MAM, KUŹWA, DOSYĆ...
: 31 maja 2011, 22:15

Mam, kuźwa, dość. Wszystkie kanały muzyczne to jeden wielki festiwal durnowatych melodyjek, landrynkowych panienek i wymuskanych chłoptasiów. Wszystko jest gładkie, błyszczące jak psie jaja i przymilne do porzygania. Chcesz zrobić karierę? Musisz mieć zgrabny tyłeczek, śliczną grzywkę wpadającą ci do oczu i głosik jak kastrat.
Druga metoda na zaistnienie to być czarnym, najlepiej mocno przypakowanym i rapować o ciężkim życiu gangstera. Co mnie, do cholery, interesuje, ile trzeba naboi, by zatłuc jakiegoś Madafakera. Przecież nie znam człowieka. Czy tylko mnie odrzuca fakt, że hierarchię sukcesu na rynku hip-hopowym ustala się za pomocą ilości złota, jaką dany osobnik jest obwieszony?
Osobną kwestią są te wszystkie programy, w których "artyści" z lubością pokazują swoją chatę. Tu mam X-calowy telewizor, a tu kanapę i budzik. A to moja lodówka pełna soczków marki... o nie, nie powiem, bo będzie to reklama (i tu cwaniackie puszczenie oka do kamery). Nożeż w dupę, pokaż mi jeszcze, jak wygląda twój kibelek i jak te soczki ładnie z ciebie schodzą, przynajmniej byłoby się z czego pośmiać.
No dobra, dałem upust frustracji, ale ciężko mi to wszystko przełknąć. Postanowiłem coś z tym zrobić i popisać o swoich fascynacjach muzycznych. Jak się wam spodoba, to kto wie, może za jakiś czas pokaże wam, co ja mam w lodówce.
Pamiętam, że gdzieś połowie lat 90., wpadła mi w ręce płytka zespołu Bongzilla. Hardkorowi chłopcy, ledwo umiejący grać na gitarach, ryczeli o paleniu marihuany i jej legalizacji. Wtedy potraktowałem to jako ciekawostkę i coś, z czego można się pośmiać. Jakby nie patrzeć, byłem wtedy twardym metalowcem słuchającym Sepultury, Morbid Angel czy Paradise Lost, więc takie "pitu pitu" nie robiło na mnie wrażenia. Okazało się, że tego rodzaju kapel jest więcej: Atomic Bitchwax, Alabama Thunderpussy czy Electric Wizard. Ukuto nawet nazwę dla tego gatunku muzyki: Stoner Metal. No ale jak można było brać na poważnie kolesiów, którzy wyglądali, jakby nie byli w stanie oderwać ryjów od bonga.

Niedawno na jakimś dziwnym forum ktoś przypomniał mi o tym gatunku metalu i zacząłem trochę grzebać. Okazało się, że wszystko to ewoluowało w bardzo ciekawym kierunku i przyznaję się bez bicia, że niespodziewanie zostałem wielkim fanem takiej muzy. Głównie za sprawą zespołów z już całkiem dużym stażem: Clutch czy Kyuss oraz tych zupełnie nowych jak Black Stone Cherry, których nowa płyta wychodzi 31 maja i już się jej nie mogę doczekać. To zupełnie inna muzyka, bardziej dojrzała i z lepiej rozłożonymi akcentami. Do tego to ciężkie, powolne granie z mocnym południowym szlifem idealnie komponuje się z moim życiowym nastawieniem wiecznego rebelianta - lub jak to woli - wiecznego marudy.
Okazało się, że i Polacy mają swojego przedstawiciela w tym nurcie. Całkiem niezłe granie zapewnia kapela Corruption z Sandomierza. Globalna wioska, jak w mordę strzelił.
A dla Loodki - Dobry Shotgun, taki mniejszy, żeby sobie nic nie naderwała targając go po okolicy.