Zakładam od razu temat o tym serialu, bo asd znowu przyjdzie do głowy, że nikt się tym serialem nie interesuje
I wklejam ostatnią moją wypowiedź ze starego forum odnośnie ostatnich odcinków, w celach rozpoczęcia dyskusji
Serial - moim zdaniem - złapał drugi oddech. Po słabiutkiej końcówce trzeciego sezonu, wrócił do tego, co w nim najlepsze: czyli połączenia tajemnicy z satyrą społeczną, dramatu z komedią.
Bardzo ciekawie prezentowana jest główna zagadka serialu - czyli motyw pokoju, w którym stało się coś złego. Oszczędne dawkowanie faktów, często sprzecznych ze sobą - wygląda to dobrze, daje nadzieję na jakieś niebanalne rozwiązanie, tym bardziej, że te najbardziej oczywiste zostało już przekreślone.
No i humor, ten ironiczny i bardziej ludyczny - znowu w najwyższej formie. Szczytowym momentem jest scena z ostatniego odcinka - kiedy to bohaterowie przebrani na Haloween, zmuszeni zostają do - spoiler - odebrania porodu. Wygląda to niesamowicie - kapitalny pomysł.
No i wciągający wątek Gabriell i jej byłego męża. Niby to tylko element romansowy, ale jak to jest zrobione! No i zanosi się na dość krwawe (albo i nie) rozwiązanie
O ile w przypadku "Prioson Break" czy "Lost" strajk scenarzystów jest mi doskonale obojętny, to jeśli chodzi o "Desperate Housewives" martwi mnie on bardzo. Wielka szkoda by była, gdyby nie udało się historii z tego sezonu doprowadzić do końca. Wyszłoby znowu tak, jak w trzecim sezonie, gdy zagadka została rozwiązana w ... połowie serii. Bez sensu.
Zakładam od razu temat o tym serialu, bo asd znowu przyjdzie do głowy, że nikt się tym serialem nie interesuje :wink:
I wklejam ostatnią moją wypowiedź ze starego forum odnośnie ostatnich odcinków, w celach rozpoczęcia dyskusji :)
Serial - moim zdaniem - złapał drugi oddech. Po słabiutkiej końcówce trzeciego sezonu, wrócił do tego, co w nim najlepsze: czyli połączenia tajemnicy z satyrą społeczną, dramatu z komedią.
Bardzo ciekawie prezentowana jest główna zagadka serialu - czyli motyw pokoju, w którym stało się coś złego. Oszczędne dawkowanie faktów, często sprzecznych ze sobą - wygląda to dobrze, daje nadzieję na jakieś niebanalne rozwiązanie, tym bardziej, że te najbardziej oczywiste zostało już przekreślone.
No i humor, ten ironiczny i bardziej ludyczny - znowu w najwyższej formie. Szczytowym momentem jest scena z ostatniego odcinka - kiedy to bohaterowie przebrani na Haloween, zmuszeni zostają do - spoiler - odebrania porodu. Wygląda to niesamowicie - kapitalny pomysł.
No i wciągający wątek Gabriell i jej byłego męża. Niby to tylko element romansowy, ale jak to jest zrobione! No i zanosi się na dość krwawe (albo i nie) rozwiązanie
O ile w przypadku "Prioson Break" czy "Lost" strajk scenarzystów jest mi doskonale obojętny, to jeśli chodzi o "Desperate Housewives" martwi mnie on bardzo. Wielka szkoda by była, gdyby nie udało się historii z tego sezonu doprowadzić do końca. Wyszłoby znowu tak, jak w trzecim sezonie, gdy zagadka została rozwiązana w ... połowie serii. Bez sensu.
Jak pół roku temu zachorowałem i nie chodziłem do szkoły to obejrzałem pierwszą i drugą serię. Żałowałem, że dłużej nie chorowałem, bo mógłbym obejrzeć także trzecią. Teraz na bieżąco oglądam serial i mogę stwierdzić, że jest świetny. Nie jest może na pierwszym miejscu w rankingu ale jest w czołówce.
Jak pół roku temu zachorowałem i nie chodziłem do szkoły to obejrzałem pierwszą i drugą serię. Żałowałem, że dłużej nie chorowałem, bo mógłbym obejrzeć także trzecią. Teraz na bieżąco oglądam serial i mogę stwierdzić, że jest świetny. Nie jest może na pierwszym miejscu w rankingu ale jest w czołówce.
Jest to serial, na który możemy liczyć z pomysłowością każdego odcinka. Kolejne epizody są bardzo dobre i możemy być pewni, że na pewno coś się nieoczekiwanego zdarzy. A wątek Gabrielli, to już poważna sprawa zaczyna się wątek kryminalny ( oj tak miłość czasem może zabić ) Poza tym jest to serial, w którym nie możemy opuścić żadnego odcinka, z powodu nie tego, że zgubimy wątek, ale z tego powodu, że możemy nie zrozumieć sensu przyszłych działań naszych "zakręconych" bohaterek.
Jest to serial, na który możemy liczyć z pomysłowością każdego odcinka. Kolejne epizody są bardzo dobre i możemy być pewni, że na pewno coś się nieoczekiwanego zdarzy. A wątek Gabrielli, to już poważna sprawa :wink: zaczyna się wątek kryminalny ( oj tak miłość czasem może zabić :D ) Poza tym jest to serial, w którym nie możemy opuścić żadnego odcinka, z powodu nie tego, że zgubimy wątek, ale z tego powodu, że możemy nie zrozumieć sensu przyszłych działań naszych "zakręconych" bohaterek.
w 4 sezonie wg mnie na razie najlepszy był odcinek 6. halloween party i scena porodu były niesamowicie zabawne! wreszcie polubiałam Danielle;)
i ostatnio 7 odcinek mnie zaszokował... tzn. Gabrielle!
szkoda, że przez strajk scenarzystów serial może się zakończyć;( no cóż na razie z niecierpliwością czekam na zapowiedziane wielkie tornado
w 4 sezonie wg mnie na razie najlepszy był odcinek 6. halloween party i scena porodu były niesamowicie zabawne! wreszcie polubiałam Danielle;) i ostatnio 7 odcinek mnie zaszokował... tzn. Gabrielle! szkoda, że przez strajk scenarzystów serial może się zakończyć;( no cóż na razie z niecierpliwością czekam na zapowiedziane wielkie tornado ;)
oj tam strajk nie zakonczy serialu, poprostu moze go nieco opoznic jak kazdy inny. a jesli chodzi o gabriele to slyszalam gdzies ze eva longoria chce opuscic serial bo rodzine jej sie zachcialo zakladac...miejmy nadzieje ze jej sie odwidzi
oj tam strajk nie zakonczy serialu, poprostu moze go nieco opoznic jak kazdy inny. a jesli chodzi o gabriele to slyszalam gdzies ze eva longoria chce opuscic serial bo rodzine jej sie zachcialo zakladac...miejmy nadzieje ze jej sie odwidzi :D
Też to wyczytałem, że chce odejść. Ciekawe czy ją uśmiercą (może Wiktor to zrobi) :? czy wyślą ja na wycieczkę dookoła świata. Coś mi się wydaję, że pewnie niektórym bohaterom to w głowie sie poprzewraca, będą chcieli odejść od serialu i zrobić pewnie "karierę" filmową ( i stanie się tak jak z serialem Przyjaciele). Oby nie. A jeśli już tak to też po 10 sezonach, po szkoda serialu
Też to wyczytałem, że chce odejść. Ciekawe czy ją uśmiercą (może Wiktor to zrobi) :? czy wyślą ja na wycieczkę dookoła świata.:D Coś mi się wydaję, że pewnie niektórym bohaterom to w głowie sie poprzewraca, będą chcieli odejść od serialu i zrobić pewnie "karierę" filmową ( i stanie się tak jak z serialem Przyjaciele). Oby nie. A jeśli już tak to też po 10 sezonach, po szkoda serialu :)
Ot, i kolejny serial z którym jestem na bieżąco. Po dość silnych naciskach ze strony mojej panny
...i podoba mi się. Trudno, żeby nie, bo Desperatki są zwyczajnie dobre. Chociaż w ich przypadku kolejne sezony nie powinny powstawać wcale nie dlateo że mogą być naciągane, tylko dlatego że z czasem może się to zmienić w telenowelę - o ile serial opowiadający o życiu czterech kobiet i ich perytpetiach miłosnych jest miłą odskocznią od nieutannych tajemnic, mordów, dochodzeń, walk o przetrwanie i porachunków gangterskich, o tyle stopniowo ta ryba zaczyna pośmierdywać (bo jeszcze nie śmierdzieć) i kolejne krzyżówki rozpłodowe mieszkańców Wisteria Lane stają się coraz bardziej nieciekawe.
Pierwszy sezon był grejt. Drugi już bardzo nie. Na każdą serię przypada jakiś wątek kryminalny pchający akcję do przodu, i chociaż bynajmniej nie najważniejszy, wciąż ważny. I w dwójce ten wątek zawiódł, bo aptekarz sobie poszedł w 1/3 sezonu, a perypetie Betty Applewhite i jej stadka uroczych murzynków interesowały już chyba tylko tych tytułowych zdesperowanych. W trójce na pierwszy plan wysunął się wreszcie Orson ze swoją mamusią, i to było ciekawe, tyle że... w 2/3 sezonu wątek się skończył. Ta nowa z sezonu czwartego wydaje mi się żywcem zerżnięta z Betty (nienajlepszy wzorzec), i na litość boską, rozumiem że każdy ma swoje dirty laundry, ale odmawiam przyjęcia do wiadomości że cale dirty laundry Stanów musi lub musiało rezydować na teoretycznie spokojnej ulicy na przedmieściach, gdzie każdy albo trzyma trupa w lodówce, albo ma obóz koncentracyjny w piwnicy, albo pochodzi z rodziny z długimi morderczymi tradycjami. Nie - nie łykam tego i tle.
Może się tak nie wydawać, bo w większosci tekstu wylewam żale (kac robi swoje), ale Desperatki lubię. Są śmieszne, lekkie i mądre, i je polecam, dziewczynom przede wszystkim, ale ich facetom też - warto
Ot, i kolejny serial z którym jestem na bieżąco. Po dość silnych naciskach ze strony mojej panny :)
...i podoba mi się. Trudno, żeby nie, bo Desperatki są zwyczajnie dobre. Chociaż w ich przypadku kolejne sezony nie powinny powstawać wcale nie dlateo że mogą być naciągane, tylko dlatego że z czasem może się to zmienić w telenowelę - o ile serial opowiadający o życiu czterech kobiet i ich perytpetiach miłosnych jest miłą odskocznią od nieutannych tajemnic, mordów, dochodzeń, walk o przetrwanie i porachunków gangterskich, o tyle stopniowo ta ryba zaczyna pośmierdywać (bo jeszcze nie śmierdzieć) i kolejne krzyżówki rozpłodowe mieszkańców Wisteria Lane stają się coraz bardziej nieciekawe.
Pierwszy sezon był grejt. Drugi już bardzo nie. Na każdą serię przypada jakiś wątek kryminalny pchający akcję do przodu, i chociaż bynajmniej nie najważniejszy, wciąż ważny. I w dwójce ten wątek zawiódł, bo aptekarz sobie poszedł w 1/3 sezonu, a perypetie Betty Applewhite i jej stadka uroczych murzynków interesowały już chyba tylko tych tytułowych zdesperowanych. W trójce na pierwszy plan wysunął się wreszcie Orson ze swoją mamusią, i to było ciekawe, tyle że... w 2/3 sezonu wątek się skończył. Ta nowa z sezonu czwartego wydaje mi się żywcem zerżnięta z Betty (nienajlepszy wzorzec), i na litość boską, rozumiem że każdy ma swoje dirty laundry, ale odmawiam przyjęcia do wiadomości że cale dirty laundry Stanów musi lub musiało rezydować na teoretycznie spokojnej ulicy na przedmieściach, gdzie każdy albo trzyma trupa w lodówce, albo ma obóz koncentracyjny w piwnicy, albo pochodzi z rodziny z długimi morderczymi tradycjami. Nie - nie łykam tego i tle.
Może się tak nie wydawać, bo w większosci tekstu wylewam żale (kac robi swoje), ale Desperatki lubię. Są śmieszne, lekkie i mądre, i je polecam, dziewczynom przede wszystkim, ale ich facetom też - warto :)
Taaak, ale gdyby to nie było celowo karykaturalnie przerysowane i skomasowane na niewielkiej ulicy na przedmieściach w sumie niewielkiego miasta, byłoby zwyczajnie nudne i sezon musiałby mieć z 3000 odcinków - niestrawnych, chyba o strzyżeniu trawy i oglądaniu telewizji przez amerykanów. A tak, mamy tu jeden z odcieni ameryki jakoby w piugłce. Naprawdę świetny serial. W sumie zaczynałem go oglądać przypadkowo - no może niezupełnie całkiem przypadkowo - chciałem popatrzeć sobie na Evę Longorię
Taaak, ale gdyby to nie było celowo karykaturalnie przerysowane i skomasowane na niewielkiej ulicy na przedmieściach w sumie niewielkiego miasta, byłoby zwyczajnie nudne i sezon musiałby mieć z 3000 odcinków - niestrawnych, chyba o strzyżeniu trawy i oglądaniu telewizji przez amerykanów. A tak, mamy tu jeden z odcieni ameryki jakoby w piugłce. Naprawdę świetny serial. W sumie zaczynałem go oglądać przypadkowo - no może niezupełnie całkiem przypadkowo - chciałem popatrzeć sobie na Evę Longorię :)
Biorąc pod uwagę, że to zdaje się ostatni odcinek przed dłuższą przerwą - jest to jeden z lepszych i autentycznie przejmujących "cliffhangerów" ostatnich czasów. Przemyślana konstrukcja odcinka - od zapowiedzi katastrofy przez nieustanne narastanie napięcia aż do dramatycznego (w sensie "przyrodniczym" i metaforycznym) rozwiązania. Piękne. Ale i wybitnie denerwujące. Choć pewnie taka rola "cliffnangera"
A co do trupów, to faktycznie - pewnie będzie ich mniej, niż to wygląda, ale z drugiej strony to nie "Heroes", w którym zmartwychwstaje się tak, jakby się szło do sklepu po pieczywo
Biorąc pod uwagę, że to zdaje się ostatni odcinek przed dłuższą przerwą - jest to jeden z lepszych i autentycznie przejmujących "cliffhangerów" ostatnich czasów. Przemyślana konstrukcja odcinka - od zapowiedzi katastrofy przez nieustanne narastanie napięcia aż do dramatycznego (w sensie "przyrodniczym" i metaforycznym) rozwiązania. Piękne. Ale i wybitnie denerwujące. Choć pewnie taka rola "cliffnangera" :)
A co do trupów, to faktycznie - pewnie będzie ich mniej, niż to wygląda, ale z drugiej strony to nie "Heroes", w którym zmartwychwstaje się tak, jakby się szło do sklepu po pieczywo :wink:
hehe txt Mary Alice na początku że któraś straci męża i dobrego przyjaciele. Tylko idiota mógł się nie domyśleć że chodzi o Toma. Swoją drogą jak Viktor dostał ze sztachety to chyba pierwszy raz byłą krew w serialu
hehe txt Mary Alice na początku że któraś straci męża i dobrego przyjaciele. Tylko idiota mógł się nie domyśleć że chodzi o Toma. Swoją drogą jak Viktor dostał ze sztachety to chyba pierwszy raz byłą krew w serialu :P