autor: Bostonq » 18 stycznia 2008, 17:32
Tu chyba nastąpiło nieporozumienie. Temat został sformułowany tak, że wymagał umieszczania filmów ważnych i istotnych, takich, które naprawdę warto obejrzeć - nomen omen - przed śmiercią.
Gdyby temat brzmiał:
filmy fajne, które dobrze się ogląda, to ok, wtedy faktycznie rozstrzał jakościowy byłby ogromny i nikt nie mógłby zgłaszać pretensji.
Odnośnie gustu: chyba każdy intuicyjnie (bez wdawania się w szczegóły reżyserii, aktorstwa, fabuły, itp.) czuje, że jest różnica między "Ojcem chrzestnym" a "American Pie" i że jeśli ktoś nigdy nie obejrzy szarlotkowego cyklu to niewiele straci, a jeśli nie zobaczy filmu Coppoli, to coś ważnego go ominie.
Gust wbrew pozorom to nie coś nieuchwytnego, ale da się go jednak opisać, ująć w słowa. To umiejętność odróżniania tego, co wartościowe, od tego, co tej wartości jest pozbawione. Nie znaczy to, że kierując się gustem należy pomijać niejako programowo produkcje zabawne, lekkie, a oglądać tylko jakieś przerażająco mądre arcydzieła. Gust pozwala po prostu na właściwe ustawienie hierarchii.
W przypadku filmu jest wiele czynników, które pozwalają na ocenę, czy coś jest dobre, czy złe - aktorzy, scenariusz, sposób jego prezentowania, odkrywczość, warsztat operatora, dialogi. To są namacalne czynniki, które można ocenić w miarę obiektywnie. Niezależnie, czy będzie to komedia, dramat, czy horror.
I na koniec chyba dość wymowny przykład, jak łatwo można odróżnić dzieło wybitne od kiepskiego. Weźmy chociażby "Władcę pierścieni" Jacksona i "Dungeons & Dragons " (
http://www.imdb.com/title/tt0190374/ ). Ten sam gatunek, a jakaż różnica. Pierwszy to arcydzieło - co ważne, najprawdopodobniej na stałe zapisane na kartach historii kinematografii. A ktoś pamięta ten drugi film? A jeśli tak, to będzie pamiętał za rok, dwa? I chyba właśnie o to chodzi w tym sporze

Tu chyba nastąpiło nieporozumienie. Temat został sformułowany tak, że wymagał umieszczania filmów ważnych i istotnych, takich, które naprawdę warto obejrzeć - nomen omen - przed śmiercią.
Gdyby temat brzmiał: [i]filmy fajne, które dobrze się ogląda[/i], to ok, wtedy faktycznie rozstrzał jakościowy byłby ogromny i nikt nie mógłby zgłaszać pretensji.
Odnośnie gustu: chyba każdy intuicyjnie (bez wdawania się w szczegóły reżyserii, aktorstwa, fabuły, itp.) czuje, że jest różnica między "Ojcem chrzestnym" a "American Pie" i że jeśli ktoś nigdy nie obejrzy szarlotkowego cyklu to niewiele straci, a jeśli nie zobaczy filmu Coppoli, to coś ważnego go ominie.
Gust wbrew pozorom to nie coś nieuchwytnego, ale da się go jednak opisać, ująć w słowa. To umiejętność odróżniania tego, co wartościowe, od tego, co tej wartości jest pozbawione. Nie znaczy to, że kierując się gustem należy pomijać niejako programowo produkcje zabawne, lekkie, a oglądać tylko jakieś przerażająco mądre arcydzieła. Gust pozwala po prostu na właściwe ustawienie hierarchii.
W przypadku filmu jest wiele czynników, które pozwalają na ocenę, czy coś jest dobre, czy złe - aktorzy, scenariusz, sposób jego prezentowania, odkrywczość, warsztat operatora, dialogi. To są namacalne czynniki, które można ocenić w miarę obiektywnie. Niezależnie, czy będzie to komedia, dramat, czy horror.
I na koniec chyba dość wymowny przykład, jak łatwo można odróżnić dzieło wybitne od kiepskiego. Weźmy chociażby "Władcę pierścieni" Jacksona i "Dungeons & Dragons " ( http://www.imdb.com/title/tt0190374/ ). Ten sam gatunek, a jakaż różnica. Pierwszy to arcydzieło - co ważne, najprawdopodobniej na stałe zapisane na kartach historii kinematografii. A ktoś pamięta ten drugi film? A jeśli tak, to będzie pamiętał za rok, dwa? I chyba właśnie o to chodzi w tym sporze :)