Najlepsze płyty 2009
: 02 stycznia 2010, 12:50
Muzycznie rok 2009 zaliczam do udanych, powychodziło trochę dobrych płyt, tak że musiałem parę z bólem odrzucić żeby zrobić top 10. Myślę że jakościowo porównywalny z 2008, a nawet trochę lepszy. Właściwie nie było żadnego zaskoczenia, po prostu dobre zespoły zrobiły płyty na miarę swoich możliwości... i tyle. Choć są wyjątki.
1. Parov Stelar - Coco
Parov zniszczył tą płytą, miałem przyjemność być na jego koncercie i był on równie niesamowity ale o tym kiedy indziej. Mamy tu dwupłytowe wydawnictwo, składające się i nowych i starych kawałków. Świetnie zostali dobrani wokaliści - najbardziej urzekła mnie Lilja Bloom, to chyba najlepsza kobieca wokalistka z jaką współpracował Parov. Z pewnością lepsza od Lylith bo do niej jakoś nigdy nie mogłem się przekonać. Ale i mężczyźni się bronią: polecam kawałek Promises z Klausem Hainym żeby się o tym przekonać. CD 2 to po prostu kopalnia hitów przy których noga sama podskakuje, żeby wymienić choć parę: Libella Swing <3!, The Mojo Radio Gang, Catgroove, Hotel Axos czy Matilda. Idealna muzyka klubowa.
Btw. Polecam to wideo, świetnie dograne z muzyką. Ktoś miał pomysł
http://www.youtube.com/watch?v=HQ775LqS0p0
2. Zero 7 - Yeah Ghost
Kiedyś przeczytałem gdzieś że Zero 7 ma taką tradycję: co płyta, to gorsza
jeśliby się nad tym zastanowić, to jest to stwierdzenie prawdziwe. Na szczęście spadki jakościowe nie są duże, i przy 4 płycie studyjnej Zero 7 wciąż wymiata. MrMcGee, Pop Art Blue, The Road... właściwie cała płyta jest dość równa. Ale!! płyta ma jeden ogromny mankament, i byłaby niżej, gdyby konkurencja dla niej była mocniejsza.
Long-time vocal mainstay Sia Furler does not make an appearance on the fourth Zero 7 release, due to her work with her own upcoming solo album along with a major collaboration with Christina Aguilera for her future album release.
>:( !!! Czuć brak Sii... czuć go bardzo. Z nowych wokalistek Eska Mtungwazi daje radę, ale to nie to...
3. The Prodigy - Invaders Must Die
Po tej płycie zainteresowałem się The Prodigy, bardzo podoba mi się kierunek w którym poszli, płyta również jest dość równa i nie przewijam kawałków jak jej słucham. Omen, Invaders Must Die, Thunder... itd. Good shit.
4. Street Sweeper Social Club - Street Sweeper Social Club
Tommy Morello rozwija skrzydła (ktoś złośliwy mógłby powiedzieć że się miota od jednego projektu do drugiego
), do RATM (działającego niemrawo ale jednak) i The Nightwatchmana dorzuca trzeci zespół w którym możemy go usłyszeć. Stylistycznie SSSC jest dość zbliżone do Rage'a, mamy tutaj lekko funkowe brzmienie gitarowe, mamy wnerwiającego rapera na wokalu
nie no, żeby być sprawiedliwym muszę przyznać że Boots Riley nie wku**ia mnie ani 0,01% mocno jak Zack de la Rocha no ale to już kwestia mojej osobistej niechęci do drugiego.
5. Clutch - Strange Cousins from the West
Tutaj krótko. Clutch zrobił płytę jakiej by się oczekiwało od Clutcha, brakuje mi tu hiciorów rodem z Blast Tyrant, ale jest dobrze, poprawnie, ciekawie.
6. Depeche Mode - Sounds of the Universe
Płyta jest... dziwna. Długo i ciężko się do niej przekonuję. Znaczy nie jest to jak z Death Magnetic Metallicy, że słucham, słucham. słucham, i sobie wmawiam że w końcu mi się spodoba
