autor: Bostonq » 30 maja 2009, 00:35
Ok, pierwsze cztery minuty serialu:
1.
Jacqueline McKenzie - czyli nostalgiczne wspomnienia z
"4400" (to już piąty raz wspominam ten serial ostatnio na forum

);
2.
Silas Weir Mitchell w roli jak sądzę epizodycznej, ale zawsze to coś - czyli Haywire z
"Prison Break" - biedny aktor w sumie, przy tym wyglądzie kojarzy się scenarzystom wyłącznie z szaleńcami, no ale mimo wszystko to miło znowu ujrzeć znajomą postać;
3. Nie on jeden jest z tego serialu - przy okazji witamy
Jamesa Whistlera, czyli
Chris Vance, tytułowa postać

(swoją drogą, zabawnie brzmią zarzuty względem polskich aktorów, że stale występują w różnych serialach - no ci "lepsiejsi", zagraniczni robią to samo, tyle że fakt, w "kapkę" lepszy produkcjach się pojawiają

)
4. Nie ma co gadać - wejście głównego bohatera jest mocne
Reszta wrażeń po dokończeniu pierwszego epizodu.
Więc tak:
po pierwsze serial ten - a w zasadzie bohater - nie ma nic wspólnego z Housem. W odróżnieniu od tego ostatniego, troszczy się o pacjentów, jest miły, sympatyczny, nie widzi wszędzie idiotów, nie obraża nikogo, nie jest tak inteligentny, ironiczny, itp., generalnie jest skrajnym przeciwieństwem
Owszem, jest dobrym lekarzem, działającym niekonwencjonalnie, ale to jeszcze nie House (co wcale nie jest czymś złym).
Formuła serialu bliższa jest "Lie to Me", generalnie można odnieść wrażenie, że modna się stała konwencja - indywiduum kontra mniej zdolna społeczność, ale w tym serialu rzeczona jednostka wybitna jest bardziej sympatyczna (co wcale nie musi być na plus dla serialu) niż w wymienionych poprzednikach.
Pytanie jest jedno - czy aktor udźwignie rolę, bo Hugh Laurie, czy też Tim Roth to to nie jest, no ale myślę, że pewien kredyt zaufania można zarówno jemu, jak i serialowi dać. Co też zamierzam uczynić

Ok, pierwsze cztery minuty serialu:
1. [b]Jacqueline McKenzie[/b] - czyli nostalgiczne wspomnienia z [b]"4400"[/b] (to już piąty raz wspominam ten serial ostatnio na forum :) );
2. [b]Silas Weir Mitchell[/b] w roli jak sądzę epizodycznej, ale zawsze to coś - czyli Haywire z [b]"Prison Break"[/b] - biedny aktor w sumie, przy tym wyglądzie kojarzy się scenarzystom wyłącznie z szaleńcami, no ale mimo wszystko to miło znowu ujrzeć znajomą postać;
3. Nie on jeden jest z tego serialu - przy okazji witamy [b]Jamesa Whistlera[/b], czyli [b]Chris Vance[/b], tytułowa postać :) (swoją drogą, zabawnie brzmią zarzuty względem polskich aktorów, że stale występują w różnych serialach - no ci "lepsiejsi", zagraniczni robią to samo, tyle że fakt, w "kapkę" lepszy produkcjach się pojawiają ;) )
4. Nie ma co gadać - wejście głównego bohatera jest mocne ;)
Reszta wrażeń po dokończeniu pierwszego epizodu.
Więc tak:
po pierwsze serial ten - a w zasadzie bohater - nie ma nic wspólnego z Housem. W odróżnieniu od tego ostatniego, troszczy się o pacjentów, jest miły, sympatyczny, nie widzi wszędzie idiotów, nie obraża nikogo, nie jest tak inteligentny, ironiczny, itp., generalnie jest skrajnym przeciwieństwem :)
Owszem, jest dobrym lekarzem, działającym niekonwencjonalnie, ale to jeszcze nie House (co wcale nie jest czymś złym).
Formuła serialu bliższa jest "Lie to Me", generalnie można odnieść wrażenie, że modna się stała konwencja - indywiduum kontra mniej zdolna społeczność, ale w tym serialu rzeczona jednostka wybitna jest bardziej sympatyczna (co wcale nie musi być na plus dla serialu) niż w wymienionych poprzednikach.
Pytanie jest jedno - czy aktor udźwignie rolę, bo Hugh Laurie, czy też Tim Roth to to nie jest, no ale myślę, że pewien kredyt zaufania można zarówno jemu, jak i serialowi dać. Co też zamierzam uczynić :)