Coś tam o Muzyce.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- youtube Warszawa
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
ATARI TEENAGE RIOT - Bardzo dziwaczna, niemiecka grupa, która zwykła swoją muzykę określać cyfrowym terroryzmem. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w muzyce industrialnej ciężko o prawdziwą swobodę, wolność i anarchistyczne przesłanie, bo z samego założenia jest to muzyka tworzona na komputerach, a przecież zero, jedynkowy świat jest zaprzeczeniem tych wartości. Jednak w jakiś sposób temu zespołowi się to udawało.
Pamiętam te imprezy, gdzie przy stroboskopie i maszynie do dymów oddawaliśmy się z przyjaciółmi beztroskim pląsom. Na pełny regulator leciał Rage Against the Machine, czy NIN, ale to właśnie przy Atari Teenage Riot następowało pełne szaleństwo. Ta kapela ma w sobie taką nutę histerycznego chaosu, że przy pogowaniu z sali szły pierze, a my byliśmy jak w amoku. Coś pięknego.
Zespół rozpadł się już dawno. Jeden z członków zespołu przedawkował i choć były jakieś plany reaktywacji z nowym wokalistą, to już nigdy nie będzie to samo.
Oczywiście to nie jest muzyka, której można słuchać na co dzień, ale jak człowiek ma ochotę się wyżyć i wyrzucić z siebie całą złość, trudno o lepszy wybór.
Pamiętam te imprezy, gdzie przy stroboskopie i maszynie do dymów oddawaliśmy się z przyjaciółmi beztroskim pląsom. Na pełny regulator leciał Rage Against the Machine, czy NIN, ale to właśnie przy Atari Teenage Riot następowało pełne szaleństwo. Ta kapela ma w sobie taką nutę histerycznego chaosu, że przy pogowaniu z sali szły pierze, a my byliśmy jak w amoku. Coś pięknego.
Zespół rozpadł się już dawno. Jeden z członków zespołu przedawkował i choć były jakieś plany reaktywacji z nowym wokalistą, to już nigdy nie będzie to samo.
Oczywiście to nie jest muzyka, której można słuchać na co dzień, ale jak człowiek ma ochotę się wyżyć i wyrzucić z siebie całą złość, trudno o lepszy wybór.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:

FAUN FABLES
Jeśli chodzi o moje ulubione, dziwaczne kapele, ta jest w ścisłej czołówce. Kilka lat temu wpadłem na ich cover piosenki, którą kiedyś wykonywała Ewa Demarczyk i z miejsca pokochałem. W jaki sposób do zespołu z Oakland dotarł polski utwór z lat 60tych, niestety nie wiem, ale nie zmienia to faktu, że ich aranżacja jest świetna.
Jeśli ktoś miałby ochotę zagłębić się w ich twórczość stanowczo doradzam zacząć od najnowszej płyty. Jest po prostu niezwykła.
Tu utwór właśnie z tego krążka, który powinien się spodobać wszystkim fanom serialu FIREFLY


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
SLIPKNOT
"I Push My Fingers Into My Eyes"
Dawno temu byłem fanem death metalu. Wszyscy moi koledzy byli. Z pogardą patrzyliśmy na tych, pożal się Boże, metalowców, którzy nadal słuchali Testamentu, Metallici, czy Megadeath. Było coś upajającego w tym, że jak się wchodziło do autobusu, to wszyscy spieprzali, by schronić się na kolanach kierowcy. Wzrok dziki, suknia plugawa, a w słuchawkach ryczący Deicide, czy Morbid Angel.
Otrzeźwienie przyszło, gdy poznałem niejakiego Natas-a - dla niewtajemniczonych, jego nick to anagram słowa Satan. Koleś był prawdziwym guru w tym światku twardzieli, a że był już po 30tce, patrzyłem na niego jak w obrazek. Odwiedziłem go kiedyś w domu, miał ściany pomalowane w czarno-czerwone esy floresy, symbolizujące piekielny chaos. Nad łóżkiem przybity łeb martwego jelenia - tu podkreślam, że martwego. Wszelkiego próby zawieszenie sobie jelenia żywego, mogą się źle skończyć. Pod oknem mały ołtarzyk ze świecami, figurką napalonego kozła oraz talerzykiem z niedojedzonym rolmopsem. Facet powitał mnie głośnym AVE, huknął po przyjacielsku w plecy i mega się jarając puścił teledysk zespołu bodajże Naked True, czy może Brutal True, nie pamiętam. Wokalista ryczał tak zapamiętale, że nie dawało się odróżnić choćby jednego słowa. Popatrzyłem na dziko podskakującego Natasa-a, na smutnego Bambi wpatrującego się w zdechłego rolmopsa, wróciłem do domu i pozrywałem wszystkie plakaty. Dodatkowo oberwał, Bogu ducha winny słoik śledzi w occie, lądując w koszu.
