autor: najphil » 03 października 2012, 20:51
Drugi odcinek i jest coraz lepiej. Strasznie podobała mi się scena, w której były dowódca - kuternoga odwiedza Kevina w domu. Rubaszne, niewybredne żarty całego towarzystwa w kontraście do arystokraty, który się im przygląda.
W każdym innym serialu twórcy mający za zadanie przedstawienie głównego bohatera, jako osoby wywodzącej się z nizin społecznych, starliby się nadać mu nieco ogłady i wyrafinowania - zrobić z niego istną różę wyrosłą na śmietniku. Tu tego zabiegu nie ma. Twórcy ukazują Kevina jako prostaka, nie umiejącego się zachować w towarzystwie, chlającego, plującego, chędożącego, a gdy sytuacja tego wymaga, nie wahającego się zarżnąć nożem kobiety.
Druga sprawa, i znów pewnie będę przynudzał. W serialu pojawia się agent Pinkertona - zachowując się równie bezkompromisowo, jak to miałoby miejsce w rzeczywistości. Allan Pinkerton stworzył agencje detektywistyczną w połowie XIXw. rekrutując do jej szeregów największych zakapiorów, byłych szeryfów, a nawet bandytów. Byli za grube pieniądze wynajmowani do różnych, często niezbyt legalnych zadań. W czasie wojny agencja zmieniła się w swoiste CIA, wyłapując konfederackich szpiegów, powstrzymując ataki i sabotaże. Potem zajmowała się łapaniem bandytów, za których wyznaczona była nagroda, ochroną kolei oraz łamistrajków.
To właśnie ta firma opracowała oraz skutecznie wykorzystywała technikę działania 'pod przykrywką", która do dziś jest w arsenale każdych służb policyjnych.
-- 03.10.2012 20:50 --
Jestem już przy 7 odcinku i dalej mi serial podoba - a to ostatnio rzadkość. Jednak nie ustrzegł się kilku niepotrzebnych dłużyzn. Cały wątek z Annie, dziewczynką, którą poznajemy już w pierwszym odcinku, zaczyna być coraz bardziej irytujący i jakoś w ogóle do mnie nie przemawia.
Nie ustrzeżono się także błędów merytorycznych, czy może raczej zbyt dużego fantazjowania - otóż pojawia się informacja o spaleniu St.Albans. Konfederaci ukrywający się w Kanadzie przedarli się przez granicę i zaatakowali miasteczko. W serialu widzimy, jak to wszyscy się tym przejmują, traktując to jako przedsmak ataku na NY. Co więcej widzimy później konfederackich szpiegów, którzy w różnych częściach miasta mają poukrywane zapasy "greckiego ognia" w ilości, która mogła by spalić wszystko do gołej ziemi.
Tymczasem całkiem sławny atak na St. Albans rzeczywiście przeprowadzili żołnierze w szarych mundurach, ale w liczbie zaledwie kilkunastu. I niczego nie zdołali podpalić, za to obrabowali 3 banki, kradnąc niebotyczną jak na owe czasy sumę ponad 200 tys dolarów. Była to czysta akcja rabunkowa, a nie żadna ofensywa.
Z kolei planowany atak na NY, to już czysty wymysł. Szczególnie, że miałby się odbyć za pomocą "greckiego ognia" - na poły legendarnej substancji używanej w starożytności, bardzo łatwopalnej, której przepisu nikt tak do końca nie zna. Śmieszne jest również to, że w serialu, pokaz możliwości tego wynalazku - spalenie dorożki - kończy się ugaszeniem jej za pomocą wiader z wodą. Scenarzyści coś nie odrobili do końca lekcji, bo jedną z najbardziej charakterystycznych cech :greckiego ognia" jest to, że woda tylko podsyca płomień. Jedynym sposobem ugaszenia go jest odcięcie dopływu tlenu.
Drugi odcinek i jest coraz lepiej. Strasznie podobała mi się scena, w której były dowódca - kuternoga odwiedza Kevina w domu. Rubaszne, niewybredne żarty całego towarzystwa w kontraście do arystokraty, który się im przygląda.
W każdym innym serialu twórcy mający za zadanie przedstawienie głównego bohatera, jako osoby wywodzącej się z nizin społecznych, starliby się nadać mu nieco ogłady i wyrafinowania - zrobić z niego istną różę wyrosłą na śmietniku. Tu tego zabiegu nie ma. Twórcy ukazują Kevina jako prostaka, nie umiejącego się zachować w towarzystwie, chlającego, plującego, chędożącego, a gdy sytuacja tego wymaga, nie wahającego się zarżnąć nożem kobiety.
Druga sprawa, i znów pewnie będę przynudzał. W serialu pojawia się agent Pinkertona - zachowując się równie bezkompromisowo, jak to miałoby miejsce w rzeczywistości. Allan Pinkerton stworzył agencje detektywistyczną w połowie XIXw. rekrutując do jej szeregów największych zakapiorów, byłych szeryfów, a nawet bandytów. Byli za grube pieniądze wynajmowani do różnych, często niezbyt legalnych zadań. W czasie wojny agencja zmieniła się w swoiste CIA, wyłapując konfederackich szpiegów, powstrzymując ataki i sabotaże. Potem zajmowała się łapaniem bandytów, za których wyznaczona była nagroda, ochroną kolei oraz łamistrajków.
To właśnie ta firma opracowała oraz skutecznie wykorzystywała technikę działania 'pod przykrywką", która do dziś jest w arsenale każdych służb policyjnych.
-- 03.10.2012 20:50 --
Jestem już przy 7 odcinku i dalej mi serial podoba - a to ostatnio rzadkość. Jednak nie ustrzegł się kilku niepotrzebnych dłużyzn. Cały wątek z Annie, dziewczynką, którą poznajemy już w pierwszym odcinku, zaczyna być coraz bardziej irytujący i jakoś w ogóle do mnie nie przemawia.
Nie ustrzeżono się także błędów merytorycznych, czy może raczej zbyt dużego fantazjowania - otóż pojawia się informacja o spaleniu St.Albans. Konfederaci ukrywający się w Kanadzie przedarli się przez granicę i zaatakowali miasteczko. W serialu widzimy, jak to wszyscy się tym przejmują, traktując to jako przedsmak ataku na NY. Co więcej widzimy później konfederackich szpiegów, którzy w różnych częściach miasta mają poukrywane zapasy "greckiego ognia" w ilości, która mogła by spalić wszystko do gołej ziemi.
Tymczasem całkiem sławny atak na St. Albans rzeczywiście przeprowadzili żołnierze w szarych mundurach, ale w liczbie zaledwie kilkunastu. I niczego nie zdołali podpalić, za to obrabowali 3 banki, kradnąc niebotyczną jak na owe czasy sumę ponad 200 tys dolarów. Była to czysta akcja rabunkowa, a nie żadna ofensywa.
Z kolei planowany atak na NY, to już czysty wymysł. Szczególnie, że miałby się odbyć za pomocą "greckiego ognia" - na poły legendarnej substancji używanej w starożytności, bardzo łatwopalnej, której przepisu nikt tak do końca nie zna. Śmieszne jest również to, że w serialu, pokaz możliwości tego wynalazku - spalenie dorożki - kończy się ugaszeniem jej za pomocą wiader z wodą. Scenarzyści coś nie odrobili do końca lekcji, bo jedną z najbardziej charakterystycznych cech :greckiego ognia" jest to, że woda tylko podsyca płomień. Jedynym sposobem ugaszenia go jest odcięcie dopływu tlenu.