, bo mi się podoba, ale nie powala jak poprzednie. W ogóle wydaje mi się że jest to najsłabsza płyta od początku lat 90 (bo wcześniejszych nie liczę). Zastanawia mnie ogromna popularność sztandarowego singla - Wrong, bo jest on... przeciętny. Są na SOTU dużo lepsze kawałki - jak Peace, Corrupt czy Hole to Feed. SOTU jest nierówna, i jakaś taka... dziwna. Ale wciąż to Depesze. Jest na piątym za karę, bo po Depeszach spodziewam się dzieła które automatycznie, bez żadnych wątpliwości zaokupuje miejsce pierwsze.
7. Alice in Chains - Black Gives Way to Blue
Największe zaskoczenie w tym roku. Myślę że każdy już chyba położył krzyżyk na Alicji, tymczasem chłopaki wyprodukowali obok Clutcha najlepszy rockowy album tego roku. Tym bardziej po pierwszym, dość kiepskim, długim i nużącym singlu - A Looking in View. Tymczasem DuVall daje radę świetnie, płyta pełna jest dobrych kawałków, i wywołała ogólnoświatową reakcję: o kurde, tego to się nie spodziewałem
jezu jak żałuję że nie mogłem pojawić się na koncercie.
8. Chris Cornell - Scream
O tej płycie mógłbym pisać, i pisać, i pisać... Opisać zdziwienie, jakie poczułem gdy się dowiedziałem że Chris ma współpracować z Timbalandem. Obrzydzenie gdy pierwszy raz ich zobaczyłem razem na zdjęciu. Horror, jaki przeżyłem gdy pierwszy raz ją usłyszałem. A potem stopniowe przekonanie się do niej.
Bo płyta jest bardzo dobra, tyle tylko że jest to zupełnie nie to czego się oczekuje od wokalisty - w mojej opinii - najlepszego zespołu w historii: Audioslave. Dlatego też została zwyzywana przez każdego i wszędzie
tymczasem niesłusznie. Powiem wręcz, że jest to najlepsza solowa płyta Chrisa; owszem, najmniej rockowa, ale przynajmniej nie taka mdła jak Carry On. Za to usiana kawałkami, przy których się można dobrze bawić: Watch Out, Ground Zero, Time czy z drugiej strony melancholijne Two Drinks Minimum.
No ale w obliczu wczorajszych wiadomości o reunion Soundgarden, myślę że zastanawianie się w jaką stronę pójdzie dalsza kariera Chrisa staje się bezpodstawne
9. Kasabian - West Ryder Pauper Lunatic Asylum
Płyta lepsza od Empire, gorsza od Kasabiana. Ma świetne optymistyczne kawałki, jak Underdog czy Fire, no i parę innych co też daje radę.
10. Air - Love 2
Strasznie typowa dla Air płyta, czyli dokładnie to czego od nich oczekuję. Pełny czillałt.
Zapraszam do podawania swoich typów; myślę że nie trzeba podawać pełnego top 10, bo zdaję sobie sprawę że nie każdy przesłuchuje 10 nowych płyt z danego roku
1. Parov Stelar - Coco
Parov zniszczył tą płytą, miałem przyjemność być na jego koncercie i był on równie niesamowity ale o tym kiedy indziej. Mamy tu dwupłytowe wydawnictwo, składające się i nowych i starych kawałków. Świetnie zostali dobrani wokaliści - najbardziej urzekła mnie Lilja Bloom, to chyba najlepsza kobieca wokalistka z jaką współpracował Parov. Z pewnością lepsza od Lylith bo do niej jakoś nigdy nie mogłem się przekonać. Ale i mężczyźni się bronią: polecam kawałek Promises z Klausem Hainym żeby się o tym przekonać. CD 2 to po prostu kopalnia hitów przy których noga sama podskakuje, żeby wymienić choć parę: Libella Swing <3!, The Mojo Radio Gang, Catgroove, Hotel Axos czy Matilda. Idealna muzyka klubowa.
Btw. Polecam to wideo, świetnie dograne z muzyką. Ktoś miał pomysł

http://www.youtube.com/watch?v=HQ775LqS0p0
2. Zero 7 - Yeah Ghost
Kiedyś przeczytałem gdzieś że Zero 7 ma taką tradycję: co płyta, to gorsza

Long-time vocal mainstay Sia Furler does not make an appearance on the fourth Zero 7 release, due to her work with her own upcoming solo album along with a major collaboration with Christina Aguilera for her future album release.
>:( !!! Czuć brak Sii... czuć go bardzo. Z nowych wokalistek Eska Mtungwazi daje radę, ale to nie to...
3. The Prodigy - Invaders Must Die
Po tej płycie zainteresowałem się The Prodigy, bardzo podoba mi się kierunek w którym poszli, płyta również jest dość równa i nie przewijam kawałków jak jej słucham. Omen, Invaders Must Die, Thunder... itd. Good shit.
4. Street Sweeper Social Club - Street Sweeper Social Club
Tommy Morello rozwija skrzydła (ktoś złośliwy mógłby powiedzieć że się miota od jednego projektu do drugiego


5. Clutch - Strange Cousins from the West
Tutaj krótko. Clutch zrobił płytę jakiej by się oczekiwało od Clutcha, brakuje mi tu hiciorów rodem z Blast Tyrant, ale jest dobrze, poprawnie, ciekawie.
6. Depeche Mode - Sounds of the Universe
Płyta jest... dziwna. Długo i ciężko się do niej przekonuję. Znaczy nie jest to jak z Death Magnetic Metallicy, że słucham, słucham. słucham, i sobie wmawiam że w końcu mi się spodoba

7. Alice in Chains - Black Gives Way to Blue
Największe zaskoczenie w tym roku. Myślę że każdy już chyba położył krzyżyk na Alicji, tymczasem chłopaki wyprodukowali obok Clutcha najlepszy rockowy album tego roku. Tym bardziej po pierwszym, dość kiepskim, długim i nużącym singlu - A Looking in View. Tymczasem DuVall daje radę świetnie, płyta pełna jest dobrych kawałków, i wywołała ogólnoświatową reakcję: o kurde, tego to się nie spodziewałem

8. Chris Cornell - Scream
O tej płycie mógłbym pisać, i pisać, i pisać... Opisać zdziwienie, jakie poczułem gdy się dowiedziałem że Chris ma współpracować z Timbalandem. Obrzydzenie gdy pierwszy raz ich zobaczyłem razem na zdjęciu. Horror, jaki przeżyłem gdy pierwszy raz ją usłyszałem. A potem stopniowe przekonanie się do niej.
Bo płyta jest bardzo dobra, tyle tylko że jest to zupełnie nie to czego się oczekuje od wokalisty - w mojej opinii - najlepszego zespołu w historii: Audioslave. Dlatego też została zwyzywana przez każdego i wszędzie

No ale w obliczu wczorajszych wiadomości o reunion Soundgarden, myślę że zastanawianie się w jaką stronę pójdzie dalsza kariera Chrisa staje się bezpodstawne

9. Kasabian - West Ryder Pauper Lunatic Asylum
Płyta lepsza od Empire, gorsza od Kasabiana. Ma świetne optymistyczne kawałki, jak Underdog czy Fire, no i parę innych co też daje radę.
10. Air - Love 2
Strasznie typowa dla Air płyta, czyli dokładnie to czego od nich oczekuję. Pełny czillałt.
Zapraszam do podawania swoich typów; myślę że nie trzeba podawać pełnego top 10, bo zdaję sobie sprawę że nie każdy przesłuchuje 10 nowych płyt z danego roku