Rozbrat z ciężkim graniem miałem do 1999 roku, kiedy to pojawił się pierwszy album Slipknota. Chłopcy mieli ciekawy pomysł na autopromocje. występowali w maskach i choć nie jest to pomysł oryginalny, bo przecież już zespół Kiss występował na scenie z pomalowanymi twarzami, Slipknot posunął się z tym dalej. Oni zawsze pojawiali się w mediach przebrani. Przez długie lata nikt, poza ich najbliższym otoczeniem, nie wiedział jak wyglądają naprawdę. Pamiętam, że było w Sieci mnóstwo spekulacji i fake fotosów, a im dłużej była utrzymywana tajemnica, tym większą popularność zdobywali.
W 2002 roku pojawiło się DVD z koncertu w Londynie i do dziś dnia uważam to za jeden z najlepszych występów na żywo w historii.
Poza maskami ich występy charakteryzuje kilka rzeczy. Spora ilość beczek po piwie, w które bez opamiętania naparza Klaun. Obracająca się w różnych płaszczyznach perkusja oraz moment w trakcie koncertu, gdy Corey prosi by cała publiczność przykucnęła. Eksplozja energii, która po tym następuje, zawsze podnosi mi ciśnienie.
Warto to obejrzeć, nawet jeśli nie słucha się takiej muzy.
"I Push My Fingers Into My Eyes"
Dawno temu byłem fanem death metalu. Wszyscy moi koledzy byli. Z pogardą patrzyliśmy na tych, pożal się Boże, metalowców, którzy nadal słuchali Testamentu, Metallici, czy Megadeath. Było coś upajającego w tym, że jak się wchodziło do autobusu, to wszyscy spieprzali, by schronić się na kolanach kierowcy. Wzrok dziki, suknia plugawa, a w słuchawkach ryczący Deicide, czy Morbid Angel.
Otrzeźwienie przyszło, gdy poznałem niejakiego Natas-a - dla niewtajemniczonych, jego nick to anagram słowa Satan. Koleś był prawdziwym guru w tym światku twardzieli, a że był już po 30tce, patrzyłem na niego jak w obrazek. Odwiedziłem go kiedyś w domu, miał ściany pomalowane w czarno-czerwone esy floresy, symbolizujące piekielny chaos. Nad łóżkiem przybity łeb martwego jelenia - tu podkreślam, że martwego. Wszelkiego próby zawieszenie sobie jelenia żywego, mogą się źle skończyć. Pod oknem mały ołtarzyk ze świecami, figurką napalonego kozła oraz talerzykiem z niedojedzonym rolmopsem. Facet powitał mnie głośnym AVE, huknął po przyjacielsku w plecy i mega się jarając puścił teledysk zespołu bodajże Naked True, czy może Brutal True, nie pamiętam. Wokalista ryczał tak zapamiętale, że nie dawało się odróżnić choćby jednego słowa. Popatrzyłem na dziko podskakującego Natasa-a, na smutnego Bambi wpatrującego się w zdechłego rolmopsa, wróciłem do domu i pozrywałem wszystkie plakaty. Dodatkowo oberwał, Bogu ducha winny słoik śledzi w occie, lądując w koszu.
Rozbrat z ciężkim graniem miałem do 1999 roku, kiedy to pojawił się pierwszy album Slipknota. Chłopcy mieli ciekawy pomysł na autopromocje. występowali w maskach i choć nie jest to pomysł oryginalny, bo przecież już zespół Kiss występował na scenie z pomalowanymi twarzami, Slipknot posunął się z tym dalej. Oni zawsze pojawiali się w mediach przebrani. Przez długie lata nikt, poza ich najbliższym otoczeniem, nie wiedział jak wyglądają naprawdę. Pamiętam, że było w Sieci mnóstwo spekulacji i fake fotosów, a im dłużej była utrzymywana tajemnica, tym większą popularność zdobywali.
W 2002 roku pojawiło się DVD z koncertu w Londynie i do dziś dnia uważam to za jeden z najlepszych występów na żywo w historii.
Poza maskami ich występy charakteryzuje kilka rzeczy. Spora ilość beczek po piwie, w które bez opamiętania naparza Klaun. Obracająca się w różnych płaszczyznach perkusja oraz moment w trakcie koncertu, gdy Corey prosi by cała publiczność przykucnęła. Eksplozja energii, która po tym następuje, zawsze podnosi mi ciśnienie.
Warto to obejrzeć, nawet jeśli nie słucha się takiej muzy.


-
grego1980
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2484
- Rejestracja: 26 listopada 2007, 16:03
- Płeć: Mężczyzna
- Ulubiony Serial: 2 i pół
- Lokalizacja: Wielki świat kuchenny blat czyli wawa
Koniec R.E.M
Koniec działalności ogłosiła dziś gruba R.E.M.
