Finał.
Finał sezonu jest dziwny. Dzieli się na dwie części. Pierwszą, dziadowską, choć zwieńczoną chyba najbardziej urokliwą sceną (zwłaszcza dla lubiących czytać

), biorąc pod uwagę wszystkie sezony:
A czemu dziadowską? Bo takie niewykorzystanie motywu z piosenki z poprzedniego mojego posta zakrawa na kpinę! A pojawiające się jak Deus Ex Machina rozwiązania - tylko śmieszą.
Natomiast druga część... jest dobra. Zapowiada bardzo ciekawy, ech, siódmy sezon. Bo w końcu wygląda to jakoś doroślej, sensownej, społecznie intrygująco.
No i część druga przynosi taką oto scenę:
Ciekawe, czy ktoś z naszych walczących w sprawie obrazy uczuć religijnych zareaguje

(Bo pal sześć sam akt, ale dialog jest cudny - co ciekawe, wampir(ka) w tej scenie definiuje siebie jako katoliczkę, co tłumaczy zresztą jej zachowanie

No i pochodzi z Europy

)
Generalnie, to i tak Jason wyszedł na tym wszystkim najgorzej
Ale końcówka odcinka, całkiem dobre sceny między Tarą (której nie cierpię od początku serialu) i jej matką, ogólny pomysł, na którym zasadza się układ między ludźmi a wampirami - to jest całkiem niezłe, może w końcu znikną dyrdymały z kiczem wróżek wśród wstążek i zamazanych - celem uczynienia mistycznymi - ujęć
Pytanie tylko - co z Erickiem??
Wniosek taki: sezon jako całość - fatalny, końcówka - niezła, choć absolutnie niewykorzystująca potencjału, który tkwił w 9 odcinku. Ale znowu się dam nabrać, poczekam chwilę, bo to szybko minie, do następnych wakacji, i znowu będę oglądał ten serial

Ech, siedem lat, aż wstyd
