autor: yareckt » 25 kwietnia 2009, 10:50
wciągnąłem to dzieło skuszony powszechnym entuzjazmem i muszę stwierdzić, że go nie rozumiem - entuzjazmu nie filmu
niby fajni aktorzy, niby jakaś historyjka opowiedziana, ale sam nie wiem co można tu wyróżnić,
humor - taki sobie, o wiele bardziej śmieszy mnie postać Harrisa grana w "How I Met Your Mother" i jego legen... wait for it - ...dary, mało tego nawet kapitan z Firefly jest śmieszniejszy niż Kapitan Młot mimo że Firefly to w końcu nie była komedia, może po prostu nie mój rodzaj humoru, za mało smaczków, aluzji, niedopowiedzeń, tak jakoś za bardzo wprost, na tacy, żadnego podtekstu
muzyka, a właściwie śpiewanie - hm..., miłośnicy kultowych musicali też nie będą zachwyceni, mnie jakoś zawsze śpiewające gwiazdy filmowe lekko irytowały, wciąż nie mogę otrząsnąć się z niesmaku na wspomnienie wokalu Richarda Geara czy Katrin Zeta Johnes, tu jest podobnie, Harris jeszcze nawet daje rade ale bard Fillion to już beczka śmiechu
dorzucę więc swoją recenzję dla zbalansowania tego wątku: nie jest to może totalna porażka i "szkoda życia na takie filmy", ale bez jakiejkolwiek straty można sobie to całkowicie odpuścić
wciągnąłem to dzieło skuszony powszechnym entuzjazmem i muszę stwierdzić, że go nie rozumiem - entuzjazmu nie filmu
niby fajni aktorzy, niby jakaś historyjka opowiedziana, ale sam nie wiem co można tu wyróżnić,
humor - taki sobie, o wiele bardziej śmieszy mnie postać Harrisa grana w "How I Met Your Mother" i jego legen... wait for it - ...dary, mało tego nawet kapitan z Firefly jest śmieszniejszy niż Kapitan Młot mimo że Firefly to w końcu nie była komedia, może po prostu nie mój rodzaj humoru, za mało smaczków, aluzji, niedopowiedzeń, tak jakoś za bardzo wprost, na tacy, żadnego podtekstu
muzyka, a właściwie śpiewanie - hm..., miłośnicy kultowych musicali też nie będą zachwyceni, mnie jakoś zawsze śpiewające gwiazdy filmowe lekko irytowały, wciąż nie mogę otrząsnąć się z niesmaku na wspomnienie wokalu Richarda Geara czy Katrin Zeta Johnes, tu jest podobnie, Harris jeszcze nawet daje rade ale bard Fillion to już beczka śmiechu
dorzucę więc swoją recenzję dla zbalansowania tego wątku: nie jest to może totalna porażka i "szkoda życia na takie filmy", ale bez jakiejkolwiek straty można sobie to całkowicie odpuścić