Serial mnie dosłownie rozwalił

Scenariusz jest beznadziejny, nic tam nie jest dopracwane - praktycznie ze wszystkiego można się uśmiać do łez! A naiwność przekracza wszelkie granice!
Ale o dziwo bardzo przyjemnie mi się go oglądało!
Może przytoczę tylko kilka błędów, żebyście mieli pojęcie o czym mówię - np:
Astronauci na stacji kosmicznej siedzą na krzesełkach obrotowych - o dziwo grawitacja działa.
Od początku jakiś Gliniarz goni w amoku drugiego i pragnie się zemścić (jest to drugi, główny wątek serialu) tylko nie wiadomo dlaczego... i nie zostało to wyjaśnione - dobre nie?
Gdy obiekt o takiej masie wejdzie już w atmosferę, to nic go z powrotem nie wybije - grawitacja przyciąga go jak magnes. Przypominam, że jest to większa pozostałośc po kasandrze, której wielkośc określona została na:
"To 61 mil, czyli jakieś trzy razy więcej niż Mont Everest"

Jakim więc cudem kilka(naście) rakiet typu Patriot wybuchając tuż przed jej "dziobem" zdołało wywalić ją z powrotem poza atmosferę ziemską? - bzdura totalna.
W małym miasteczku porządku pilnuje tylko jeden stary policjant.
W kwaterze głównej obliczaniem ważnej trajektorii rakiet zajmuje się jeden naukowiec.
Odpalanie Patriotów polega na wciśnięciu jednego klawisza na klawiaturze komputera.
Pierwszy kawałek asteroidy spadł w nocy - przez cały kolejny dzień jak i noc asteroidy ciągle spadają na Amerykę - kula ziemska się nie obraca czy co?
Tak ważny naukowiec jak Imogene O'Niel, która ma decydujący wpływ na ustawienie koordynatów rakiet nie może dotrzeć do bazy i nikt nie stara się jej odnaleźć czy też przewieźć do bazy (powinni wysła po nia wojsko czy coś).
Na końcu okazuje się, że niepotrzebnie wogóle tam jechała bo wszystko złatwiła na swoim małym laptopie i przy pomocy telefonu.
i wiele, wiele innych takich...