Posiada rozległe
doświadczenie analityczne,
którego nabył,
pracując dla FBI.
- Mamy doświadczenie.
- Nie wątpię.
Oraz dla Międzynarodowego Wydziału
ds. Badania Katastrof Lotniczych...
Posiada rozległe doświadczenie analityczne, którego nabył, pracując dla FBI. - Mamy doświadczenie. - Nie wątpię. Oraz dla Międzynarodowego Wydziału ds. Badania Katastrof Lotniczych...
Cześć. Znalazłeś ich.
Utknęli w zaspie.
Nigdy bym ich nie zauważył.
Ich obóz zwiało w nocy.
Tani turystyczny szajs.
Ale Sokole Oko wypatrzył ich
jakieś pół mili w górę lodowca.
Cześć. Znalazłeś ich. Utknęli w zaspie. Nigdy bym ich nie zauważył. Ich obóz zwiało w nocy. Tani turystyczny szajs. Ale Sokole Oko wypatrzył ich jakieś pół mili w górę lodowca.
Hej, jankesie.|Jeśli szukasz burdelu,
to jest tuż za rogiem|obok Starbucksa.
Szukam funkcjonariusza Aguilara.
- To pewnie nie ty?|- To zależy.
- Od czego?|- Od tego, czego chcesz.
Nigdy nie przepadałem za tequilą.
Ciężko zrozumieć,|jak można pić coś takiego...
ostrego, nieprzyjaznego.
Tak samo nigdy nie rozumiałem|fascynacji karczochami.
[spoiler][code] ********* PUNKTACJA: ********* 01. sindar - 38 pkt. 02. delta - 36 pkt. 03. joana - 26 pkt. 04. sserialnik - 7 pkt. 05. piotr_cebo - 4 pkt. --. Lubec - 4 pkt. 07. Yugi_2142 - 1 pkt. --. asd - 1 pkt. *********[/code][/spoiler] Hej, jankesie.|Jeśli szukasz burdelu, to jest tuż za rogiem|obok Starbucksa. Szukam funkcjonariusza Aguilara. - To pewnie nie ty?|- To zależy. - Od czego?|- Od tego, czego chcesz. Nigdy nie przepadałem za tequilą. Ciężko zrozumieć,|jak można pić coś takiego... ostrego, nieprzyjaznego. Tak samo nigdy nie rozumiałem|fascynacji karczochami.
Cztery tygodnie temu
zgłosiłeś znalezienie|na pustyni porzuconej ciężarówki
z ciałami kilku|amerykańskich przemytników.
Czytałeś raport.|Nie mam nic do dodania.
Nie przyjechałem, żeby cię zamknąć.
Dla mnie to bez różnicy,|jeśli porwaliście ciężarówkę,
licząc na znalezienie prochów,|a wylądowaliście z martwymi Amerykańcami.
Mam gdzieś,|jeśli doszło do wymiany kasy.
To nie moja sprawa,|jak załatwiacie tu swoje sprawy.
Chcę tylko wiedzieć|o innym gościu z tej pustyni,
który uszedł z życiem.
Cztery tygodnie temu zgłosiłeś znalezienie|na pustyni porzuconej ciężarówki z ciałami kilku|amerykańskich przemytników. Czytałeś raport.|Nie mam nic do dodania. Nie przyjechałem, żeby cię zamknąć. Dla mnie to bez różnicy,|jeśli porwaliście ciężarówkę, licząc na znalezienie prochów,|a wylądowaliście z martwymi Amerykańcami. Mam gdzieś,|jeśli doszło do wymiany kasy. To nie moja sprawa,|jak załatwiacie tu swoje sprawy. Chcę tylko wiedzieć|o innym gościu z tej pustyni, który uszedł z życiem.
- Ci mężczyźni jeszcze tu są?|- Pojechali.
Mam problemy, prawda?
Nie, babciu. Wszystko gra.|Nie będą cię już niepokoili.
- Co to za plama?|- Wylałem trochę salsy.
- Ci mężczyźni jeszcze tu są?|- Pojechali. Mam problemy, prawda? Nie, babciu. Wszystko gra.|Nie będą cię już niepokoili. - Co to za plama?|- Wylałem trochę salsy.
Pluję na ich matkę!
To przeurocza pani.|Jest wdową.
Codziennie haruje jak wół,|jak kiedyś jej matka. Od świtu do zmierzchu.
Szoruje podłogi u bogaczy.|Chodzi o lasce.
Ma artretyzm,|a mimo to codziennie haruje.
Dla siebie samej?|Skądże.
Dla nich.|Dla chłopaków, słońca jej życia.
Nie zasłużyli na taką matkę?|Może, ale ma tylko ich.
Pluję na ich matkę! To przeurocza pani.|Jest wdową. Codziennie haruje jak wół,|jak kiedyś jej matka. Od świtu do zmierzchu. Szoruje podłogi u bogaczy.|Chodzi o lasce. Ma artretyzm,|a mimo to codziennie haruje. Dla siebie samej?|Skądże. Dla nich.|Dla chłopaków, słońca jej życia. Nie zasłużyli na taką matkę?|Może, ale ma tylko ich.
Rozumiecie, że to nie jest adopcja|w oficjalnym znaczeniu.
Mamy tu własne zasady.
Bóg nas rozlicza.
Zdajecie sobie sprawę,|że gdy nadejdzie czas,
to pan Crawford i jego ludzie|zdecydują o edukacji dziecka.
- Rozumiemy, siostro.|- Wyśmienicie.
Pan Crawford wybrał was, bo jesteście|zaufanymi pracownikami jego firmy,
ale równie ważne jest, by Christine|była chowana w wierze, w której się urodziła.
Jesteście praktykujący?
- Co niedzielę chodzimy na mszę.|- Zgadza się.
Rozumiecie, że to nie jest adopcja|w oficjalnym znaczeniu. Mamy tu własne zasady. Bóg nas rozlicza. Zdajecie sobie sprawę,|że gdy nadejdzie czas, to pan Crawford i jego ludzie|zdecydują o edukacji dziecka. - Rozumiemy, siostro.|- Wyśmienicie. Pan Crawford wybrał was, bo jesteście|zaufanymi pracownikami jego firmy, ale równie ważne jest, by Christine|była chowana w wierze, w której się urodziła. Jesteście praktykujący? - Co niedzielę chodzimy na mszę.|- Zgadza się.