Myślę że spokojnie można powiedzieć legenda amerykańskiej sceny.
Myślę że spokojnie można powiedzieć legenda amerykańskiej sceny.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
JOVANOTTI - Włoski piosenkarz, raper, kompozytor, którego twórczość związana jest z nurtem "muzyki światowej". Chłopak mocno angażuje się we wszelkiego rodzaju akcje społecznego uświadamiania, jest także aktywnym członkiem Amnesty International oraz agitatorem na rzecz społeczeństwa multikulturowego. Zażarty pacyfista.
Innymi słowy wcielenie humanitaryzmu, szlachetności i wszystkiego tego, co w człowieku najlepsze. Aż miałbym ochotę wziąć go na bok i obić mu ryja.
Jova śpiewa głównie w ojczystym języku, więc przez długi czas był tylko lokalną gwiazdką. Światowy rozgłos przyniósł mu utwór "Pępek świata", który niesie w sobie taką dawkę pozytywnej energii, że nic, nawet nieznajomość włoskiego, nie mogło ograniczyć jego sukcesu.
Bębenki w dłoń!!!
Innymi słowy wcielenie humanitaryzmu, szlachetności i wszystkiego tego, co w człowieku najlepsze. Aż miałbym ochotę wziąć go na bok i obić mu ryja.
Jova śpiewa głównie w ojczystym języku, więc przez długi czas był tylko lokalną gwiazdką. Światowy rozgłos przyniósł mu utwór "Pępek świata", który niesie w sobie taką dawkę pozytywnej energii, że nic, nawet nieznajomość włoskiego, nie mogło ograniczyć jego sukcesu.
Bębenki w dłoń!!!


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
ANGRA - z brazylijską sceną metalową kojarzy mi się tylko jeden zespół, ale to nie znaczy, że nie powstają tam interesujące projekty. Początki Angry sięgają 1991 roku, choć jeszcze przez długi czas nikt, poza ich sąsiadami o nich nie słyszał. Dla mnie zespół zaistniał dopiero przy płycie "Rebirth" (2001r) i byłem pod sporym wrażeniem nie tylko samej muzyki, ale i jej rodowodu. Przez długi czas sądziłem, że to kolejna niemiecka kapela, a tu niespodzianka. To niestety jeden z przykrych efektów globalizacji, bo od pewnego czasu, próba znalezienia różnic w brzmieniu jest dla mnie równie nieosiągalna, jak odróżnienie ecru od beżowego, czy kremowobiałego - a szkoda.
Muszę powiedzieć, że na stare lata zaczynam wracać do szeroko rozumianego heavy i power metalu. Zawsze trochę długo trwa, zanim się przestawię na te wysokie tony wokalistów, ale co by nie mówić, to są zwykle cudownie skomplikowane kompozycje i świetnie zaaranżowane.
Muszę powiedzieć, że na stare lata zaczynam wracać do szeroko rozumianego heavy i power metalu. Zawsze trochę długo trwa, zanim się przestawię na te wysokie tony wokalistów, ale co by nie mówić, to są zwykle cudownie skomplikowane kompozycje i świetnie zaaranżowane.


-
piotr_cebo
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 1514
- Rejestracja: 25 grudnia 2007, 15:14
- Lokalizacja: Kraków
LOU REED & METALLICA - The View
Nowy utwór z nadchodzącej wspólnej płyty artystów "Lulu". Pierwotnie płyta miała zawierać wspólnie nagrane covery Lou, jednak po pewnym czasie pojawił się pomysł przerobienia kilku piosenek, które Reed napisał kiedyś do spektaklu 'Lulu'. Metallica nagrała muzyke, teksty dopracował Lou i tak powstała "Lulu". Jak narazie mamy przedsmak 10 odcinkowej historii tytułowej kobiety.
Ja o piosence wypowiadał się nie będą, ponieważ po wielokrotnym przesłuchaniu targają mną skrajne emocje i nie wyrobiłem sobie o niej jeszcze zdania. A co Wy sądzicie?
Nowy utwór z nadchodzącej wspólnej płyty artystów "Lulu". Pierwotnie płyta miała zawierać wspólnie nagrane covery Lou, jednak po pewnym czasie pojawił się pomysł przerobienia kilku piosenek, które Reed napisał kiedyś do spektaklu 'Lulu'. Metallica nagrała muzyke, teksty dopracował Lou i tak powstała "Lulu". Jak narazie mamy przedsmak 10 odcinkowej historii tytułowej kobiety.
Ja o piosence wypowiadał się nie będą, ponieważ po wielokrotnym przesłuchaniu targają mną skrajne emocje i nie wyrobiłem sobie o niej jeszcze zdania. A co Wy sądzicie?
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
No proszę, dwie legendy spotkały się i stworzyły wspólnie album. Sam nie wiem, co o tym sądzić. Fanem The Velvet Underground nie byłem, choć trudno zaprzeczyć, że Lou pisał świetne, mocne teksty, ale czy to wystarczy?
Przesłuchałem kilka razy udostępniony utwór - "The View" i dalej jestem w kropce. Ta charakterystyczna dla Reeda monotonna deklamacja, ma w sobie coś hipnotyzującego - nie darmo o tym artyście mówiono, że ma inklinacje do bycia kaznodzieją lub apokaliptycznym prorokiem, ale to nie ten rodzaj przeżycia, jakiego oczekiwałem i do jakiego jestem przyzwyczajony. Być może wychodzi tu moja emocjonalna niedojrzałość, ale ja lubię, jak coś mną szarpnie, strzeli w pysk i zostawi na macie bez tchu, a nie stara się subtelnie przeniknąć do świadomości.
Przesłuchałem kilka razy udostępniony utwór - "The View" i dalej jestem w kropce. Ta charakterystyczna dla Reeda monotonna deklamacja, ma w sobie coś hipnotyzującego - nie darmo o tym artyście mówiono, że ma inklinacje do bycia kaznodzieją lub apokaliptycznym prorokiem, ale to nie ten rodzaj przeżycia, jakiego oczekiwałem i do jakiego jestem przyzwyczajony. Być może wychodzi tu moja emocjonalna niedojrzałość, ale ja lubię, jak coś mną szarpnie, strzeli w pysk i zostawi na macie bez tchu, a nie stara się subtelnie przeniknąć do świadomości.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
JET - zespół rockowy z Australii. O samych muzykach specjalnie nic nie wiem i nie ma to tu żadnego znaczenia. Istotne jest to, że chłopcy grają bezpretensjonalny kawał solidnego rocka i to takiego mocno garażowego. Silnie rytmiczne kawałki z wprost genialnym brzmieniem gitary, która przywodzi na myśl lata 70te. Soczyste bębny, odpowiednio rockandrollowy wokal i całkiem zabawne teksty Niestety czas...em także smęcą, więc nie polecam zakupu ich płyt, tylko skombinowanie sobie składanki w stylu "best of..."
Mój ulubiony kawałek, który brzmieniowo nieodparcie kojarzy mi się z legendarnym zespołem - Free i ich utworem "All Right Now"
A tu chyba najbardziej znana ich kompozycja
Mój ulubiony kawałek, który brzmieniowo nieodparcie kojarzy mi się z legendarnym zespołem - Free i ich utworem "All Right Now"
A tu chyba najbardziej znana ich kompozycja


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Dobre, bo polskie, czy może - Dobre mimo, że polskie?
Jak patrzę na dzisiejsze trendy w muzyce, to mam ochotę kopnąć się piętą w cycki. Gdzie jest rockandroll się pytam? Gdzie niegrzeczni chłopcy z gitarami. Czemu jedynym facetem z długimi piórami, jakiego zaczęła pokazywać telewizja po tylu latach posuchy, to musi być akurat Michał Szpak? To już lepiej by puścili "Janosika".
Dobra, ale akurat teraz nie chce tu marudzić tylko wspomnieć o 3 zespołach. O dziwo polskich zespołach, które temu plastikowemu światu taniej popeliny mówią stanowcze NIE i którymi naprawdę warto się zainteresować. Pomimo totalnej olewki ze strony oficjalnych mediów, chłopaki robią swoje. Znajdują podobnych zapaleńców, którzy za psie grosze robią całkiem profesjonalne teledyski, nagrywają płyty i dają wspaniałe koncerty, czekając na lepszą koniunkturę. Czekamy i My.
BLACK RIVER - kapela powstała na zgliszczach nieodżałowanego Neolithic. Teledysk z Magdaleną Cielecką, czyli polskie "Smack my bitch up"
o CORRUPTION już kiedyś wspominałem, ale dobrego nigdy za wiele. Chłopcy są z miasta, które kojarzy mi się tylko z jednym - "Jakby Cię pytali czemuś taki czarniawy, to powiedz, że Twój ojciec był kUminiarzem z SandoMIrza".
ROOTWATER - warszawskie klimaty raz jeszcze, czyli nie bijcie Taffa, bo straszna z niego chudzina.
Jak patrzę na dzisiejsze trendy w muzyce, to mam ochotę kopnąć się piętą w cycki. Gdzie jest rockandroll się pytam? Gdzie niegrzeczni chłopcy z gitarami. Czemu jedynym facetem z długimi piórami, jakiego zaczęła pokazywać telewizja po tylu latach posuchy, to musi być akurat Michał Szpak? To już lepiej by puścili "Janosika".
Dobra, ale akurat teraz nie chce tu marudzić tylko wspomnieć o 3 zespołach. O dziwo polskich zespołach, które temu plastikowemu światu taniej popeliny mówią stanowcze NIE i którymi naprawdę warto się zainteresować. Pomimo totalnej olewki ze strony oficjalnych mediów, chłopaki robią swoje. Znajdują podobnych zapaleńców, którzy za psie grosze robią całkiem profesjonalne teledyski, nagrywają płyty i dają wspaniałe koncerty, czekając na lepszą koniunkturę. Czekamy i My.
BLACK RIVER - kapela powstała na zgliszczach nieodżałowanego Neolithic. Teledysk z Magdaleną Cielecką, czyli polskie "Smack my bitch up"
o CORRUPTION już kiedyś wspominałem, ale dobrego nigdy za wiele. Chłopcy są z miasta, które kojarzy mi się tylko z jednym - "Jakby Cię pytali czemuś taki czarniawy, to powiedz, że Twój ojciec był kUminiarzem z SandoMIrza".
ROOTWATER - warszawskie klimaty raz jeszcze, czyli nie bijcie Taffa, bo straszna z niego chudzina.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Piosenki o wielkiej namiętności są jak fatamorgana na pustyni. Najpierw człowiek jest zachwycony i zauroczony. Widzi piękne pałace, oazy i wielbłądy i jest pięknie. Jednak po jakimś czasie, pałace, oazy znikają, cały czar gdzieś pryska i człowiek zostaje sam na sam z wkurwionym wielbłądem.
Jednak w przypadku tego utworu, taki proces nie zachodzi - przynajmniej u mnie.
Dla mnie wciąż ta piosenka, jej tekst i teledysk jest cholernie mocno kopiącym doznaniem, powodując dziwne echo, gdzieś w mrocznej części mojej duszy.
Hey little girl, wanna go for a ride ?
There's room and my wagon is parked right outside
We can cruise down Rober Street all night long
But I think I'll just rape you and kill you instead
Diane...
I hear there's a party at Lake Cove
It's be much easier if I drove
We could check it out, we can go and see
Come on take a ride with me
Diane...
Lay down together for a while
I'll put all your clothes in a nice neat little pile
You're the cutest girl I've ever seen in my life
but it's over now and with my knife
Jednak w przypadku tego utworu, taki proces nie zachodzi - przynajmniej u mnie.
Dla mnie wciąż ta piosenka, jej tekst i teledysk jest cholernie mocno kopiącym doznaniem, powodując dziwne echo, gdzieś w mrocznej części mojej duszy.
Hey little girl, wanna go for a ride ?
There's room and my wagon is parked right outside
We can cruise down Rober Street all night long
But I think I'll just rape you and kill you instead
Diane...
I hear there's a party at Lake Cove
It's be much easier if I drove
We could check it out, we can go and see
Come on take a ride with me
Diane...
Lay down together for a while
I'll put all your clothes in a nice neat little pile
You're the cutest girl I've ever seen in my life
but it's over now and with my knife


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
FADING COLOURS
Cytując kultową piosenkę zespołu Less Than Jake - "All my best friends are metal heads", ale jest wśród nich jeden, który poszedł w inną stronę. Uwielbia klimaty dark, gothic, electro i "uj wi", co jeszcze. Łazi ciągle na jakieś dziwaczne koncerty, obowiązkowo w glanach świecące jak psu jajca i w podkoszulce ze zdechłym śledziem udającym krawat. Normalnie, to bym się go wyrzekł, sprał po pysku i kazał iść w cholerę, ale po pierwsze, z niego kawał chłopa i to takiego, że bez wideł nie podchodź. Po drugie, chłopak cierpi na różne zaburzenia i jest z lekka upośledzony.
Czasem przyłazi do mnie i pół dnia męczy jakimiś czerstwymi kawałkami z YT, a ja z tej litości uśmiecham się i kiwam głową, że fajne. W końcu kolega i trochę mi go żal.
Jednak kiedyś mnie zaskoczył i puścił bardzo fajny numer. Na dodatek okazało się, że to polska kapela, choć zdecydowanie bardziej popularna w Europie niż w naszym kraju.
O zespole nie wiem prawie nic, więc jakby znalazł się fan i miał ochotę o niej opowiedzieć, to zapraszam.
Cytując kultową piosenkę zespołu Less Than Jake - "All my best friends are metal heads", ale jest wśród nich jeden, który poszedł w inną stronę. Uwielbia klimaty dark, gothic, electro i "uj wi", co jeszcze. Łazi ciągle na jakieś dziwaczne koncerty, obowiązkowo w glanach świecące jak psu jajca i w podkoszulce ze zdechłym śledziem udającym krawat. Normalnie, to bym się go wyrzekł, sprał po pysku i kazał iść w cholerę, ale po pierwsze, z niego kawał chłopa i to takiego, że bez wideł nie podchodź. Po drugie, chłopak cierpi na różne zaburzenia i jest z lekka upośledzony.
Czasem przyłazi do mnie i pół dnia męczy jakimiś czerstwymi kawałkami z YT, a ja z tej litości uśmiecham się i kiwam głową, że fajne. W końcu kolega i trochę mi go żal.
Jednak kiedyś mnie zaskoczył i puścił bardzo fajny numer. Na dodatek okazało się, że to polska kapela, choć zdecydowanie bardziej popularna w Europie niż w naszym kraju.
O zespole nie wiem prawie nic, więc jakby znalazł się fan i miał ochotę o niej opowiedzieć, to zapraszam.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Poszukiwania dobrej, gitarowej kapeli powstałej po 2000 roku, trwa...
5FDP - czyli Five Finger Death Punch. Kalifornijski zespół metalowy, który w swoich tekstach często porusza tematy militarne. Chłopaki mocno się identyfikują z losem przeciętnego, amerykańskiego żołnierza i bez żadnego zakłopotania owijają flagą. Cóż, każdy orze jak może, a ten rodzaj publiki jest dobry jak każdy inny. Trzeba jednak im oddać, że poświęcają sporo czasu na bezpłatne koncerty dla swoich rodaków wysłanych przez rząd do różnych egzotycznych "placówek".
Cóż, małym chłopcem już nie jestem i żołnierzykami przestałem się bawić, ale ich niektórych utworów całkiem chętnie słucham. Twarde riffy i wokal, który robi wrażenie - czasami do szczęścia to wystarcza.
A tu wyjątkowo piosenka miłosna. Co prawda teledysk równie infantylny jak poprzedni, ale kogo obchodzą obrazki.
5FDP - czyli Five Finger Death Punch. Kalifornijski zespół metalowy, który w swoich tekstach często porusza tematy militarne. Chłopaki mocno się identyfikują z losem przeciętnego, amerykańskiego żołnierza i bez żadnego zakłopotania owijają flagą. Cóż, każdy orze jak może, a ten rodzaj publiki jest dobry jak każdy inny. Trzeba jednak im oddać, że poświęcają sporo czasu na bezpłatne koncerty dla swoich rodaków wysłanych przez rząd do różnych egzotycznych "placówek".
Cóż, małym chłopcem już nie jestem i żołnierzykami przestałem się bawić, ale ich niektórych utworów całkiem chętnie słucham. Twarde riffy i wokal, który robi wrażenie - czasami do szczęścia to wystarcza.
A tu wyjątkowo piosenka miłosna. Co prawda teledysk równie infantylny jak poprzedni, ale kogo obchodzą obrazki.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
MUSHROOMHEAD
Na kapelkę trafiłem przypadkowo, klikając od klipu do klipu na YT (najlepszy sposób na wynajdywanie muzy).
... Skojarzenie ze Slipknotem natychmiastowe. Groźne maski, brutalny wokal, twarde riffy, ale jak się wgryzłem w temat okazało się, że ta kapela zaczęła działalność sporo wcześniej i jeśli już, to chyba Corey i ferajna się tu wzorowali, a nie odwrotnie.
Po przesłuchaniu pierwszych utworów sądziłem, że to dość typowy nu-metal, ale już po chwili musiałem zrewidować swoją opinie. Kapela bardzo udanie i niezwykle klimatycznie łączy muzykę elektroniczną z ciężkimi gitarami. Do tego rzecz raczej niespotykana, jest dwóch równorzędnych wokalistów. A co jeszcze dziwniejsze, ich przenikające się głosy są tak świetnie dobrane, że tworzą nową jakość.
Na plus trzeba także zaliczyć dobre teledyski
To kawałek, który mnie całkowicie uwiódł.
A tu coś zupełnie z innej beczki
Na kapelkę trafiłem przypadkowo, klikając od klipu do klipu na YT (najlepszy sposób na wynajdywanie muzy).
... Skojarzenie ze Slipknotem natychmiastowe. Groźne maski, brutalny wokal, twarde riffy, ale jak się wgryzłem w temat okazało się, że ta kapela zaczęła działalność sporo wcześniej i jeśli już, to chyba Corey i ferajna się tu wzorowali, a nie odwrotnie.
Po przesłuchaniu pierwszych utworów sądziłem, że to dość typowy nu-metal, ale już po chwili musiałem zrewidować swoją opinie. Kapela bardzo udanie i niezwykle klimatycznie łączy muzykę elektroniczną z ciężkimi gitarami. Do tego rzecz raczej niespotykana, jest dwóch równorzędnych wokalistów. A co jeszcze dziwniejsze, ich przenikające się głosy są tak świetnie dobrane, że tworzą nową jakość.
Na plus trzeba także zaliczyć dobre teledyski
To kawałek, który mnie całkowicie uwiódł.
A tu coś zupełnie z innej beczki


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
CCR - czyli Creedence Clearwater Revival. to amerykańska kapela rockowa, która pod tą nazwą rozpoczęła karierę w 1967r. Nie przeginali specjalnie z dragami, nie zachowywali się skandalicznie na i po koncertach, więc w zasadzie, jak na ówczesne standardy była to dość "nudna" grupa. Jednak to co najważniejsze, czyli muzyka, broniła się sama i zdobyła im całe rzesze fanów.
Podejrzewam, że sporo osób może w ogóle nie kojarzyć nazwy tej kapeli, za to ich kompozycje rozpozna na pewno. /NajPhil
I piosenka, a w zasadzie protest song, który już zawsze i jednoznacznie będzie mi się kojarzył z wojną w Wietnamie, niezależnie od okoliczności w jakich ją usłyszę.
Podejrzewam, że sporo osób może w ogóle nie kojarzyć nazwy tej kapeli, za to ich kompozycje rozpozna na pewno. /NajPhil
I piosenka, a w zasadzie protest song, który już zawsze i jednoznacznie będzie mi się kojarzył z wojną w Wietnamie, niezależnie od okoliczności w jakich ją usłyszę.


-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
Zanim nastała era hiphopowców popisujących się w swoich klipach błyskotkami, istniał inny nurt, który potrafił tym zażenować. Mowa o Glam Metalu, inaczej zwanym Pudel Metalem. Biali chłopcy tapirowali sobie włosy, wciskali chude tyłki w obcisłe, skórzane spodenki i z podmalowanymi oczkami śpiewali o miłości. Teledyski pełne były roznegliżowanych dziewcząt, sportowych samochodów oraz ujęć z koncertów, na których tłum omdlewał z zachwytu.
Muszę się przyznać, że na pewien czas uległem tej modzie. Co prawda nigdy nie robiłem nic z włosami, za to wydałem majątek na kowbojki z ostrogami. Do tego obowiązkowa jeansowa kurtałka, na jednym nadgarstku bandana, na drugim tona cieniutkich, srebrnych bransoletek. Normalnie koszmar pełną gębą.
Żebym jeszcze ograniczał się do słuchania takich kapel jak The Cult, czy Guns N' Roses, których twórczość do dzisiaj ma status kultowych. Ale nie, ja musiałem być fanem takich potworków jak Skid Row, Cinderella, Poison, czy L.A. Guns. Dobrze, że przynajmniej Europe nie słuchałem.
Dobra, tak się nabijam z tego okresu, ale gdzieś tam w głębi trochę też za nim tęsknie. To był czas młodości, dziewcząt, które zakładały buty z czubem do krótkiej, letniej sukienki i gorącego słońca.
(Czy tylko moje wspomnienia skąpane są w słonecznych promieniach?)
A tu kilka utworów, które do dziś wzbudzają mój uśmiech.
Damn Yankees
Mr. Big (jeden z najlepszych wokali w branży)
Mötley Crüe
Muszę się przyznać, że na pewien czas uległem tej modzie. Co prawda nigdy nie robiłem nic z włosami, za to wydałem majątek na kowbojki z ostrogami. Do tego obowiązkowa jeansowa kurtałka, na jednym nadgarstku bandana, na drugim tona cieniutkich, srebrnych bransoletek. Normalnie koszmar pełną gębą.
Żebym jeszcze ograniczał się do słuchania takich kapel jak The Cult, czy Guns N' Roses, których twórczość do dzisiaj ma status kultowych. Ale nie, ja musiałem być fanem takich potworków jak Skid Row, Cinderella, Poison, czy L.A. Guns. Dobrze, że przynajmniej Europe nie słuchałem.
Dobra, tak się nabijam z tego okresu, ale gdzieś tam w głębi trochę też za nim tęsknie. To był czas młodości, dziewcząt, które zakładały buty z czubem do krótkiej, letniej sukienki i gorącego słońca.
(Czy tylko moje wspomnienia skąpane są w słonecznych promieniach?)
A tu kilka utworów, które do dziś wzbudzają mój uśmiech.
Damn Yankees
Mr. Big (jeden z najlepszych wokali w branży)
Mötley Crüe


-
yar
Wskaż do odpowiedzi - załapałem bakcyla
- Posty: 96
- Rejestracja: 21 listopada 2007, 23:53
- Kontakt:
Richard Patrick - jeden w ciekawych głosów na rock'owej scenie rynku muzycznego - poniżej ekipy z którymi stworzył zgrane brzmienia.
Filter - zespół, który już od kilkunastu lat zaskakuje ambitnymi aranżacjami muzycznymi. Każdy zainteresowany w/w nurtem powinien coś znaleźć dla siebie - jest drapieżnie ale i również spokojnie.
Army of Anyone - lekka odskocznia od powyższego flagowego produktu - bardzo przyjemna w odsłuchu - jedyny do tej pory wydany płytowy krążek uznaję za wyśmienitą o ile nie najlepszą pozycję dostępną w 2006 roku.
Filter - zespół, który już od kilkunastu lat zaskakuje ambitnymi aranżacjami muzycznymi. Każdy zainteresowany w/w nurtem powinien coś znaleźć dla siebie - jest drapieżnie ale i również spokojnie.
Army of Anyone - lekka odskocznia od powyższego flagowego produktu - bardzo przyjemna w odsłuchu - jedyny do tej pory wydany płytowy krążek uznaję za wyśmienitą o ile nie najlepszą pozycję dostępną w 2006 roku.
-
najphil
Wskaż do odpowiedzi - Expert
- Posty: 2148
- Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
- Lokalizacja: Faroes Island
- Kontakt:
DISTURBED - Kapel Nu-metalowych narobiło się od cholery. Większość z nich błyska jednym, czy dwoma utworami i znika. Jednak w przypadku tego zespołu tak nie jest. To zapewne zasługa Davida Draimana i jego bardzo specyficznego wokalu. Dźwięki jakie potrafi wydać, kojarzą mi się zawsze z wkurzoną małpą.
Disturbed charakteryzuje się tym, że do ciężkich gitarowych riffów dodawane są "zmiękczacze" w postaci elektronicznych bajerów, syntezatorów, czy nawet skratchy, a całość tak zaaranżowana, żeby łatwo wpadała w ucho. Dla metalowców starej szkoły rzecz raczej nie do przyjęcia, ale trzeba przyznać, że akurat im wychodzi to całkiem przyzwoicie.
Pierwszym ich utworem z jakim się zetknąłem, było "Down with the Sickness". Muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem energii tego kawałka i bardzo dobrze budowanego napięcia.
Co prawda nigdy nie zostałem ich fanem, ale nabrałem pewnego szacunku do ich twórczości. Dużo później dostała mi się w łapki płyta "Indestructible" i tu już kompletnie zgłupiałem. Krążek niesie tak sprzeczny przekaz, że zaczyna to przypominać farsę. Z jednej strony mroczne teksty, a z drugiej kompozycje tak melodyjne, że przypominają bardziej disco niż cokolwiek innego. Zresztą z takim zadaniem ta płyta wciąż tkwi na mojej playliście. Jako skocznie taneczny przerywnik dla pozostałych wykonawców.
Tutaj jeden z takich przykładów. Utwór "Inside The Fire", w którym David rozlicza się ze swoich przeżyć związanych z samobójczą śmiercią narzeczonej. Poważny temat, ale ciężko się to wczuć, gdy człowiek ma ochotę radośnie pohasać.
Disturbed charakteryzuje się tym, że do ciężkich gitarowych riffów dodawane są "zmiękczacze" w postaci elektronicznych bajerów, syntezatorów, czy nawet skratchy, a całość tak zaaranżowana, żeby łatwo wpadała w ucho. Dla metalowców starej szkoły rzecz raczej nie do przyjęcia, ale trzeba przyznać, że akurat im wychodzi to całkiem przyzwoicie.
Pierwszym ich utworem z jakim się zetknąłem, było "Down with the Sickness". Muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem energii tego kawałka i bardzo dobrze budowanego napięcia.
Co prawda nigdy nie zostałem ich fanem, ale nabrałem pewnego szacunku do ich twórczości. Dużo później dostała mi się w łapki płyta "Indestructible" i tu już kompletnie zgłupiałem. Krążek niesie tak sprzeczny przekaz, że zaczyna to przypominać farsę. Z jednej strony mroczne teksty, a z drugiej kompozycje tak melodyjne, że przypominają bardziej disco niż cokolwiek innego. Zresztą z takim zadaniem ta płyta wciąż tkwi na mojej playliście. Jako skocznie taneczny przerywnik dla pozostałych wykonawców.
Tutaj jeden z takich przykładów. Utwór "Inside The Fire", w którym David rozlicza się ze swoich przeżyć związanych z samobójczą śmiercią narzeczonej. Poważny temat, ale ciężko się to wczuć, gdy człowiek ma ochotę radośnie pohasać.


-
Wskaż do odpowiedzi
Pierwszej płyty "Disturbed" słuchałem - jak się okazało - z zacięciem godnym lepszej sprawy
Mocna, oryginalna w specyficznym frazowaniu wokalisty, mroczna, generalnie byłem bardziej na tak, niż jakiekolwiek jury programu muzycznego było
Później już tak cudnie nie było, męczyła mnie powtarzalność nowych utworów, z których na płycie jeden nie odróżniał się od drugiego. Ale ten okres pierwszej pyty wspominam dobrze 



Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości