdza się znakomicie.
Zresztą umówmy się, który facet przywiązuje wagę do tekstów?. Jeśli muza jest dobra, to większość z nas ma serdecznie w dupie o czym drze się lider zespołu. Kobitki to co innego. Potrafią zasłuchać się nawet w denną piosenkę, bo - i tu cytuję moją lubą - "jej słowa są takie życiowe i prawdziwe, a ich autor normalnie jakby mnie znał i śpiewał o mnie". Jakoś mi, przy słuchaniu jakiegokolwiek utworu, nigdy nic tak idiotycznego nie przyszło do głowy... no wyjątkiem jest może twórczość zespołu Feel, bo pan Kupicha "normalnie jakby mnie znał i śpiewał o mnie" - ale tak poza tym to nigdy.
A tu genialny, ale bardzo kameralny koncercik Godsmacka, który jest najlepszym remedium na wszystkie smutki. Fragment ten zawiera słynny "pojedynek na tamburyna", który zawsze jest częścią ich show. Warto zwrócić uwagę na niesamowicie żywiołowy sposób grania na bębnach, który prezentuje pałkarz, tak pod koniec utworu. Uwielbiam taki rodzaj ekspresji.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości