🧺🐰🥚🐑🫘🌿 Wesołego Alleluja 🌿🐇🐣🌷

(Niekoniecznie) fajny film (niekoniecznie) wczoraj widziałem

Dyskusje ogólne, nie tylko na tematy związane z serialami TV ale też:
Kino, Muzyka, Film, Wydarzenia, Internet, Społeczność.. itp.
gracek17
Wskaż do odpowiedzi
youtube Warszawa

Post autor: gracek17 »

Oglądałem ten film dosyć nie dawno i bardzo mi się spodobał (mimo niemczyzny w tle :-) ) nawet bardziej niż "Pandorum" :-) .
najphil pisze:W filmie, szczególnie na początku, widać inspirację twórców takimi produkcjami jak: "Alien" czy "Pandorum". Jednak najbliżej mu do filmu "Sunshine".
Naprawdę twórcy nie mogli wzorować się na "Pandorum" bo obydwa filmy wyszły w 2009 :smile: Ot taka mała uwaga :-p
Helventis
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Helventis »

ja ogladałem wczoraj w kinie Clash of the titans. Film rzekomo w 3D ale albo jestem ślepy albo tego 3D z mojej kopi ktoś podpie*dolil i nic prawie nie bylo...
Tak wiem, film na początku nie był robiony w 3D tylko potem sztucznie przerobiony, ale... mogli się jednak troche bardziej postarać. Zeby na cały film w może 3 scenach było widać jakiś trójwymiarowy efekt to troche mizernie ...Fabularnie jednak nawet ciekawe, oglądało się to dosyć przyjemnie ... tylko wkurza mnie to że teraz nagle w każdym filmie w tej czy innej roli widze Sama Worthingtona który stał się nie wiadomo jaką gwiazdą po kasowym sukcesie Avatara ...
A Avatara widzialem wreszcie kilka tygodni temu w kinie (tak tak, zarzekałem się że nie pójdę do kina na niebieskie koty z kosmosu, ale jednak gdy już prawie tego nie grają się wybrałem z nudów bo w kinie nic ciekawego innego nie grali a wszyscy znajomi jak o tym opowiadali to prawie kisiel w majtach mieli :P ) . No i nawet nawet film. Fabuła płytka ale na nic innego nie liczyłem to się nie rozczarowałem. Efekty fajne, świat wykreowany ciekawy, no i przede wszystkim porządne 3D a nie to z Clash of the Titans :P.
Oba filmy zapewniły powiedzmy godziwą rozrywkę lecz po Tytanach odczuwa się pewien niedosyt. film trwający 97 minut, z 3D którego faktycznie nie ma, a Avatar z pełnym 3D i trwający 250 minut a bilet w tej samej cenie xD
Awatar użytkownika
Shedao Shai
Wskaż do odpowiedzi
mało przepuszczam
mało przepuszczam
Posty: 1013
Rejestracja: 19 listopada 2007, 23:14
Płeć: Mężczyzna
Ulubiony Serial: Battlestar Galactica
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Shedao Shai »

To ja się odniosę do poprzednich postów.

Po pierwsze, dziękuję ci najphil za polecenie Cargo. Film SF ze Szwajcarii - to już samo w sobie jest ciekawe. A film jest zdecydowanie warty uwagi, co dopiero dla fana sf (którym częściowo jestem; przynajmniej filmy o kosmosie lubię sobie oglądać). Ma klimat, jest dobre uczucie zagrożenia, postacie... może nie powalają, ale też nie są złe. Fantastyczne efekty, widoki, gdyby nie język niemiecki w filmie nigdy bym nie uwierzył że Cargo nie powstało za ciężką kasę w Hollywood. A i ten niemiecki dodaje klimatu, dobre urozmaicenie, dodatkowo nie umiem szprechać po dojcz i fajnie jest od czasu dfo czasu polegać tylko na napisach. Większa tajemniczość :D

Film polecam. Takie skrzyżowanie Sunshine i Pandorum - dwóch filmów które mi się bardzo podobały. No a gdyby nie najphil to pewnie nie wpadłbym na niego jeszcze przez dobrych parę lat, jeśli nie wcale.

Helventis - zgadzam się w 100%. Też byłem wczoraj na Starciu tytanów i w pewnym momencie po prostu ściągnąłem okulary... było wygodniej, a różnicy nie ma. Strasznie na chama to 3D tam wepchali, zresztą z tego co czytałem to studio nalegało, nie reżyser.

Na szczęście film się broni i bez 3D, po 3 piwkach wszedł mi wyśmienicie: dużo bitew, fajne laski, epickość aż się leje, słowem: dobra zabawa.

Tylko pytanie: w każdej roli? To co jeszcze z nim widziałeś? Bo "Starcie" jest pierwszym filmem z Samem który widziałem po "Avatarze". A przed Avatarem był jeszcze Terminator 4 - i tyle. A patrząc na jego filmografię, następne filmy z jego udziałem to same dramaty :) plus ciekawie zapowiadający się "Dracula - Year Zero" - z Samem w roli tytułowej i reżyserem "Kruka" i "Mrocznego miasta" za kamerą... ale to w 2011.
Awatar użytkownika
najphil
Wskaż do odpowiedzi
Expert
Expert
Posty: 2148
Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
Lokalizacja: Faroes Island
Kontakt:

Post autor: najphil »

Obrazek

Niedawno obejrzałem amerykański film "The Invisible" ("Niewidzialny") z 2007 roku i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał. Na tyle, że sięgnąłem po pierwowzór tej produkcji, czyli szwedzki film "Den Osynlige" z 2002 roku. Miałem ochotę przeżyć tę historię raz jeszcze, tym razem pokazaną przez europejskich twórców.

I tu małe zaskoczenie, ale po kolei...

O czym jest film:

Nick Powell jest niezwykle inteligentnym i uzdolnionym uczniem. Odnosi sukcesy zarówno w szkole, jak i w życiu towarzyskim. Marzy mu się wyjazd na kurs pisarski do Londynu. Jednak jego matka nie chce się zgodzić. Mimo tego, w tajemnicy przed nią, decyduje się spełnić swoje marzenie. Kupuje nawet bilet lotniczy. W dniu wyjazdu, w wyniku fatalnego zbiegu okoliczności, zostaje napadnięty i brutalnie pobity przez Annie i jej kompanów. Napastnicy przekonani, że zabili chłopaka, ukrywają jego ciało i uciekają. Nick jednak nie umiera, a jego duch oddziela się od ciała i wraca do domu. Początkowo nieświadomy niczego chłopak szybko zdaje sobie sprawę z tego, że nikt go nie widzi i może jedynie biernie przyglądać się wydarzeniom, w tym poszukiwaniom własnego ciała. A czas ucieka...

Zaskoczeniem było dla mnie to, że oba filmy przez 90% czasu są niemal identyczne i to nie tylko pod względem scenariusza, ale również klimatu i wrażliwości z jaką podejmują temat. Zasadniczą różnicę widać dopiero w końcówce filmu. Amerykańskie zakończenie , mimo dramatycznych wydarzeń tchnie jednak pewnym hmm... optymizmem i dającą się przełknąć nadzieją. W szwedzkiej produkcji wszyscy na końcu przegrywają.

Czy to licząca się w ogólnym rozrachunku różnica? Dla mnie nie. Oba filmy mają niesamowity klimat, który opiera się głównie na aktorstwie pięciu osób. Głównego bohatera Nicka, jego najlepszego przyjaciela, matki, policjanta, który prowadzi śledztwo w sprawie jego zniknięcia oraz, a może przede wszystkim, Annie - dziewczyny, która stała się jego oprawcą. Wielkie brawa należą się odtwórczyniom ról Annie (Margarita Levieva w wersji amerykańskiej i Tuva Novotny w wersji szwedzkiej). Ich postać dziewczyny z patologicznej rodziny, która drogę odreagowania znajduje w przemocy, początkowo budzi w nas odrazę. Jednak w trakcie filmu zmienia się nasz stosunek do niej ze względu na rozbudowany i niejednoznaczny charakter. Rola ta nie była prosta do zagrania, a młodziutkie aktorki poradziły sobie znakomicie.

To zresztą zaskakujące, że w obu produkcjach tak udało się dobrać aktorów, by historia była wiarygodna i trzymała w napięciu.

Która wersja lepsza? Nie umiem odpowiedzieć zdecydowanie. Może z pewnych estetycznych względów polecam wam obejrzeć wersję "made in USA".
Jednak czy wybierzecie szwedzką, czy amerykańską, czeka na was naprawdę przyzwoite dramat-fantasy zrobione z wyczuciem i wysokiej klasy aktorstwem.
ObrazekObrazek
Bostonq
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Bostonq »

Obrazek

Wyjątkowo krótko: w roku 1990 oglądałem "Batmana" w reżyserii Tima Burtona. Aktualnie jest rok 2010, maj. Oglądałem "Kick-Ass". Dwie zupełnie odmienne w swej stylistyce produkcje. Dwa najlepsze "komiksowe" filmy, jakie widziałem (ta, wiem, "Dark Knight" Nolana to arcydzieło, cud, dzieło epokowe - może kiedyś zrozumiem, jako praktykujący, czytający komiksy, fan Batmana - dlaczego...) :) Oczywiście, to pewne uproszczenie ("Batman Returns", "Shadow", "300", "Sin City", "Watchmen", ...), , ale co zrobić - "Kick-Ass" jest cudny, cholernie inteligentny, czapkę zrywa w kadrach, no i od tej pory kibicuję Chloe Moretz w jej aktorskiej karierze (bez skojarzeń, które - nomen omen - są wyrażone w samym filmie...). Jeśli ktoś nie oglądał - to nie bardzo wiem, co tu jeszcze robi - oglądać! (i słuchać, bo muzyka w tym filmie jest sroga i kapitalnie wpasowana w akcję) :)
Awatar użytkownika
najphil
Wskaż do odpowiedzi
Expert
Expert
Posty: 2148
Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
Lokalizacja: Faroes Island
Kontakt:

Post autor: najphil »

No to już się zabieram za oglądanie, szczególnie że w sieci jest już ładna kopia. Choć Dark Knight przeszedł u mnie jakoś bez specjalnego echa, więc rywalizacja z nim nie jest tu jakimś specjalnym wyzwanie . Co innego Watchmen, jeśli chodzi o ekranizację komiksów to ten film rzucił mnie na kolana i bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę. Zobaczymy ...
ObrazekObrazek
Bostonq
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Bostonq »

Oczywiście, "Kick-Ass" to inny rodzaj "wybitności" niż "Watchmen". Ten ostatni to kompleksowa dyskusja z mitem superbohatera, ten pierwszy w sumie też, z tym, że uczynione jest to w duchu totalnej anarchii :) No i trzeba trochę przymknąć oko na drobną kontrowersję - jest to film o dzieciach, ale nie dla dzieci :) To, co wyczynia Hit-Girl może przyprawić niejednego obrońcę moralności o rozległy zawał :)
Shen
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Shen »

najphil pisze:
Która wersja lepsza?
Pierwowzór moim zdaniem lepszy, ciekawsze zakonczenie.
Awatar użytkownika
Shedao Shai
Wskaż do odpowiedzi
mało przepuszczam
mało przepuszczam
Posty: 1013
Rejestracja: 19 listopada 2007, 23:14
Płeć: Mężczyzna
Ulubiony Serial: Battlestar Galactica
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Shedao Shai »

Ja widziałem tylko The Invisible, bardzo fajny film. Jakoś nie czuje potrzeby żeby oglądać oryginału.

Co do Kickass, widziałem trailer, strasznie irytujący, zobaczyłem go i stwierdziłem że na taki film na pewno fo kina nie pójdę. Może w dvdripie. Kiedyś. Może.
wucash
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: wucash »

U mnie było przeciwnie - po trailerach, czekałem z niecierpliwością na Kickass.
Nie potrafiłem zorganizować się i pójść do kina, a w sieci już są wersje w super jakości, także nie było na co czekać...

Krótka piłka - Bostonq ma 100% racji. Film kopie po d*pie, ostanie pól godziny to już miazga.
Spoiler:
Świetna rozrywka. Dawno nie oglądałem czegoś tak fajnego
Steryd
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Steryd »

Shedao Shai pisze:Może w dvdripie
Dzisiaj wyszła R5.
Awatar użytkownika
Shedao Shai
Wskaż do odpowiedzi
mało przepuszczam
mało przepuszczam
Posty: 1013
Rejestracja: 19 listopada 2007, 23:14
Płeć: Mężczyzna
Ulubiony Serial: Battlestar Galactica
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Shedao Shai »

THX captain, wiem ;) dlatego czekam na DVDRIPA - R5 nie oglądam ;)
Awatar użytkownika
najphil
Wskaż do odpowiedzi
Expert
Expert
Posty: 2148
Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
Lokalizacja: Faroes Island
Kontakt:

Post autor: najphil »

Po seansie Kick ass ....

Nieźle, całkiem nieźle, choć jednak daleko mu do Watchmenów .. ja wiem, wiem to są całkowicie różne filmy z całkowicie różnym podejściem. Jednak moja chęć porównania tych produkcji wynika tylko z tego że oba są ekranizacjami komiksów, komiksów o "superbohaterach".

Świetna Hit Girl, cała jej postać jest mocno politycznie niepoprawna (co w dzisiejszych czasach szczególnie cieszy). fajnie się oglądało również Red Mista, ale to w zasadzie wszystkie plusy filmu. No może jeszcze motyw ormiańskiego superbohatera z samego początku filmu (uśmiałem się ).

Nie wkurzacie się na mnie, pewnie z 15 lat temu byłbym zachwycony, ale teraz .. ehh.
Poza kilkoma ciekawymi zagraniami, wartymi zauważenia, docelowym odbiorcą tego filmu pozostają nastolatkowie (czyli już niestety nie ja).

Wnioski: Jako film z gatunku "superbohaterowie" warto obejrzeć, człowiek się nie znudzi, ale dla mnie to "Watchmen" pozostają numerem jeden.
ObrazekObrazek
Shen
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Shen »

Moim zdaniem Kick ass to film roku. Niepotrzebnie pozmieniali kilka rzeczy i troche go ugrzecznili nie wiem czemu skoro i tak ma kategorie R, ale ogolnie swietnie sie oglada, top2 najlepszych ekranizacji komiksow zaraz za Watchmen.
Shedao Shai pisze:THX captain, wiem ;) dlatego czekam na DVDRIPA - R5 nie oglądam ;)
Nie widze zadnej roznicy miedzy ta r5 a dvdripem, wczesniejsze z ktorymi mialem stycznosc zawsze mialy slabszy dzwiek albo obraz ale ta jest ok.
Bostonq
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Bostonq »

Ja tylko dodam, że grupą docelową określoną przez najphila również nie jestem, a mimo to film podobał mi się bardzo :) Więc to chyba nie jest tylko kwestia wieku :)
wucash
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: wucash »

Ja też już nie jestem nastolatkiem, a film przypadł mi do gustu.
Chyba kwestia podejścia. Po trailerach Kick-ass wiadomo było o co chodzi - akcja i komedia.
Znakomicie zrealizowane sceny walki i luzacka otoczka, nie są zarezerwowane tylko dla nastolatków. Produkcja jest efekciarska ale na pewno nie głupa i infantylna.
Helventis
Wskaż do odpowiedzi

Post autor: Helventis »

Kick-Ass miażdży! Świetny film. To co wyczynia Hit-Girl podchodzi pod patologie xD. Fantastyczne sceny walki, dobra fabuła. świetna oprawa muzyczna. Genialny film po prostu :)
Awatar użytkownika
saper202
Wskaż do odpowiedzi
Widziałem wszystko
Widziałem wszystko
Posty: 1343
Rejestracja: 09 grudnia 2008, 18:33
Lokalizacja: ja to wszystko wiem?

Post autor: saper202 »

Obrazek
Proszę, powiedzcie że Polski tytuł to nie Kopacz Pośladkowy :)
W dniu dzisiejsym załapałem że to był żart prima-aprilisowy. A plakcik miażdży :)
Awatar użytkownika
najphil
Wskaż do odpowiedzi
Expert
Expert
Posty: 2148
Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
Lokalizacja: Faroes Island
Kontakt:

Post autor: najphil »

Obrazek

"Robin Hood" - Generalnie na filmie łatwo wieszać psy i większość recenzentów z lubością pastwi się nad nim. Jest to w sumie pusta, niezmiernie naiwna historia, ale nie można zapominać, że każda wersja tej opowieści taka była. Utworów o tym legendarnym bohaterze jest na świecie przeszło setka i każdy z nich cechuje nadmierna dawka patosu, bohaterstwa i poświęcenia. Wszystko to dlatego, że postaci tej nie należy odczytywać dosłownie. To raczej mit i symbol wolności, nieugiętej ludzkiej woli i prawa, a nawet obowiązku do przeciwstawiania się dyktatorskim zapędom.

Jednak w jednej z recenzji tego dzieła znalazłem bardzo poważny zarzut, z którym się całkowicie zgadzam. Otóż Robin nie nosi tu rajtuzów. Jak powszechnie wiadomo te dwie części garderoby (mam na myśli kaptur i rajtuzy) są tak historycznie i tradycyjnie związane ze sobą, że nie powinny występować oddzielnie - to taka mała porada modowa dla dzisiejszych młodych hip-hopowców.

Wydaje mi się, że te negatywne głosy wynikają głównie z obietnic i zapowiedzi twórców, że tym razem będzie to opowieść prawdziwa z bohaterami z krwi i kości. Ludźmi ze słabościami i bez symbolicznie nałożonych moralnych imperatywów. Robin miał nie być do końca taki szlachetny i dobry, a książę Jan bezwzględny i zachłanny.

No cóż, na obietnicach się skończyło, bo Robin, w ogólnym rozrachunku, wciąż jest tu lukrowanym bohaterem walczącym z głupim i okrutnym tyranem.

Postać Ryszarda Lwie Serce ma najlepsze cechy mądrego władcy, niczym średniowieczne moralitety o dobrym królu. To wkurzyło mnie szczególnie. Z przekazów historycznych, szczególnie tych dotyczących jego postępowania w trakcie wyprawy do Ziemi Świętej, można wysnuć wręcz przeciwne wnioski.

Ale cóż, to nie jest film historyczny, tylko przygodowy i jako taka produkcja film doskonale się sprawdza. Tandem Crowe i Scott znów stanął na wysokości zadania i dał nam piękne sceny batalistyczne o wręcz epickim wymiarze. Brutalne, prawdziwe i zrobione z ogromnym rozmachem. Świst wystrzeliwanych strzał, mieszający się z dźwiękami dobywanych mieczy i jękami stratowanych ludzi, powodował u mnie takie skoki adrenaliny i dawał takiego emocjonalnego kopa, że aż sam chciałem się zerwać z fotela, by w dramatycznym uniesieniu rozrzucić popcorn i strzelić w pysk najbliższego dresa... Ale wiek już nie ten i za popcorn trza było zapłacić krocie... to dałem se spokój.

Tak naprawdę najpoważniejszym błędem, do którego można się przyczepić to fakt, że drużyna Robina została potraktowana trochę po macoszemu. Przecież to równie popularni bohaterowie, których wymienia się jednym tchem: braciszek Tuck, Will Scarlet czy Mały John. Niestety reżyser nie skupił się na nich specjalnie i występują tu tylko, jako dość płytkie tło. A szkoda, bo to kolorowe towarzystwo, z którego można było wycisnąć znacznie więcej z dobrym skutkiem dla pogłębienia opowieści.

Polecam wszystkim, którzy jak ja, mają raczej prosty czy wręcz siermiężny gust i nie mają ochoty w każdym filmie doszukiwać się intelektualnych podniet. Dobrze zrobione kino rozrywkowe dające równie dużą satysfakcję
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
najphil
Wskaż do odpowiedzi
Expert
Expert
Posty: 2148
Rejestracja: 24 czerwca 2009, 18:32
Lokalizacja: Faroes Island
Kontakt:

Post autor: najphil »

The Book Of Eli

Czarny Prorok w świecie Fallouta

Obrazek

No cóż, temat końca świata, przynajmniej takiego, jakiego znamy, stał się bardzo popularnym i chodliwym towarem. Apokalipsa trafiła także do kin, więc ostatnio Ziemia niszczona jest w kółko, na setki możliwych sposobów i nic w tym dziwnego. Przełom wieków, naturalne katastrofy, proroctwa wszystko to działa na wyobraźnie masowego odbiorcy.

W filmie "Book of Eli" twórcy nie pokazują jednak samej zagłady, skupiają się na wizji świata 30 lat później. Wiadomo tylko, że była jakaś wojna i na skutek użytej w niej broni, cytuję: "niebo się rozdarło i ziemię zalało palące wszystko słońce". Ocaleli tylko nieliczni, którzy mieli gdzie się ukryć.

Jako ogromny fan gry Fallout, a w zasadzie jej dwóch pierwszych części, nie mogłem się doczekać tego filmu. Jeśli chodzi o stronę plastyczną, nie zawiodłem się. To po prostu krajobraz żywcem przeniesiony z gry. Ogromne połacie spalonej ziemi, pustynia, gdzieniegdzie jakieś resztki zabudowań i wraki samochodów, kompletnie zniszczone miasta i niebo o dziwnym, niepokojącym odcieniu - coś pięknego. Jedyne czego zabrakło to mutantów o zielonej krwi i radioaktywnych skorpionów - fani gry wiedzą, o co chodzi

Kolejnym elementem nawiązującym do Fallouta, i RPG w ogóle, który zauważyłem z satysfakcją, jest bezpardonowe obszukiwanie ciał zabitych. Coś, bez czego w żadnej grze nie da się przetrwać.

Również logice zachowań społecznych, przedstawionych w filmie, nie można nic zarzucić. Większość ludzi dla bezpieczeństwa skupia się w małych, lokalnych grupach wokół w miarę dobrze zachowanych budowli, starając się, na ile jest to możliwe, odbudować choć namiastkę cywilizacji. Poza tymi enklawami panuje chaos i anarchia w czystej postaci. Na drogach grasują bandyci, a samotny podróżny może uważać się za szczęściarza, jeśli go tylko obrabują, bo równie dobrze może stać się głównym składnikiem ich obiadu.
W samych miasteczkach też nie jest łatwo, panuje prawo dżungli, ten ma władzę, kto jest silniejszy, sprytniejszy bardziej bezwzględny. Reszta musi nauczyć się żyć ze zgiętym karkiem. Podobny obraz świata mieliśmy już nieźle ukazany w filmach "The Postman" czy "Mad Max".

To zresztą nie są jedyne nawiązania. Cały film przypomina stary, dobry western. Samotny wędrowiec, miasteczko trochę jak z dzikiego zachodu, którym żelazną ręką rządzi zdeprawowany despota. Strzelanina na środku głównej ulicy przypomina wydarzenia z O.K. Corral, czyli porachunki Wyatta Earpa. Zresztą sami twórcy, wydaje się, że z premedytacją dążyli do nadania takiego klimatu, bo w scenie gdy Redridge jadąc samochodem, bawi się zdobytą maczetą, nuci on melodię z jednego ze spaghetti westernów, skomponowaną przez Ennio Morricone.

Uwagę przykuwa rola Garry'ego Oldmana, oczywiście to nie jest tak błyskotliwa kreacja jak z filmu "Leon Zawodowiec" czy mojego ulubionego "Prawdziwego Romansu", ale facet nadal trzyma poziom. Podobało mi się również to, jak realistycznie kulał po postrzale w nogę. W przeciwieństwie do filmów, w których jakiś inny koleś dostaje kulkę, a w następnej scenie podbiega co najwyżej od czasu do czasu, zaciskając zęby z bólu, tu czuło się cierpienie przy każdym kroku.

W głównej roli zagrał Denzel Washington i od razu powiem, że ja osobiście tego pana nie trawię. Cały pomysł, żeby to właśnie jego obsadzić w roli Eli, od początku przyjąłem z dużym niezadowoleniem. Nie lubię go za szerzenie rasizmu... Te pomysły z festiwalem filmowym dla czarnych twórców... Od razu się zastanawiam, co by było gdyby np. Mel Gibson zaproponował festiwal dla białych, albo to, że w kontrakcie z wytwórnią ma gwarancję, że w filmach nie będzie sceny, w której całuje białą kobietę. Bo to niby przypomina czasy niewolnictwa i wykorzystywanie czarnoskórych mężczyzn przez swoje właścicielki.

Mam z resztą podejrzenia, że to nie była rola pisana dla Denzela. W jednej ze scen bohater, wyjaśniając, czym jest wiara, cytuje słowa Johnny'ego Casha z jego koncertu w Folsom Prison. To raczej mało prawdopodobne, by Afroamerykanin cytował ikonę białej muzyki country.

Moja niechęć do aktora i jego kreacji trwała do momentu, w którym zostaje postrzelony w brzuch. Sposób, w jaki zachowuje się, przez kilka pierwszych sekund, zaraz po przyjęciu kulki, to po prostu majstersztyk, przewijałem tę scenę z dziesięć razy, by móc się tym napawać i powiem wam, że naprawdę aktorstwo najwyższej klasy, zasługujące na mini Oskara.

Dyskusja o tym filmie na Filmwebie jest bardzo zaciekła. Ludzie przerzucają się scenami, w których brakuje logiki. Przykładowo, że bez sensu jest motyw wykrywania kanibali poprzez sprawdzenie, czy trzęsą się im ręce, czy że nie pokazano, jak Solara uwalnia się z jaskini itd. Ze wszystkimi tymi zarzutami się zgadzam, film ma wiele niedoróbek. Jednak najwięcej ataków skierowanych jest przeciwko głównemu pomysłowi na scenariusz, czyli walce o Biblię, a tu już zgodzić się nie mogę.

Gwoli formalności dodam wyjaśnienie, że główny bohater przechowuje jedyny, niezniszczony egzemplarz Bibli, której bardzo pożąda szef gangu, grany przez Oldmana.

Cytując użytkowników: "Oldman ma na oko jakieś 45-50 lat, więc w czasach katastrofy miał co najmniej lat 15. Wiedział, czym jest Biblia. Więc jego bełkot, jak ta książka zmieni świat, jaką to bronią jest, jaką władzę mu da, jest właśnie bełkotem".

Czy też inny cytat: "Na ruinach cywilizacji nie trzeba Biblii, żeby założyć kościół. Można otumanić masy byle bełkotem. Ale on chciał TĘ STARĄ. A na cholerę?".

Jako osoba, która interesuje się, co nieco badaniami nad tą książką, od razu zaznaczam, że nie natury religijnej, ale historycznej, normalnie krew mnie zalewa, gdy słyszę takie głupoty. Tak, Biblia jest potęgą, co udowodniły wieki średnie. Tak, Biblia może w odpowiednich rękach stać się bronią, wystarczy popatrzeć na wyprawy krzyżowe. I tak, Biblia może być narzędziem podporządkowania sobie mas i dać możliwość wykreowania się na jedyną władzę, usankcjonowaną Boskimi prawami.

Dobra dość filozofii...

Dość zabawnym elementem, którego doszukałem się w filmie, jest też fakt, że ostatni bastion cywilizacji, w którym ludzie starają się przechować z ogromnym trudem zdobywane artefakty utraconej wiedzy, kultury i nauki znajduje się oczywiście na zachodzie. Tu jednak kolejny raz twórcy puszczają do nas oczko, bo tym bastionem jest osadzone na wyspie więzienie Alcatraz.

Czas na podsumowanie. Jeśli chciało ci się doczytać, drogi czytelniku, aż do tego momentu, zapewne uważasz, że film uważam za świetny. Niestety tak nie jest. To mogłoby być naprawdę kultowe kino post-apokaliptyczne. Jednak głównie na skutek wymogów komercyjnych, a także pewnej niedbałości o szczegóły, wyszło inaczej. Po seansie odczułem spory smutek, bo zmarnowano duży potencjał, jaki niosła ta historia. I mam o to żal do twórców.
ObrazekObrazek

Szybka odpowiedź

   
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości