W 1997 roku światem wstrząsnęła wiadomość o tragicznej śmierci księżnej Diany. Oficjalny raport stwierdzał, że księżna wraz z Dodim Al Fayedem, towarzyszącym jej przyjacielem, oraz kierowcą ponieśli śmierć w wypadku samochodowym. Prawdopodobnie próbowali uciec przed paparazzi. Jako winnego spowodowania wypadku wskazano jednak kierowcę księżnej, we krwi którego wykryto alkohol.
Jak zwykle w takich przypadkach wiele szczegółów jest niejasnych, przez co sam temat stał się łakomym kąskiem dla wszystkich miłośników teorii spiskowych. Najpopularniejsza z tych teorii głosi, że był to zamach na zlecenie księcia Filipa, męża Elżbiety II. Rodzina królewska po prostu nie mogła dopuścić, by Diana wyszła za muzułmanina.
Policja stwierdziła, że Henri Paul (kierowca księżnej) był w chwili wypadku pod wpływem alkoholu, patolodzy jednak zaprzeczyli temu, aby Henri Paul był tak pijany, jak podaje protokół policyjny, zaprzeczyli też, aby Henri Paul był alkoholikiem. Stan jego organów wewnętrznych nie wskazywał na długotrwałe spożywanie alkoholu.
Mohamed Al-Fayed, ojciec Dodiego, twierdzi, że Diana była w ciąży z jego synem, a Dodi kupił jej pierścionek zaręczynowy. Oficjalnie jednak sekcja zwłok księżnej wskazywała, że Diana nie była w ciąży, a wskazywany przez ojca Dodiego jubiler stwierdził, że nie sprzedał Dodiemu żadnego pierścionka.
Auto Diany przy dużej prędkości (105km/h) zaczepiło o białego fiata uno, odbiło się i uderzyło w filar. Teoretycznie fiat uno miał należeć do paparazza Jamesa Andersona. 5 maja 2000 roku jego spalone zwłoki znaleziono w garażu kilka kilometrów od Paryża. Pojawiła się także teoria, jakoby specjalnie zmodyfikowany biały fiat uno turbo 2.0 - należący do brytyjskich tajnych służb - został użyty do "wepchnięcia" mercedesa wprost na przydrożny betonowy filar po uprzednim oślepieniu kierowcy długimi światłami z czarnego samochodu jadącego z naprzeciwka.
Czarny mercedes-benz S280E z 1994 roku, którym podróżowała księżna, został kilka lat wcześniej skradziony sprzed samego Hotelu Ritz w celu pozyskania części. Odnaleziono go w lasach koło Paryża ze zdemontowanymi m.in. kołami, radiem BOSE i systemem ABS, a także innymi mniej lub bardziej ważnymi podzespołami. Mercedes został wyremontowany i użytkowany w dalszym ciągu. Pojawiły się spekulacje, jakoby to któraś z niewłaściwie zamontowanych od nowa części mogła zawieść przy znacznej prędkości i przyczynić się do wypadku.
Oczywiście największym motorem wszelkich oskarżeń kierowanych pod adresem tajnych służb jest tu Mohamed Al Fayed. To poniekąd z jego inicjatywy powstał ten dokumentalny film, który będzie miał premierę w Cannes.
Najbardziej elektryzuje fakt, że na filmie będą pokazane zdjęcia umierającej księżnej. Ona sama żyła jeszcze przez jakiś czas po wypadku. Zrobione z bliska drastyczne ujęcia roztrzaskanego mercedesa nigdy do tej pory nie były publikowane. Brytyjska opinia publiczna jest tym mocno poruszona i dlatego w Wielkiej Brytanii ten film w ogóle nie będzie dystrybuowany.
Tego, jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy. Pokazywanie tych zdjęć uważam jednak za niesmaczne, choć rozumiem, co kieruje poczynaniami zrozpaczonego ojca w desperackiej walce o ujawnienie prawdy.
W 1997 roku światem wstrząsnęła wiadomość o tragicznej śmierci księżnej Diany. Oficjalny raport stwierdzał, że księżna wraz z Dodim Al Fayedem, towarzyszącym jej przyjacielem, oraz kierowcą ponieśli śmierć w wypadku samochodowym. Prawdopodobnie próbowali uciec przed paparazzi. Jako winnego spowodowania wypadku wskazano jednak kierowcę księżnej, we krwi którego wykryto alkohol.
Jak zwykle w takich przypadkach wiele szczegółów jest niejasnych, przez co sam temat stał się łakomym kąskiem dla wszystkich miłośników teorii spiskowych. Najpopularniejsza z tych teorii głosi, że był to zamach na zlecenie księcia Filipa, męża Elżbiety II. Rodzina królewska po prostu nie mogła dopuścić, by Diana wyszła za muzułmanina.
Policja stwierdziła, że Henri Paul (kierowca księżnej) był w chwili wypadku pod wpływem alkoholu, patolodzy jednak zaprzeczyli temu, aby Henri Paul był tak pijany, jak podaje protokół policyjny, zaprzeczyli też, aby Henri Paul był alkoholikiem. Stan jego organów wewnętrznych nie wskazywał na długotrwałe spożywanie alkoholu.
Mohamed Al-Fayed, ojciec Dodiego, twierdzi, że Diana była w ciąży z jego synem, a Dodi kupił jej pierścionek zaręczynowy. Oficjalnie jednak sekcja zwłok księżnej wskazywała, że Diana nie była w ciąży, a wskazywany przez ojca Dodiego jubiler stwierdził, że nie sprzedał Dodiemu żadnego pierścionka.
Auto Diany przy dużej prędkości (105km/h) zaczepiło o białego fiata uno, odbiło się i uderzyło w filar. Teoretycznie fiat uno miał należeć do paparazza Jamesa Andersona. 5 maja 2000 roku jego spalone zwłoki znaleziono w garażu kilka kilometrów od Paryża. Pojawiła się także teoria, jakoby specjalnie zmodyfikowany biały fiat uno turbo 2.0 - należący do brytyjskich tajnych służb - został użyty do "wepchnięcia" mercedesa wprost na przydrożny betonowy filar po uprzednim oślepieniu kierowcy długimi światłami z czarnego samochodu jadącego z naprzeciwka.
Czarny mercedes-benz S280E z 1994 roku, którym podróżowała księżna, został kilka lat wcześniej skradziony sprzed samego Hotelu Ritz w celu pozyskania części. Odnaleziono go w lasach koło Paryża ze zdemontowanymi m.in. kołami, radiem BOSE i systemem ABS, a także innymi mniej lub bardziej ważnymi podzespołami. Mercedes został wyremontowany i użytkowany w dalszym ciągu. Pojawiły się spekulacje, jakoby to któraś z niewłaściwie zamontowanych od nowa części mogła zawieść przy znacznej prędkości i przyczynić się do wypadku.
Oczywiście największym motorem wszelkich oskarżeń kierowanych pod adresem tajnych służb jest tu Mohamed Al Fayed. To poniekąd z jego inicjatywy powstał ten dokumentalny film, który będzie miał premierę w Cannes.
Najbardziej elektryzuje fakt, że na filmie będą pokazane zdjęcia umierającej księżnej. Ona sama żyła jeszcze przez jakiś czas po wypadku. Zrobione z bliska drastyczne ujęcia roztrzaskanego mercedesa nigdy do tej pory nie były publikowane. Brytyjska opinia publiczna jest tym mocno poruszona i dlatego w Wielkiej Brytanii ten film w ogóle nie będzie dystrybuowany.
Tego, jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy. Pokazywanie tych zdjęć uważam jednak za niesmaczne, choć rozumiem, co kieruje poczynaniami zrozpaczonego ojca w desperackiej walce o ujawnienie prawdy.
Cel tego filmu jest jasny. Przekonać nim jak najwięcej osób, że ta sprawa śmierdzi, by ewentualnie móc wywierać naciski na dalsze śledztwo. Tak jak pisałem, raczej desperacka próba.
Ja raczej odpuszczę, bo nie znoszę dokumentalnych filmów, które z założenia starają się coś udowodnić. Patrz filmu M.Moore'a czy już kompletnie debilny cykl "Zeitgeist", który bazuje na powszechnej ignorancji.
Cel tego filmu jest jasny. Przekonać nim jak najwięcej osób, że ta sprawa śmierdzi, by ewentualnie móc wywierać naciski na dalsze śledztwo. Tak jak pisałem, raczej desperacka próba.
Ja raczej odpuszczę, bo nie znoszę dokumentalnych filmów, które z założenia starają się coś udowodnić. Patrz filmu M.Moore'a czy już kompletnie debilny cykl "Zeitgeist", który bazuje na powszechnej ignorancji.
Za reżyserię odpowiada Xavier Gens(Hitman). Klimaty apokaliptyczne dalej na fali ? W Nowym Yorku przyszłości dochodzi do wydarzeń, w wyniku których miasto zostaje zniszczone. Grupa śmiałków ocalała w piwnicy oczekuje na pomoc, jednak czy uzbrojona grupa ratunkowa chce ich ocalić? Zawsze się zastanawiam czy wszelkie kataklizmy i wydarzenia spotykają wyłącznie naród amerykański
Willis mentorem 50 Centa(jednego z moich ulubionych aktorów ), kolejny film o grupie złodziei, jakby ich mało było do tej pory. Wygląda raczej na film z przeznaczeniem na rynek DVD, ale zobaczymy.
Znów mamy do czynienia ze złodziejami, tym razem w komedii. Co byśmy zrobili na miejscu głównego bohatera ?, który znajdując się w nieodpowiednim miejscu i czasie zostaje wplątany w napad na bank. Cóż zawsze możemy poprosić o pomoc w skoku najlepszego przyjaciela.
Film reżysera Zombieland z Eisenbergiem(czy on w każdym filmie tak szybko nawija?) w roli głównej.
Na razie mamy teaser, 11 letnia dziewczynka i jej rodzina jest nawiedzana przez demony. W roli głównej Clive Owen, za reżyserię odpowiada twórca 28 tygodni później.
Film pokazywany na festiwalu Sundance, który trafi do szerszej dystrybucji. Znowu kogoś chcą zmusić do czegoś.
Gavin(dobrze znany nam z Sons of Anarchy - Charlie Hunham) stoi na krawędzi budynku zdecydowany skoczyć a raczej przymuszony, do negocjacji zostaje wysłany Hollis(Terrence Howard). Podczas rozmowy dzielą się swoimi wątpliwościami na temat sensu życia. Mamy do czynienia z dramatem z elementami religijnymi, w filmie występuje też Liv Tyler i Patrick Wilson. Po zwiastunie jestem zaintrygowany.
Komedia czy obyczajówka, sam nie wiem,pewnie komedia obyczajowa. Idealista (Paul Rudd) nękany przez apodyktyczną i nadopiekuńczą matkę (Shirley Knight), nocuje w domach swoich trzech ambitnych sióstr (Elizabeth Banks, Zooey Deschanel i Emily Mortimer). Jego pogodne usposobienie wywołuje prawdziwy chaos w uporządkowanych życiach jego sióstr.
Obsada interesująca ciekawe jak będzie z fabułą. Film też z Sundance ,więc może już dostępny w sieci.
Film wyprodukowany przez Bessona, więc słabo fabularnie a dużo akcji. Jako dziecko(Z.Saldana ale ona chuda o matko) była świadkiem śmierci rodziców, teraz jako dorosła kobieta pracuje jako płatny morderca aby znaleźć winnych tej zbrodni. Chyba mamy do czynienia z współczesną Nikitą.
Polski film do tego na podstawie powieści, zwiastun zmontowany z tajemnicą w tle, ale z pewną rezerwą podchodzę do niego.Nie wiem czy ktoś widział jak polski dystrybutor zmontował
Spoiler:
Rabbit Hole(z dramatu zrobił thriller z równoległymi światami)
Akcja filmu toczy się w pałacu w Przegorzałach, gdzie po terapii grupowej prowadzonej metodą Hellingera, jedna z jej uczestniczek znajduje martwego Henryka Telaka, który był tematem poprzednich zajęć. Na miejscu zbrodni pojawia się komisarz Smolar oraz prokurator Agata Szacka. Okazuje się, że oboje mają jakąś wspólną przeszłość.
Za reżyserię odpowiada Xavier Gens(Hitman). Klimaty apokaliptyczne dalej na fali ? W Nowym Yorku przyszłości dochodzi do wydarzeń, w wyniku których miasto zostaje zniszczone. Grupa śmiałków ocalała w piwnicy oczekuje na pomoc, jednak czy uzbrojona grupa ratunkowa chce ich ocalić? Zawsze się zastanawiam czy wszelkie kataklizmy i wydarzenia spotykają wyłącznie naród amerykański :scratch:
http://www.youtube.com/embed/LJCxT2d5hzk
[b]SETUP[/b]
Willis mentorem 50 Centa(jednego z moich ulubionych aktorów :D ), kolejny film o grupie złodziei, jakby ich mało było do tej pory. Wygląda raczej na film z przeznaczeniem na rynek DVD, ale zobaczymy.
http://www.youtube.com/embed/hSgFGQjyttY
[b]30 MINUTES OR LESS[/b]
Znów mamy do czynienia ze złodziejami, tym razem w komedii. Co byśmy zrobili na miejscu głównego bohatera ?, który znajdując się w nieodpowiednim miejscu i czasie zostaje wplątany w napad na bank. Cóż zawsze możemy poprosić o pomoc w skoku najlepszego przyjaciela. Film reżysera Zombieland z Eisenbergiem(czy on w każdym filmie tak szybko nawija?) w roli głównej.
http://www.youtube.com/embed/Yh12cKUob_M
[b]INTRUDERS[/b]
Na razie mamy teaser, 11 letnia dziewczynka i jej rodzina jest nawiedzana przez demony. W roli głównej Clive Owen, za reżyserię odpowiada twórca 28 tygodni później.
http://www.youtube.com/embed/zFUcIsc3CHM
[b]THE LEDGE[/b]
Film pokazywany na festiwalu Sundance, który trafi do szerszej dystrybucji. Znowu kogoś chcą zmusić do czegoś. Gavin(dobrze znany nam z Sons of Anarchy - Charlie Hunham) stoi na krawędzi budynku zdecydowany skoczyć a raczej przymuszony, do negocjacji zostaje wysłany Hollis(Terrence Howard). Podczas rozmowy dzielą się swoimi wątpliwościami na temat sensu życia. Mamy do czynienia z dramatem z elementami religijnymi, w filmie występuje też Liv Tyler i Patrick Wilson. Po zwiastunie jestem zaintrygowany.
http://www.youtube.com/embed/QfgOakf4lbM
[b]OUR IDIOT BROTHER[/b]
Komedia czy obyczajówka, sam nie wiem,pewnie komedia obyczajowa. Idealista (Paul Rudd) nękany przez apodyktyczną i nadopiekuńczą matkę (Shirley Knight), nocuje w domach swoich trzech ambitnych sióstr (Elizabeth Banks, Zooey Deschanel i Emily Mortimer). Jego pogodne usposobienie wywołuje prawdziwy chaos w uporządkowanych życiach jego sióstr. Obsada interesująca ciekawe jak będzie z fabułą. Film też z Sundance ,więc może już dostępny w sieci.
http://www.youtube.com/embed/G7wTIqvUNgg
[b]COLUMBIANA[/b]
Film wyprodukowany przez Bessona, więc słabo fabularnie a dużo akcji. Jako dziecko(Z.Saldana ale ona chuda o matko) była świadkiem śmierci rodziców, teraz jako dorosła kobieta pracuje jako płatny morderca aby znaleźć winnych tej zbrodni. Chyba mamy do czynienia z współczesną Nikitą.
http://www.youtube.com/embed/N_0R5mvrZ28
[b]UWIKŁANIE[/b]
Polski film do tego na podstawie powieści, zwiastun zmontowany z tajemnicą w tle, ale z pewną rezerwą podchodzę do niego.Nie wiem czy ktoś widział jak polski dystrybutor zmontował [spoiler]Rabbit Hole(z dramatu zrobił thriller z równoległymi światami)[/spoiler] Akcja filmu toczy się w pałacu w Przegorzałach, gdzie po terapii grupowej prowadzonej metodą Hellingera, jedna z jej uczestniczek znajduje martwego Henryka Telaka, który był tematem poprzednich zajęć. Na miejscu zbrodni pojawia się komisarz Smolar oraz prokurator Agata Szacka. Okazuje się, że oboje mają jakąś wspólną przeszłość.
Gdy jakiś czas temu usłyszałem, że Conanem NiepoConanem ma być Jason Momoa, człowiek, który prężył swoją klatę w "Słonecznym patrolu", to zbladłem. Na szczęście w międzyczasie chłopak pokazał się w genialnym serialu "Gra o tron" i trochę się zrehabilitował. Conan to symbol męskości, ma wielki... miecz, nikomu się nie kłania, przed nikim nie klęka, kobiety traktuje przedmiotowo, wszelkie problemy rozwiązuje, zdejmując czerep z ramion oponenta i generalnie ma wszystko w dupie. W swoim życiu był już najemnikiem, złodziejem, królem, łowcą niewolników, agentem ubezpieczeniowym, koniokradem, a nawet bogiem dla pewnego plemienia Piktów. Niestety po raz kolejny jego karierą chcą się zająć producenci filmowi z Hollywood i coś czuję, że z tej ikony prawdziwego twardziela zrobią jakieś ciepłe kluchy, wplączą go w debilny romans i każą walczyć w imię "jedynej słusznej sprawy". Trochę szkoda. Mam tylko nadzieję, że nikomu z tych włodarzy fabryki snów nigdy nie przyjdzie do głowy pomysł, by ekranizować komiks o Lobo.
Dziesięcioletnia Cataleya jest świadkiem śmierci swoich rodziców brutalnie zamordowanych przez Don Luisa, kolumbijskiego szefa narkotykowego kartelu. Jej samej udaje się jednak wymknąć z rąk nasłanych zabójców. Trafia do Chicago, do swojego wuja mającego powiązania ze światkiem przestępczym i tam postanawia wyszkolić się na płatną zabójczynię, by pewnego dnia zemścić się na mordercy swoich rodziców. Brzmi poważnie? A jakże. Osobiście nie przepadam za babami, które mają większe jaja ode mnie, bo to i brzydko wygląda, i seks jest dość niewygodny, ale ten film może mi się spodobać. Reżyserem jest człowiek, który pracuje właśnie nad drugą częścią niedawnego hitu "Uprowadzona", a producentem sam Luc Besson. Do tego trailer, który z miejsca przypomniał mi klimat filmu "Nikita", i Zoe Saldana w roli głównej, czyli ta smerfetka z "Avatara".
Ten film to dla mnie pozycja obowiązkowa. Niemal każdy element układanki mi tu pasuje. W roli głównej Jim Sturgess, którego uważam za jednego z najbardziej sympatycznych aktorów. Reżyseria Lone Scherfig, kobieta, która nakręciła "Wilburn chce się zabić" - uwielbiam takie kino. No i najważniejsze - jest to ekranizacja powieści Davida Nichollsa "Jeden dzień". Muszę przyznać, że kiedyś podwędziłem tę książkę żonie i cichaczem po kątach czytałem, co i raz pociągając przy tym nosem. Mój wizerunek twardziela na tym ucierpi, ale jest tam kilka takich scen, które ścisnęły mnie za gardło. Oczywiście zaraz po tym wstawałem, głośno bekałem, drapałem się po jajkach i strzelałem w pysk jakiegoś dresa jak prawdziwy facet. Równowaga w przyrodzie jest najważniejsza. Dwoje młodych ludzi poznaje się jeszcze w szkole, jest między nimi jakaś chemia i wzajemna fascynacja, mimo że różnią się niemal pod każdym względem. Ona jest pełną ideałów i pasji, trochę zakompleksioną dziewczyną, on lekko zblazowanym przystojniakiem czerpiącym z życia garściami. Ich wzajemne relacje - które przechodzą różne etapy od miłości do przyjaźni, od nienawiści do tęsknoty - poznajemy z perspektywy jednego dnia. Na mocy wspólnego porozumienia co roku dzień 15 lipca spędzają razem, dzieląc się swoimi przeżyciami. Myślę, że z tego wyjdzie dobre kino i całkiem udana ekranizacja. W każdym razie plakacik już się im udał. Jest bardzo klimatyczny.
Gdy jakiś czas temu usłyszałem, że Conanem NiepoConanem ma być Jason Momoa, człowiek, który prężył swoją klatę w "Słonecznym patrolu", to zbladłem. Na szczęście w międzyczasie chłopak pokazał się w genialnym serialu "Gra o tron" i trochę się zrehabilitował. Conan to symbol męskości, ma wielki... miecz, nikomu się nie kłania, przed nikim nie klęka, kobiety traktuje przedmiotowo, wszelkie problemy rozwiązuje, zdejmując czerep z ramion oponenta i generalnie ma wszystko w dupie. W swoim życiu był już najemnikiem, złodziejem, królem, łowcą niewolników, agentem ubezpieczeniowym, koniokradem, a nawet bogiem dla pewnego plemienia Piktów. Niestety po raz kolejny jego karierą chcą się zająć producenci filmowi z Hollywood i coś czuję, że z tej ikony prawdziwego twardziela zrobią jakieś ciepłe kluchy, wplączą go w debilny romans i każą walczyć w imię "jedynej słusznej sprawy". Trochę szkoda. Mam tylko nadzieję, że nikomu z tych włodarzy fabryki snów nigdy nie przyjdzie do głowy pomysł, by ekranizować komiks o Lobo.
http://www.youtube.com/embed/ptC_KlAP_Ko
[b]COLUMBIANA[/b]
Dziesięcioletnia Cataleya jest świadkiem śmierci swoich rodziców brutalnie zamordowanych przez Don Luisa, kolumbijskiego szefa narkotykowego kartelu. Jej samej udaje się jednak wymknąć z rąk nasłanych zabójców. Trafia do Chicago, do swojego wuja mającego powiązania ze światkiem przestępczym i tam postanawia wyszkolić się na płatną zabójczynię, by pewnego dnia zemścić się na mordercy swoich rodziców. Brzmi poważnie? A jakże. Osobiście nie przepadam za babami, które mają większe jaja ode mnie, bo to i brzydko wygląda, i seks jest dość niewygodny, ale ten film może mi się spodobać. Reżyserem jest człowiek, który pracuje właśnie nad drugą częścią niedawnego hitu "Uprowadzona", a producentem sam Luc Besson. Do tego trailer, który z miejsca przypomniał mi klimat filmu "Nikita", i Zoe Saldana w roli głównej, czyli ta smerfetka z "Avatara".
http://www.youtube.com/embed/1ma9b2Q1j3U
[b]ONE DAY[/b]
Ten film to dla mnie pozycja obowiązkowa. Niemal każdy element układanki mi tu pasuje. W roli głównej Jim Sturgess, którego uważam za jednego z najbardziej sympatycznych aktorów. Reżyseria Lone Scherfig, kobieta, która nakręciła "Wilburn chce się zabić" - uwielbiam takie kino. No i najważniejsze - jest to ekranizacja powieści Davida Nichollsa "Jeden dzień". Muszę przyznać, że kiedyś podwędziłem tę książkę żonie i cichaczem po kątach czytałem, co i raz pociągając przy tym nosem. Mój wizerunek twardziela na tym ucierpi, ale jest tam kilka takich scen, które ścisnęły mnie za gardło. Oczywiście zaraz po tym wstawałem, głośno bekałem, drapałem się po jajkach i strzelałem w pysk jakiegoś dresa jak prawdziwy facet. Równowaga w przyrodzie jest najważniejsza. Dwoje młodych ludzi poznaje się jeszcze w szkole, jest między nimi jakaś chemia i wzajemna fascynacja, mimo że różnią się niemal pod każdym względem. Ona jest pełną ideałów i pasji, trochę zakompleksioną dziewczyną, on lekko zblazowanym przystojniakiem czerpiącym z życia garściami. Ich wzajemne relacje - które przechodzą różne etapy od miłości do przyjaźni, od nienawiści do tęsknoty - poznajemy z perspektywy jednego dnia. Na mocy wspólnego porozumienia co roku dzień 15 lipca spędzają razem, dzieląc się swoimi przeżyciami. Myślę, że z tego wyjdzie dobre kino i całkiem udana ekranizacja. W każdym razie plakacik już się im udał. Jest bardzo klimatyczny.
Na ten film czekam od dawna, licząc, że w końcu będzie to produkcja, która udanie połączy wysokiej klasy kino sensacyjne z niebanalną i przede wszystkim świetnie zagraną historią. A wiele za tym przemawia. Jest to ekranizacja bardzo dobrze przyjętej powieści Jamesa Sallisa o kaskaderze, który w pogoni za adrenaliną i wciąż nowymi wyzwaniami zaczyna pracować dla kryminalnego światka, wynajmując się jako kierowca przy różnego rodzaju przestępczych rabunkach. Jego wysokiej klasy umiejętności będą mieć ogromne znaczenie w momencie, gdy po jednej z nieudanych akcji cała wina za wpadkę spada na niego. W filmie zobaczymy świetnych aktorów. W roli głównej wciąż mało wyeksploatowany Ryan Gosling oraz absolutnie cudowna Carey Mulligan. Fani serialu „Breaking Bad" zapewne z satysfakcją odnotują powrót na duży ekran Bryana Cranstona, a i obecność w obsadzie Rona Perlmana to zwykle dobra wróżba. Do tego film wyreżyserował Nicolas Winding Refn ("Pusher", "Bronson"). Ten duński twórca jak mało kto potrafi wykreować mroczny, niepokojący świat i klimat, który przeniknie nas do szpiku kości. Do tego ekscytujące pościgi samochodowe, które tak jak w dawnych kultowych filmach (patrz „Bullitt”) nie muszą gwałcić praw fizyki, by wcisnąć widza w fotel.
Oficjalnego trailera jeszcze nie ma, ale za to pojawiły się dwa urywki z filmu.
Na ten film czekam od dawna, licząc, że w końcu będzie to produkcja, która udanie połączy wysokiej klasy kino sensacyjne z niebanalną i przede wszystkim świetnie zagraną historią. A wiele za tym przemawia. Jest to ekranizacja bardzo dobrze przyjętej powieści Jamesa Sallisa o kaskaderze, który w pogoni za adrenaliną i wciąż nowymi wyzwaniami zaczyna pracować dla kryminalnego światka, wynajmując się jako kierowca przy różnego rodzaju przestępczych rabunkach. Jego wysokiej klasy umiejętności będą mieć ogromne znaczenie w momencie, gdy po jednej z nieudanych akcji cała wina za wpadkę spada na niego. W filmie zobaczymy świetnych aktorów. W roli głównej wciąż mało wyeksploatowany Ryan Gosling oraz absolutnie cudowna Carey Mulligan. Fani serialu „Breaking Bad" zapewne z satysfakcją odnotują powrót na duży ekran Bryana Cranstona, a i obecność w obsadzie Rona Perlmana to zwykle dobra wróżba. Do tego film wyreżyserował Nicolas Winding Refn ("Pusher", "Bronson"). Ten duński twórca jak mało kto potrafi wykreować mroczny, niepokojący świat i klimat, który przeniknie nas do szpiku kości. Do tego ekscytujące pościgi samochodowe, które tak jak w dawnych kultowych filmach (patrz „Bullitt”) nie muszą gwałcić praw fizyki, by wcisnąć widza w fotel.
Oficjalnego trailera jeszcze nie ma, ale za to pojawiły się dwa urywki z filmu.
Powracam do tematu, bo pojawił się piracki trailer amerykańskiej wersji tego filmu. Za pewne już niedługo będzie i oficjalny, ale ja już nie mogę się doczekać.
Jako fan serii Milllenium, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej, nie mogę się oprzeć i z wręcz chorobliwą fascynacją obserwuję przygotowania amerykańskich twórców do nakręcenia swojej wersji.
Już od dłuższego czasu wiadomo, że reżyserem będzie David Fincher ("Alien3", "Seven", "Fight Club"). To akurat wiadomość dobrze wróżąca, bo patrząc na dorobek tego reżysera, idealnie potrafi on oddać mroczny klimat opowieści.
W główną rolę męską, dziennikarza Mikaela Blomkvista, wcieli się Daniel Craig, czyli nowy Bond. Jego czerstwa uroda niewątpliwie pasuje, i myślę, że bez problemu się tu sprawdzi.
W roli Eriki Berger, czyli redaktor naczelnej gazety "Millennium", zobaczymy Robin Wright-Penn. Tu w ogóle nie ma o czym mówić, gdyż to bez wątpienia jedna z najlepszych amerykańskich aktorek.
Problemy zaczęły się przy wyborze aktorki, która wcieli się w postać Lisbeth Salander. Jest to prawdopodobnie jedna z najbardziej wyrazistych ról kobiecych, jakie pojawiły się w ostatnich latach, nic więc dziwnego, że stanowi tak łakomy kąsek dla wszystkich młodziutkich aktorek. Postać Salander to wytatuowana i obkolczykowana, błyskotliwa hakerka o niezwykle skomplikowanej osobowości, kryjąca w sobie zarówno oblicze ofiary jak i bezwzględnej wojowniczki.
W skandynawskiej wersji filmu rolę tę zagrała Noomi Rapace i idealnie wywiązała z tego jakże trudnego zadania.
W amerykańskie szranki stanęły więc do boju takie tuzy jak: Natalie Portman czy Anne Hathaway, ale też początkujące aktorki jak Mia Wasikowska, której osobiście bardzo kibicowałem i to nie tylko ze względu na polskie korzenie. Uważam, że bardzo fajnie wypadła w filmie "Alicja w Krainie Czarów".
Wyścig o rolę Lisbeth Salander wygrała Rooney Mara.
Dziewczyna nie ma na swoim koncie jeszcze żadnych specjalnych sukcesów, bo do takich trudno zaliczyć udział w filmie "Koszmar z ulicy Wiązów", ale podobno na zdjęciach próbnych wypadła najbardziej przekonywająco.
Moim zdaniem ten wybór to bardzo odważny krok twórców, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że od kreacji tej młodej aktorki zależy los całego filmu.
W tym trailerze za dużo jej nie ma, ale za to cały klimacik, dobrana muza i tempo sprawiają, że aż mam gęsią skórkę - oj będzie się działo
Mam nadzieję, że zdążycie obejrzeć za nim YT go wywali.
Powracam do tematu, bo pojawił się piracki trailer amerykańskiej wersji tego filmu. Za pewne już niedługo będzie i oficjalny, ale ja już nie mogę się doczekać.
Jako fan serii Milllenium, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej, nie mogę się oprzeć i z wręcz chorobliwą fascynacją obserwuję przygotowania amerykańskich twórców do nakręcenia swojej wersji.
Już od dłuższego czasu wiadomo, że reżyserem będzie David Fincher ("Alien3", "Seven", "Fight Club"). To akurat wiadomość dobrze wróżąca, bo patrząc na dorobek tego reżysera, idealnie potrafi on oddać mroczny klimat opowieści.
W główną rolę męską, dziennikarza Mikaela Blomkvista, wcieli się Daniel Craig, czyli nowy Bond. Jego czerstwa uroda niewątpliwie pasuje, i myślę, że bez problemu się tu sprawdzi.
W roli Eriki Berger, czyli redaktor naczelnej gazety "Millennium", zobaczymy Robin Wright-Penn. Tu w ogóle nie ma o czym mówić, gdyż to bez wątpienia jedna z najlepszych amerykańskich aktorek.
Problemy zaczęły się przy wyborze aktorki, która wcieli się w postać Lisbeth Salander. Jest to prawdopodobnie jedna z najbardziej wyrazistych ról kobiecych, jakie pojawiły się w ostatnich latach, nic więc dziwnego, że stanowi tak łakomy kąsek dla wszystkich młodziutkich aktorek. Postać Salander to wytatuowana i obkolczykowana, błyskotliwa hakerka o niezwykle skomplikowanej osobowości, kryjąca w sobie zarówno oblicze ofiary jak i bezwzględnej wojowniczki.
W skandynawskiej wersji filmu rolę tę zagrała Noomi Rapace i idealnie wywiązała z tego jakże trudnego zadania.
W amerykańskie szranki stanęły więc do boju takie tuzy jak: Natalie Portman czy Anne Hathaway, ale też początkujące aktorki jak Mia Wasikowska, której osobiście bardzo kibicowałem i to nie tylko ze względu na polskie korzenie. Uważam, że bardzo fajnie wypadła w filmie "Alicja w Krainie Czarów".
Wyścig o rolę Lisbeth Salander wygrała Rooney Mara.
Dziewczyna nie ma na swoim koncie jeszcze żadnych specjalnych sukcesów, bo do takich trudno zaliczyć udział w filmie "Koszmar z ulicy Wiązów", ale podobno na zdjęciach próbnych wypadła najbardziej przekonywająco.
Moim zdaniem ten wybór to bardzo odważny krok twórców, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że od kreacji tej młodej aktorki zależy los całego filmu.
W tym trailerze za dużo jej nie ma, ale za to cały klimacik, dobrana muza i tempo sprawiają, że aż mam gęsią skórkę - oj będzie się działo
Mam nadzieję, że zdążycie obejrzeć za nim YT go wywali.
Postawmy sprawę jasno, kiedy partnerka oznajmia: "Jestem w ciąży!", ma na myśli: "Och tak, będziemy mieli dziecko!!!". Trzeba wszystko zaplanować i zmienić.
Facet w głębokim szoku, nerwowo przełykając ślinę, zdobywa się co najwyżej na udawany uśmiech i po przetrawieniu informacji za pomocą galonu piwa stwierdza: "No dobra, przynajmniej mam jeszcze kilka miesięcy luzu, zanim zacznie się cyrk".
Z tej różnicy w podejściu do tematu wynikają wszystkie późniejsze konflikty w czasie ciąży. Oczywiście w większości przypadków, gdy termin się zbliża, jajka się człowiekowi marszczą. W końcu jednak udziela ogólny entuzjazm, a już trzymając kruszynkę w ramionach, serce topnieje jak wosk. Ale nie oszukujmy się, nie wszyscy faceci tak mają. Niektórzy nadal pozostają jakby z boku, niespecjalnie angażując swój czas i emocje w opiekę nad dziećmi i w ich wychowanie.
Tak było w przypadku bohatera najnowszego filmu w reżyserii świetnego Alexandra Payne'a. Wszystkie sprawy związane z córkami pozostawiał na głowie żony, wiodąc wygodne życie niedzielnego tatusia. Wszystko się jednak zmienia, gdy przychodzi wieść o tragicznym wypadku matki dziewczynek. Bohater filmu, w tej roli George Clooney, musi teraz przewartościować swoje życie i spróbować zbudować jakąś więź z własnymi dziećmi. Tak jak w przypadku poprzedniego filmu tego reżysera - "About Schmidt" - będziemy mieć szansę przeżyć słodko-gorzką historię człowieka na krawędzi, opowieść, która zgrabnie lawiruje pomiędzy tragedią i komedią, nadzieją i desperacją. Dobre kino, na które warto czekać.
Postawmy sprawę jasno, kiedy partnerka oznajmia: "Jestem w ciąży!", ma na myśli: "Och tak, będziemy mieli dziecko!!!". Trzeba wszystko zaplanować i zmienić.
Facet w głębokim szoku, nerwowo przełykając ślinę, zdobywa się co najwyżej na udawany uśmiech i po przetrawieniu informacji za pomocą galonu piwa stwierdza: "No dobra, przynajmniej mam jeszcze kilka miesięcy luzu, zanim zacznie się cyrk".
Z tej różnicy w podejściu do tematu wynikają wszystkie późniejsze konflikty w czasie ciąży. Oczywiście w większości przypadków, gdy termin się zbliża, jajka się człowiekowi marszczą. W końcu jednak udziela ogólny entuzjazm, a już trzymając kruszynkę w ramionach, serce topnieje jak wosk. Ale nie oszukujmy się, nie wszyscy faceci tak mają. Niektórzy nadal pozostają jakby z boku, niespecjalnie angażując swój czas i emocje w opiekę nad dziećmi i w ich wychowanie.
Tak było w przypadku bohatera najnowszego filmu w reżyserii świetnego Alexandra Payne'a. Wszystkie sprawy związane z córkami pozostawiał na głowie żony, wiodąc wygodne życie niedzielnego tatusia. Wszystko się jednak zmienia, gdy przychodzi wieść o tragicznym wypadku matki dziewczynek. Bohater filmu, w tej roli George Clooney, musi teraz przewartościować swoje życie i spróbować zbudować jakąś więź z własnymi dziećmi. Tak jak w przypadku poprzedniego filmu tego reżysera - "About Schmidt" - będziemy mieć szansę przeżyć słodko-gorzką historię człowieka na krawędzi, opowieść, która zgrabnie lawiruje pomiędzy tragedią i komedią, nadzieją i desperacją. Dobre kino, na które warto czekać.
http://www.youtube.com/embed/mh0MD9vtzmg
[i]A dla Loodki - Schabowy!!! Z ziemniaczkami, koperkiem i wielkim ogórkiem[/i]
W powszechnej opinii saga Zmierzch to powieści dla zahukanych, nastoletnich dziewczynek. No cóż, zahukany raczej nigdy nie byłem, wręcz przeciwnie, sam potrafiłem ładnie huknąć, a mimo to z dużą przyjemnością przeczytałem wszystkie części. Co więcej, na ostatni film z tej serii wybrałem się nawet do kina i choć na sali był niezły babiniec, to składał się głównie z pań koło trzydziestki. Gdy tylko beztrosko wparowałem do kina, z miejsca przyciągnąłem gniewny wzrok wszystkich niewiast. Napięcie było tak wielkie, że z tych nerwów zacząłem udawać, że poprawiam ułożenie podpaski, i falsetem narzekać na bezczelną cenę najnowszych produktów firmy Avon. Dzięki temu błyskotliwemu fortelowi jakoś przeżyłem.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, trzy pierwsze tomy tej sagi to niezwykle romantyczna historia napisana jednak według dość staromodnych reguł i przykładająca dużą uwagę do nieprzekraczania pewnych moralnych granic. Wystarczy powiedzieć, że cała wielka miłość Edwarda i Isabelli ogranicza się jedynie do namiętnych pocałunków i niekończącej się gadaniny o uczuciach. Nic dziwnego, autorka książek jest mormonką, a to dość konserwatywna religia.
Tymczasem z niejasnych przyczyn czwarty tom to już sajgon. Przynajmniej ja go tak odebrałem. Ślub głównych bohaterów i noc poślubna pełna brutalnego seksu połączonego z kompletną dewastacją hotelowego pokoju. Błyskawiczna ciąża Isabelli, która zaledwie po kilku dniach kończy się dziwacznym i krwawym aktem porodu – córeczka przegryza się na świat. Przemiana głównej bohaterki w wampira, kłopoty z nienasyconym apetytem dzieciaka na krew, a jakby tego było mało nieco pedofilskie zapędy Jacoba względem dopiero co narodzonej Renesmee Cullen.
Uff, nie wiem, co odbiło Stephenie Meyer, by tak zakończyć swoje dzieło, ale trzeba przyznać, że bardzo odważnie zerwała z wcześniejszymi regułami narracji. Z tym większą ochotą czekam na filmową wersję tej historii, która światową premierę będzie miała w listopadzie 2011.
W powszechnej opinii saga Zmierzch to powieści dla zahukanych, nastoletnich dziewczynek. No cóż, zahukany raczej nigdy nie byłem, wręcz przeciwnie, sam potrafiłem ładnie huknąć, a mimo to z dużą przyjemnością przeczytałem wszystkie części. Co więcej, na ostatni film z tej serii wybrałem się nawet do kina i choć na sali był niezły babiniec, to składał się głównie z pań koło trzydziestki. Gdy tylko beztrosko wparowałem do kina, z miejsca przyciągnąłem gniewny wzrok wszystkich niewiast. Napięcie było tak wielkie, że z tych nerwów zacząłem udawać, że poprawiam ułożenie podpaski, i falsetem narzekać na bezczelną cenę najnowszych produktów firmy Avon. Dzięki temu błyskotliwemu fortelowi jakoś przeżyłem.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, trzy pierwsze tomy tej sagi to niezwykle romantyczna historia napisana jednak według dość staromodnych reguł i przykładająca dużą uwagę do nieprzekraczania pewnych moralnych granic. Wystarczy powiedzieć, że cała wielka miłość Edwarda i Isabelli ogranicza się jedynie do namiętnych pocałunków i niekończącej się gadaniny o uczuciach. Nic dziwnego, autorka książek jest mormonką, a to dość konserwatywna religia.
Tymczasem z niejasnych przyczyn czwarty tom to już sajgon. Przynajmniej ja go tak odebrałem. Ślub głównych bohaterów i noc poślubna pełna brutalnego seksu połączonego z kompletną dewastacją hotelowego pokoju. Błyskawiczna ciąża Isabelli, która zaledwie po kilku dniach kończy się dziwacznym i krwawym aktem porodu – córeczka przegryza się na świat. Przemiana głównej bohaterki w wampira, kłopoty z nienasyconym apetytem dzieciaka na krew, a jakby tego było mało nieco pedofilskie zapędy Jacoba względem dopiero co narodzonej Renesmee Cullen.
Uff, nie wiem, co odbiło Stephenie Meyer, by tak zakończyć swoje dzieło, ale trzeba przyznać, że bardzo odważnie zerwała z wcześniejszymi regułami narracji. Z tym większą ochotą czekam na filmową wersję tej historii, która światową premierę będzie miała w listopadzie 2011.
http://www.youtube.com/embed/U4d_qIGAiCE
[i]A dla Loodki - Propozycja kompletnego zdewastowania jakiegoś hotelowego pokoju.[/i]
Choć formalnie niewolnictwo zakazane jest we wszystkich krajach świata, de facto praktykowane jest bardzo szeroko i jest obecnie jednym z najszybciej rozwijających się sektorów gospodarki. Obozy w pracy w Chinach czy Birmie to tylko te największe i najbardziej znane przykłady. Szacuje się, że w tej chwili ponad 20 milionów ludzi jest czyjąś własnością. Osobną kategorią tego zjawiska jest sprzedaż i przymuszanie młodych, często nieletnich, kobiet do prostytucji. Konflikty i powojenna zawierucha w takich miejscach jak była Jugosławia stanowiły prawdziwy raj i niegasnące źródełko świeżego towaru, który następnie sprzedawano do burdeli w zachodniej Europie.
Film opowiada losy policjantki z Nebraski, która pod wpływem idealistycznych przekonań jako część sił pokojowych ONZ wyrusza z pomocą do Bośni. Terror, korupcja oraz spisek w najwyższych kręgach władzy, który ułatwia brutalny proceder handlu ludźmi, szybko odziera ją ze złudzeń, ale i determinuje do walki o ujawnienie prawdy. Sam kiedyś zahandlowałem dziewczyną. Miałem wystartować do jednej niezłej laski, ale kumpel chciał sam spróbować i odpalił mi za nią słonecznika, i litrowego Ptysia (ktoś pamięta jeszcze, co to za koszmarny napój był?) Film ma bardzo przyzwoitą obsadę z Rachel Weisz i Monicą Bellucci na czele, a i miło będzie zobaczyć na dużym ekranie Benedicta Cumberbatcha - niezapomnianego Sherlocka Holmesa z serialu BBC.
Choć formalnie niewolnictwo zakazane jest we wszystkich krajach świata, de facto praktykowane jest bardzo szeroko i jest obecnie jednym z najszybciej rozwijających się sektorów gospodarki. Obozy w pracy w Chinach czy Birmie to tylko te największe i najbardziej znane przykłady. Szacuje się, że w tej chwili ponad 20 milionów ludzi jest czyjąś własnością. Osobną kategorią tego zjawiska jest sprzedaż i przymuszanie młodych, często nieletnich, kobiet do prostytucji. Konflikty i powojenna zawierucha w takich miejscach jak była Jugosławia stanowiły prawdziwy raj i niegasnące źródełko świeżego towaru, który następnie sprzedawano do burdeli w zachodniej Europie.
Film opowiada losy policjantki z Nebraski, która pod wpływem idealistycznych przekonań jako część sił pokojowych ONZ wyrusza z pomocą do Bośni. Terror, korupcja oraz spisek w najwyższych kręgach władzy, który ułatwia brutalny proceder handlu ludźmi, szybko odziera ją ze złudzeń, ale i determinuje do walki o ujawnienie prawdy. Sam kiedyś zahandlowałem dziewczyną. Miałem wystartować do jednej niezłej laski, ale kumpel chciał sam spróbować i odpalił mi za nią słonecznika, i litrowego Ptysia (ktoś pamięta jeszcze, co to za koszmarny napój był?) Film ma bardzo przyzwoitą obsadę z Rachel Weisz i Monicą Bellucci na czele, a i miło będzie zobaczyć na dużym ekranie Benedicta Cumberbatcha - niezapomnianego Sherlocka Holmesa z serialu BBC.
Kto ma ochotę na magiczną podróż? Och, chyba każdy, szczególnie, gdy ma się dwadzieścia parę lat, a za oknem krajobraz hippisowskiej Ameryki lat 60. Beztroski seks, bo o czymś takim jak AIDS to słyszały wtedy jedynie jakieś afrykańskie małpy. Beztroskie odurzanie się, bo hasło żyj szybko, umieraj młodo i pozostaw po sobie przystojne zwłoki wciąż cieszyło się dużą popularnością i beztroska wolność, tak realna, że można ją było niemal dotknąć. Pamiętam, jak moda na LSD zawitała do Polski. Nie będę ściemniał, sam dałem się temu porwać i na fali mitu o Jimie Morrisonie czy "Heńku" Hendrixie przekraczałem granice zdrowego rozsądku, zarzucając "Panoramiksy", "Dragony" czy inny szity. Na te poszukiwania samego siebie straciłem trochę czasu. Później się okazało, że zupełnie niepotrzebnie, bo przez cały czas byłem tuż za rogiem, stojąc w kolejce po rozum, ale co przeżyłem, to moje. Jedna z najbardziej traumatycznych "podróży" miała miejsce w Muzeum Narodowym. Wszystko było pięknie, kolorki niesamowite, każdy obraz przemawiał do mnie na poziomie zapewne nieosiągalnym na trzeźwo, aż tu nagle zonk. Kolega, mocno poruszony, ale i zaniepokojony pejzażem Claude'a Moneta, dostrzegł na płótnie kilka błędów. Postanowił więc poprawić malunek, wyjął flamaster i... i ledwo go zdążyliśmy odciągnąć. Na samo wspomnienie tego do dziś oblewam się zimnym potem. Cóż, błędy młodości, kto ich nie popełniał, ten nigdy nie był młody. Ten dokumentalny film jest zapisem wycieczki, którą odbyła grupa przyjaciół z otoczenia Kena Keseya, autora "Lotu nad kukułczym gniazdem". Swoim wymalowanym autobusem przemierzyli całe Stany Zjednoczone, eksperymentując z własnymi ciałami i umysłami. To, co przeżyli i do jakich życiowych wniosków i prawd doszli, będziemy mogli obejrzeć już w sierpniu.
Dobre filmy akcji zawsze w cenie. Ważne, żeby było szybko, kule świstały na wszystkie strony, pościgi samochodowe powodowały ogromne zniszczenia na ulicy i palpitację serca u przydrożnych sprzedawców kebabów, a główny bohater był odpowiednio sprawny i przystojny. Oczywiście, zawsze warto dorzucić do tego jakąś zgrabną lalkę, która przez pół filmu będzie piszczała przerażona, a pod koniec odpowiednio nagrodzi wysiłek herosa. Zakładając, że to jest rzeczywiście właściwa receptura na hit, to tu możemy być pewni sukcesu. Twórcy spełnili wszystkie warunki i to co do joty. W rolach głównych zobaczymy dwóch twardzieli, Jasona Stathama i Clive'a Owena. Do tego Yvonne Strahovski (znana głównie z serialu "Chuck") oraz nie kto inny, jak coraz bardziej schodzący na psy, jeśli chodzi o dokonywane wybory scenariuszy - Robert De Niro. Jak dowiadujemy się z trailera, fabuła filmu oparta jest na faktach. Tajemnicza grupa wszechstronnie wyszkolonych zabójców dokonuje czystki wśród byłych członków brytyjskich służb specjalnych. Popełniają jednak straszny błąd, porywając mentora Danny'ego Bryce'a, a ten nie patyczkuje się z ludźmi, którzy krzywdzą jego przyjaciół i nie spocznie, dopóki wszyscy winni nie poniosą surowej kary.
Dla każdego niewykonalną misją jest co innego. Dla mnie jest to nauczenie się poprawnego stawiania przecinków oraz próba zrozumienia, skąd się wzięła moda na malowanie sobie paznokciu u nóg na wściekle zielony kolor. Wybaczcie, drogie panie, ale moim zdaniem coś takiego wygląda, jakby ktoś wam smarknął na stopę. W czwartej odsłonie przygód Ethana Hawka ktoś mocno namieszał i sprawił, że na Impossible Mission Force padło podejrzenie o spisek i zakrojone na szeroką skalę akcje terrorystyczne. Zostaje wprowadzony "Ghost Protocol", czyli likwidacja agencji, jej agentów i całkowite zacieranie śladów. Ethan wraz z grupką zaufanych agentów musi zacząć się ukrywać. Zejść do głębokiego podziemia i z tej niewygodnej lokacji starać się oczyścić dobre imię agencji i odkryć, kto za tym wszystkim stoi. Dwie pierwsze części tej filmowej serii jakoś mi nie podeszły. Za to część trzecią wspominam jako całkiem udane kino akcji. Jak będzie teraz - nie wiem, ale z chęcią się przekonam, szczególnie, że na reżysera filmu wybrano Brada Birda, a to człowiek, który kręcił do tej pory tylko kreskówki, m.in. "Ratatuj" czy "Iniemamocni". Dodatkowym smaczkiem jest obecność w obsadzie genialnego Jermey'ego Rennera oraz pamiętanego z roli Sawyera w serialu "Lost' - Josha Holloway'a.
Kto ma ochotę na magiczną podróż? Och, chyba każdy, szczególnie, gdy ma się dwadzieścia parę lat, a za oknem krajobraz hippisowskiej Ameryki lat 60. Beztroski seks, bo o czymś takim jak AIDS to słyszały wtedy jedynie jakieś afrykańskie małpy. Beztroskie odurzanie się, bo hasło żyj szybko, umieraj młodo i pozostaw po sobie przystojne zwłoki wciąż cieszyło się dużą popularnością i beztroska wolność, tak realna, że można ją było niemal dotknąć. Pamiętam, jak moda na LSD zawitała do Polski. Nie będę ściemniał, sam dałem się temu porwać i na fali mitu o Jimie Morrisonie czy "Heńku" Hendrixie przekraczałem granice zdrowego rozsądku, zarzucając "Panoramiksy", "Dragony" czy inny szity. Na te poszukiwania samego siebie straciłem trochę czasu. Później się okazało, że zupełnie niepotrzebnie, bo przez cały czas byłem tuż za rogiem, stojąc w kolejce po rozum, ale co przeżyłem, to moje. Jedna z najbardziej traumatycznych "podróży" miała miejsce w Muzeum Narodowym. Wszystko było pięknie, kolorki niesamowite, każdy obraz przemawiał do mnie na poziomie zapewne nieosiągalnym na trzeźwo, aż tu nagle zonk. Kolega, mocno poruszony, ale i zaniepokojony pejzażem Claude'a Moneta, dostrzegł na płótnie kilka błędów. Postanowił więc poprawić malunek, wyjął flamaster i... i ledwo go zdążyliśmy odciągnąć. Na samo wspomnienie tego do dziś oblewam się zimnym potem. Cóż, błędy młodości, kto ich nie popełniał, ten nigdy nie był młody. Ten dokumentalny film jest zapisem wycieczki, którą odbyła grupa przyjaciół z otoczenia Kena Keseya, autora "Lotu nad kukułczym gniazdem". Swoim wymalowanym autobusem przemierzyli całe Stany Zjednoczone, eksperymentując z własnymi ciałami i umysłami. To, co przeżyli i do jakich życiowych wniosków i prawd doszli, będziemy mogli obejrzeć już w sierpniu.
http://www.youtube.com/embed/57OaoZZ61oM
[b]KILLER ELITE[/b]
Dobre filmy akcji zawsze w cenie. Ważne, żeby było szybko, kule świstały na wszystkie strony, pościgi samochodowe powodowały ogromne zniszczenia na ulicy i palpitację serca u przydrożnych sprzedawców kebabów, a główny bohater był odpowiednio sprawny i przystojny. Oczywiście, zawsze warto dorzucić do tego jakąś zgrabną lalkę, która przez pół filmu będzie piszczała przerażona, a pod koniec odpowiednio nagrodzi wysiłek herosa. Zakładając, że to jest rzeczywiście właściwa receptura na hit, to tu możemy być pewni sukcesu. Twórcy spełnili wszystkie warunki i to co do joty. W rolach głównych zobaczymy dwóch twardzieli, Jasona Stathama i Clive'a Owena. Do tego Yvonne Strahovski (znana głównie z serialu "Chuck") oraz nie kto inny, jak coraz bardziej schodzący na psy, jeśli chodzi o dokonywane wybory scenariuszy - Robert De Niro. Jak dowiadujemy się z trailera, fabuła filmu oparta jest na faktach. Tajemnicza grupa wszechstronnie wyszkolonych zabójców dokonuje czystki wśród byłych członków brytyjskich służb specjalnych. Popełniają jednak straszny błąd, porywając mentora Danny'ego Bryce'a, a ten nie patyczkuje się z ludźmi, którzy krzywdzą jego przyjaciół i nie spocznie, dopóki wszyscy winni nie poniosą surowej kary.
http://www.youtube.com/embed/8F1wrDsUqYc
[b]MISSION: IMPOSSIBLE - GHOST PROTOCOL[/b]
Dla każdego niewykonalną misją jest co innego. Dla mnie jest to nauczenie się poprawnego stawiania przecinków oraz próba zrozumienia, skąd się wzięła moda na malowanie sobie paznokciu u nóg na wściekle zielony kolor. Wybaczcie, drogie panie, ale moim zdaniem coś takiego wygląda, jakby ktoś wam smarknął na stopę. W czwartej odsłonie przygód Ethana Hawka ktoś mocno namieszał i sprawił, że na Impossible Mission Force padło podejrzenie o spisek i zakrojone na szeroką skalę akcje terrorystyczne. Zostaje wprowadzony "Ghost Protocol", czyli likwidacja agencji, jej agentów i całkowite zacieranie śladów. Ethan wraz z grupką zaufanych agentów musi zacząć się ukrywać. Zejść do głębokiego podziemia i z tej niewygodnej lokacji starać się oczyścić dobre imię agencji i odkryć, kto za tym wszystkim stoi. Dwie pierwsze części tej filmowej serii jakoś mi nie podeszły. Za to część trzecią wspominam jako całkiem udane kino akcji. Jak będzie teraz - nie wiem, ale z chęcią się przekonam, szczególnie, że na reżysera filmu wybrano Brada Birda, a to człowiek, który kręcił do tej pory tylko kreskówki, m.in. "Ratatuj" czy "Iniemamocni". Dodatkowym smaczkiem jest obecność w obsadzie genialnego Jermey'ego Rennera oraz pamiętanego z roli Sawyera w serialu "Lost' - Josha Holloway'a.
http://www.youtube.com/embed/V0LQnQSrC-g
[i]A dla EmiLa - strój Zielonego Szerszenia, co by mógł beztrosko sobie po bzykać.[/i]
Kapitan Ameryka to pierwszy superbohater wykreowany przez Marvel Comics i to jeszcze w czasach drugiej wojny światowej. Nie ma co się oszukiwać, postać ta, na wskroś przesiąknięta płaskim patriotyzmem, była formą propagandy mającej na celu pobudzić i uszlachetnić wysiłek amerykańskiego społeczeństwa w wspieraniu wojny. Miała oddziaływać na wyobraźnię nieopierzonych gówniarzy i zachęcać ich do pójścia w kamasze. Zapewne dlatego filmowcy długo unikali ekranizacji tego komiksu. Konflikt w Iraku czy Afganistanie w końcu wymaga tego samego rodzaju poświęcenia jak kiedyś wojna w Europie, a na wskroś demokratyczne Hollywood bało się jak ognia posądzenia o jakąkolwiek agitację.
Jest rok 1940, a Steve Rogers, młody student sztuki, postanawia zaciągnąć się do wojska. Niestety wojskowa komisja lekarska odrzuca jego kandydaturę ze względu na nader mizerną posturę. Cóż, bycie chuderlakiem o nikczemnym wzroście to zawsze przykra sprawa. Znaczy, sam niski wzrost o niczym jeszcze nie świadczy - w końcu jeden z moich najbardziej zażartych i najwspanialszych pojedynków stoczyłem właśnie z kurduplem. Pamiętam jak dziś, wlazłem śmiało do dyskoteki w Jastrzębiej Górze, mając zamiar pokazać kmiotkom, jak tańczą profesjonaliści. Szybko zdominowałem parkiet solowymi popisami i gdy już miałem wybrać z tłumu dzierlatkę, która dostąpi zaszczytu pląsów z mistrzem, przyplątał się jakiś gość i to o dobrą głowę niższy. Z facetami nie tańczę, więc grzecznie zapytałem, czy się nie zgubił i gdzie zostawił mamusię? On się jednak dalej stawiał, przy czym uparcie nie podnosił wzroku, tylko patrzył wprost na moją pierś, jakby nie przyjmował do wiadomości, że ktoś może być od niego wyższy. Od słowa do słowa i zaczęła się bijatyka. Najpierw, wkładając w ten cios sporo serca, strzeliłem go nosem w czoło. Skubaniec jakoś zdołał ustać. Potem położyłem się na ziemi i kilka razy przywaliłem głową w podłogę u jego stóp. Niestety okazała się dość solidna i żadne wstrząsy wtórne nie wywaliły gnoja. Wtedy zmieniłem taktykę. Błyskawiczny obrót w bok i silne odepchnięcie się penisem od jego pięty pozwoliły mi płynnie prześlizgnąć się po parkiecie na z góry upatrzoną pozycję pod kaloryferem. Tam stwierdziłem, że może warto się chwilę zdrzemnąć i dać kolesiowi odsapnąć. Gdy się obudziłem, kurdupla już nie było, zwiał obszczymur jeden. Ehhh... to były piękne czasy,
Wracając do naszego bohatera filmu, raczej nie należał on do takich małych twardzieli. I choć zwykle bardzo się starał, więksi koledzy i tak bez trudu zabierali mu drugie śniadanie. Jednak gdy człowiek pała niepohamowaną rządzą postrzelania sobie do Niemiaszków, nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. Desperacja Steve'a popycha go w macki tajnego rządowego projektu, którego celem jest stworzenie żołnierza doskonałego. Eksperyment kończy się sukcesem i nasz student zmienia się w prawdziwego herosa. Jednak coby naziści na sam jego widok nie dostawali zawału, sprytnie stępiono jego moce, wciskając go w nieco gejowskie wdzianko. I gdy wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze do wygrania wojny w kilka dni, okazało się, że i Niemcy mają swoją tajną broń – superzłoczyńcę - Red Skulla - który nie tylko potrafi sprostać Kapitanowi Ameryce w walce, ale i bije go na głowę w doborze garderoby.
Osobiście jakoś nie czekam na ten film, ale z nudów pewnie obejrzę, choćby po to, by się przekonać, czy potrafiono tę historię ukazać bez nadmiernego patosu, a i widoczny w trailerze klimacik Ameryki lat 40. wygląda całkiem przyjemnie.
A dla Loodki - Cała brytfanka faworków. Chrzanić kalorie!!!
Kapitan Ameryka to pierwszy superbohater wykreowany przez Marvel Comics i to jeszcze w czasach drugiej wojny światowej. Nie ma co się oszukiwać, postać ta, na wskroś przesiąknięta płaskim patriotyzmem, była formą propagandy mającej na celu pobudzić i uszlachetnić wysiłek amerykańskiego społeczeństwa w wspieraniu wojny. Miała oddziaływać na wyobraźnię nieopierzonych gówniarzy i zachęcać ich do pójścia w kamasze. Zapewne dlatego filmowcy długo unikali ekranizacji tego komiksu. Konflikt w Iraku czy Afganistanie w końcu wymaga tego samego rodzaju poświęcenia jak kiedyś wojna w Europie, a na wskroś demokratyczne Hollywood bało się jak ognia posądzenia o jakąkolwiek agitację.
Jest rok 1940, a Steve Rogers, młody student sztuki, postanawia zaciągnąć się do wojska. Niestety wojskowa komisja lekarska odrzuca jego kandydaturę ze względu na nader mizerną posturę. Cóż, bycie chuderlakiem o nikczemnym wzroście to zawsze przykra sprawa. Znaczy, sam niski wzrost o niczym jeszcze nie świadczy - w końcu jeden z moich najbardziej zażartych i najwspanialszych pojedynków stoczyłem właśnie z kurduplem. Pamiętam jak dziś, wlazłem śmiało do dyskoteki w Jastrzębiej Górze, mając zamiar pokazać kmiotkom, jak tańczą profesjonaliści. Szybko zdominowałem parkiet solowymi popisami i gdy już miałem wybrać z tłumu dzierlatkę, która dostąpi zaszczytu pląsów z mistrzem, przyplątał się jakiś gość i to o dobrą głowę niższy. Z facetami nie tańczę, więc grzecznie zapytałem, czy się nie zgubił i gdzie zostawił mamusię? On się jednak dalej stawiał, przy czym uparcie nie podnosił wzroku, tylko patrzył wprost na moją pierś, jakby nie przyjmował do wiadomości, że ktoś może być od niego wyższy. Od słowa do słowa i zaczęła się bijatyka. Najpierw, wkładając w ten cios sporo serca, strzeliłem go nosem w czoło. Skubaniec jakoś zdołał ustać. Potem położyłem się na ziemi i kilka razy przywaliłem głową w podłogę u jego stóp. Niestety okazała się dość solidna i żadne wstrząsy wtórne nie wywaliły gnoja. Wtedy zmieniłem taktykę. Błyskawiczny obrót w bok i silne odepchnięcie się penisem od jego pięty pozwoliły mi płynnie prześlizgnąć się po parkiecie na z góry upatrzoną pozycję pod kaloryferem. Tam stwierdziłem, że może warto się chwilę zdrzemnąć i dać kolesiowi odsapnąć. Gdy się obudziłem, kurdupla już nie było, zwiał obszczymur jeden. Ehhh... to były piękne czasy, Wracając do naszego bohatera filmu, raczej nie należał on do takich małych twardzieli. I choć zwykle bardzo się starał, więksi koledzy i tak bez trudu zabierali mu drugie śniadanie. Jednak gdy człowiek pała niepohamowaną rządzą postrzelania sobie do Niemiaszków, nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. Desperacja Steve'a popycha go w macki tajnego rządowego projektu, którego celem jest stworzenie żołnierza doskonałego. Eksperyment kończy się sukcesem i nasz student zmienia się w prawdziwego herosa. Jednak coby naziści na sam jego widok nie dostawali zawału, sprytnie stępiono jego moce, wciskając go w nieco gejowskie wdzianko. I gdy wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze do wygrania wojny w kilka dni, okazało się, że i Niemcy mają swoją tajną broń – superzłoczyńcę - Red Skulla - który nie tylko potrafi sprostać Kapitanowi Ameryce w walce, ale i bije go na głowę w doborze garderoby.
Osobiście jakoś nie czekam na ten film, ale z nudów pewnie obejrzę, choćby po to, by się przekonać, czy potrafiono tę historię ukazać bez nadmiernego patosu, a i widoczny w trailerze klimacik Ameryki lat 40. wygląda całkiem przyjemnie.
http://www.youtube.com/watch?v=JerVrbLldXw
A dla Loodki - Cała brytfanka faworków. Chrzanić kalorie!!!
Spielberg może wkurzać. Gdy robi kino akcji czy SF, wszystko jest w porządku, ale raz na jakiś czas coś się do niego podkrada w środku nocy, siada mu klacie i okrutnie męczy, by nakręcił film wzruszający, chwytający za serce i koniecznie dla widza w każdym wieku. W ten sposób powstały takie dzieła jak "E.T." czy "A.I. Sztuczna Inteligencja". Filmy do bólu przesączone męczącym sentymentalizmem, wszelkiego rodzaju tanimi chwytami, mającymi na celu nas poruszyć i sprawić, że w kinowej sali nawet najtwardszym z twardych - patrz Karl po chlapnięciu pół litra przez nos - łezka zakręci się w oku. Oczywiście wszelkie te zarzuty pod adresem Stevena umiem sformułować przed i po seansie, bo w jego trakcie nic mnie to nie obchodzi. Siadam wygodnie i daję się porwać epickiej opowieści, nie wstydząc się łez ani tony zasmarkanych chusteczek. Tym razem Spielberg jednak przegiął pałkę, bo postanowił opowiedzieć o przygodach pewnego konia. Rumak, wprost z farmy swojego ukochanego właściciela, trafia na front pierwszej wojny światowej w wir walki, okrucieństwa i niedoli. Historia zmagań we Francji, opowiedziana w ten sposób wydaje się być ciekawym zamysłem, jednak dla mnie jest to nie do przyjęcia. Nie mogę i nie chcę oglądać filmów, w których cierpią zwierzęta, nawet jeśli wiem z pewnego źródła, że wszystko dobrze się skończy.
Znam jedną siksę, która na wieść o tym, że w tym filmie zobaczymy Gary'ego Oldmana, już zaczyna przebierać kolankami, wydając przy tym niski, nosowy zew godowy. Nie zamierzam się jednak nabijać z Loodki, bo sam nie jestem lepszy. Zobaczywszy w trailerze Toma Hardy'ego, od razu się wyprostowałem, napiąłem bicepsy i zacząłem ruszać szczęką tak, by podbródek stał się bardziej kwadratowy. Aż mnie moja luba spytała, czy mi nie umówić wizyty u naszego dentysty, ale co ona tam wie o męskiej rywalizacji samców alfa. Film jest ekranizacją powieści Johna le Carre, której głównym bohaterem jest George Smiley. Brytyjski ekspert służb specjalnych, który ma za zadanie wytropić rosyjskiego "kreta" w najbardziej utajnionej komórce szpiegowskiej. Akcja dzieje się w Londynie lat 60., w samym środku zimnej wojny. Obraz wyreżyserował Thomas Alfredson odpowiedzialny za jeden z najbardziej niezwykłych filmów, jakie oglądałem, czyli "Let the right one in". Można więc być spokojnym o świetne oddanie klimatu epoki, dbałość o szczegóły, scenografię i kostiumy. Dla mnie pozycja obowiązkowa.
Media kłamią. Sposób realizacji i przedstawienia danego wydarzenia zależy od tak wielu czynników, że gdzieś w tym wszystkim zatraca się prawda i dziennikarski obiektywizm. Jedną z najbardziej genialnych sposobów ukazania tego zjawiska znalazłem kiedyś w książce fantasy. Grupa wynajętych morderców zaczaiła się w zaułku, planując zamach na władcę. Jednak przypadkowo wpadła na nich królewska gwardia i wyrżnęła w pień. Aby nie wzbudzać niepotrzebnych niepokojów w mieście, pojawiły się naciski na dziennikarzy, by przedstawić to wydarzenie w trochę innym świetle, więc notka w gazecie wyglądała mniej więcej tak: "W naszym mieście pojawiła się grupa fanatyków religijnych, którzy postanowili popełnić rytualne samobójstwo. Czterech z nich rzuciło się na własne miecze. Jeden z nich był szczególnie zawzięty, bo dodatkowo kilkukrotnie pizdnął się pałką w łeb. Ostatni przebiegł kawałek, ale w przypływie morderczego szału strzelił sobie w plecy z łuku". Nie wiem, czy w relacjonowaniu zdarzeń przez dzisiejsze media pojawiają się aż tak duże przekręty, ale na pewno daleko im do rzetelnej informacji. Przykładem niech będzie wojna rosyjsko-gruzińska w 2008 roku, o której to postanowił nam opowiedzieć Renny Harlin. Co kraj i jego polityczny interes, to inny sposób opowiedzenia tych wydarzeń. Jednak w przypadku tego reżysera nie ma sensu doszukiwać się historycznej prawdy, bo to przede wszystkim spec od szybkiego kina akcji, który stawia na widowiskowość swoich filmów. Obejrzawszy trailer, jestem pewien, że pod tym względem się nie zawiedziemy.
Spielberg może wkurzać. Gdy robi kino akcji czy SF, wszystko jest w porządku, ale raz na jakiś czas coś się do niego podkrada w środku nocy, siada mu klacie i okrutnie męczy, by nakręcił film wzruszający, chwytający za serce i koniecznie dla widza w każdym wieku. W ten sposób powstały takie dzieła jak "E.T." czy "A.I. Sztuczna Inteligencja". Filmy do bólu przesączone męczącym sentymentalizmem, wszelkiego rodzaju tanimi chwytami, mającymi na celu nas poruszyć i sprawić, że w kinowej sali nawet najtwardszym z twardych - patrz Karl po chlapnięciu pół litra przez nos - łezka zakręci się w oku. Oczywiście wszelkie te zarzuty pod adresem Stevena umiem sformułować przed i po seansie, bo w jego trakcie nic mnie to nie obchodzi. Siadam wygodnie i daję się porwać epickiej opowieści, nie wstydząc się łez ani tony zasmarkanych chusteczek. Tym razem Spielberg jednak przegiął pałkę, bo postanowił opowiedzieć o przygodach pewnego konia. Rumak, wprost z farmy swojego ukochanego właściciela, trafia na front pierwszej wojny światowej w wir walki, okrucieństwa i niedoli. Historia zmagań we Francji, opowiedziana w ten sposób wydaje się być ciekawym zamysłem, jednak dla mnie jest to nie do przyjęcia. Nie mogę i nie chcę oglądać filmów, w których cierpią zwierzęta, nawet jeśli wiem z pewnego źródła, że wszystko dobrze się skończy.
http://www.youtube.com/embed/1XyqZiknaxU
[b]TINKER, TAILOR, SOLDIER, SPY[/b]
Znam jedną siksę, która na wieść o tym, że w tym filmie zobaczymy Gary'ego Oldmana, już zaczyna przebierać kolankami, wydając przy tym niski, nosowy zew godowy. Nie zamierzam się jednak nabijać z Loodki, bo sam nie jestem lepszy. Zobaczywszy w trailerze Toma Hardy'ego, od razu się wyprostowałem, napiąłem bicepsy i zacząłem ruszać szczęką tak, by podbródek stał się bardziej kwadratowy. Aż mnie moja luba spytała, czy mi nie umówić wizyty u naszego dentysty, ale co ona tam wie o męskiej rywalizacji samców alfa. Film jest ekranizacją powieści Johna le Carre, której głównym bohaterem jest George Smiley. Brytyjski ekspert służb specjalnych, który ma za zadanie wytropić rosyjskiego "kreta" w najbardziej utajnionej komórce szpiegowskiej. Akcja dzieje się w Londynie lat 60., w samym środku zimnej wojny. Obraz wyreżyserował Thomas Alfredson odpowiedzialny za jeden z najbardziej niezwykłych filmów, jakie oglądałem, czyli "Let the right one in". Można więc być spokojnym o świetne oddanie klimatu epoki, dbałość o szczegóły, scenografię i kostiumy. Dla mnie pozycja obowiązkowa.
http://www.youtube.com/embed/Aco15ScXCwA
[b]5 DAYS OF WAR[/b]
Media kłamią. Sposób realizacji i przedstawienia danego wydarzenia zależy od tak wielu czynników, że gdzieś w tym wszystkim zatraca się prawda i dziennikarski obiektywizm. Jedną z najbardziej genialnych sposobów ukazania tego zjawiska znalazłem kiedyś w książce fantasy. Grupa wynajętych morderców zaczaiła się w zaułku, planując zamach na władcę. Jednak przypadkowo wpadła na nich królewska gwardia i wyrżnęła w pień. Aby nie wzbudzać niepotrzebnych niepokojów w mieście, pojawiły się naciski na dziennikarzy, by przedstawić to wydarzenie w trochę innym świetle, więc notka w gazecie wyglądała mniej więcej tak: "W naszym mieście pojawiła się grupa fanatyków religijnych, którzy postanowili popełnić rytualne samobójstwo. Czterech z nich rzuciło się na własne miecze. Jeden z nich był szczególnie zawzięty, bo dodatkowo kilkukrotnie pizdnął się pałką w łeb. Ostatni przebiegł kawałek, ale w przypływie morderczego szału strzelił sobie w plecy z łuku". Nie wiem, czy w relacjonowaniu zdarzeń przez dzisiejsze media pojawiają się aż tak duże przekręty, ale na pewno daleko im do rzetelnej informacji. Przykładem niech będzie wojna rosyjsko-gruzińska w 2008 roku, o której to postanowił nam opowiedzieć Renny Harlin. Co kraj i jego polityczny interes, to inny sposób opowiedzenia tych wydarzeń. Jednak w przypadku tego reżysera nie ma sensu doszukiwać się historycznej prawdy, bo to przede wszystkim spec od szybkiego kina akcji, który stawia na widowiskowość swoich filmów. Obejrzawszy trailer, jestem pewien, że pod tym względem się nie zawiedziemy.
http://www.youtube.com/embed/pstG_fk_B9s
[i]A dla Loodki - Specjalny zestaw balsamów łagodzących otarcia kolan.[/i]
Jako niekwestionowany mistrz parkietu, który przez długie lata tańcem i śpiewem zarabiał na życie, nie mogłem obok tego filmu przejść obojętnie. "Footloose" to moim zdaniem jeden z najlepszych filmów tanecznych wszechczasów. Obraz młodziutkiego Kevina Bacona "dansującego" po starej fabryce już na stałe wrył się w moją pamięć, a kilka tanecznych kroków bezwstydnie włączyłem do swojego repertuaru uwodzicielskich pląsów. Dla przypomnienia, jest to historia chłopaka, który trafia do małego miasteczka, gdzie silne rządy sprawuje charyzmatyczny pastor. Na skutek tragedii sprzed lat w miasteczku obowiązuje zakaz słuchania rock and rolla oraz wszelkich tańców. Nasz bohater postanawia walczyć z tą jawną dyskryminacją, uwodzi córkę pastora i na przekór wszystkim urządza w mieście wielką imprezę. Teraz dostajemy remake tego kultowego filmu - z Denisem Quaidem w roli upartego duchownego. Czy film ma szansę odnieść sukces pierwowzoru? Szczerze wątpię. Wszystkie współczesne filmy taneczne opierają się na takim czy innym rodzaju hip-hopu, a do tego potrzeba kręgosłupa z gumy. Jasna cholera, gdybym chciał popatrzeć na kolejny taniec robota, to wolałbym odpalić w kuchni sokowirówkę przy dźwiękach maszynki do mielenie mięsa, a nie tracił kasę na pójście do kina, ale może się mylę i tym razem będą to pląsy, na które warto popatrzeć.
Nie znoszę większości kreskówek, które ostatnimi czasy odnoszą sukcesy. Wszelkie Shreki, Pandy, Auta czy inne srauta tylko mnie irytują i zdecydowanie odmawiam ich oglądania. Zapewne spora w tym zasługa mojej córki, której nie wystarczy obejrzeć jakiś film rysunkowy. Nie - ona musi obejrzeć go tyle razy, by móc z pamięci lecieć całą listę dialogową. Gdybyście po raz pięćdziesiąty usłyszeli tekst: "Shrek, daleko jeszcze?", też byście zrobili się cali zieloni i mieli niekłamaną ochotę zamordować jednego osła w jakiś szczególnie okrutny sposób. Na przykład waląc go patelnią między uszy. Są jednak filmy, które mnie zachwyciły, pobudziły wyobraźnię i na czas seansu zmieniły stosunek do świata. Takim filmem był niewątpliwie "The Dark Crystal" - wprost magiczne kino. Studio Disney-Pixar postanowiło w końcu nawiązać do tego rodzaju baśniowego klimatu i na początku roku 2012 sprezentować coś, co zachwyci nie tylko dzieciaki. Opowieść o młodej, szkockiej łuczniczce ma szansę zapaść nam w pamięć nie ze względu na jakieś mniej lub bardziej udane żarciki, ale na historię, która poruszy nasze serca i wyobraźnię.
Jezus, Maria i Wszyscy Święci, jak ja się boję tego filmu. Próby opowiadania o umieraniu i śmierci to zawsze śliski temat, bo łatwo można przeszarżować. Jednak tutaj za reżyserię odpowiedzialny jest mistrz Gus van Sant. Muzykę skomponował Danny Elfaman. Producentem jest Ron Howard, a w roli głównej zobaczymy zjawiskową Mię Wasikowską. To jest ekipa, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, której bez wahania pozwolę, by opowiedziała mi o nawet najbardziej trudnych i mrocznych meandrach życia. Kino van Santa można kochać lub nienawidzić, ale nie można wobec jego twórczości pozostać obojętnym, bo w bezlitosny sposób drąży temat, ukazując nam pewne zjawiska w świetle, na jakie nie odważyłaby się większość reżyserów. To będzie wielkie kino i już sobie warto zarezerwować tonę chusteczek i wizytę u psychoanalityka po seansie.
Jako niekwestionowany mistrz parkietu, który przez długie lata tańcem i śpiewem zarabiał na życie, nie mogłem obok tego filmu przejść obojętnie. "Footloose" to moim zdaniem jeden z najlepszych filmów tanecznych wszechczasów. Obraz młodziutkiego Kevina Bacona "dansującego" po starej fabryce już na stałe wrył się w moją pamięć, a kilka tanecznych kroków bezwstydnie włączyłem do swojego repertuaru uwodzicielskich pląsów. Dla przypomnienia, jest to historia chłopaka, który trafia do małego miasteczka, gdzie silne rządy sprawuje charyzmatyczny pastor. Na skutek tragedii sprzed lat w miasteczku obowiązuje zakaz słuchania rock and rolla oraz wszelkich tańców. Nasz bohater postanawia walczyć z tą jawną dyskryminacją, uwodzi córkę pastora i na przekór wszystkim urządza w mieście wielką imprezę. Teraz dostajemy remake tego kultowego filmu - z Denisem Quaidem w roli upartego duchownego. Czy film ma szansę odnieść sukces pierwowzoru? Szczerze wątpię. Wszystkie współczesne filmy taneczne opierają się na takim czy innym rodzaju hip-hopu, a do tego potrzeba kręgosłupa z gumy. Jasna cholera, gdybym chciał popatrzeć na kolejny taniec robota, to wolałbym odpalić w kuchni sokowirówkę przy dźwiękach maszynki do mielenie mięsa, a nie tracił kasę na pójście do kina, ale może się mylę i tym razem będą to pląsy, na które warto popatrzeć.
http://www.youtube.com/embed/gtjI6OHVk00
[b]BRAVE[/b]
Nie znoszę większości kreskówek, które ostatnimi czasy odnoszą sukcesy. Wszelkie Shreki, Pandy, Auta czy inne srauta tylko mnie irytują i zdecydowanie odmawiam ich oglądania. Zapewne spora w tym zasługa mojej córki, której nie wystarczy obejrzeć jakiś film rysunkowy. Nie - ona musi obejrzeć go tyle razy, by móc z pamięci lecieć całą listę dialogową. Gdybyście po raz pięćdziesiąty usłyszeli tekst: "Shrek, daleko jeszcze?", też byście zrobili się cali zieloni i mieli niekłamaną ochotę zamordować jednego osła w jakiś szczególnie okrutny sposób. Na przykład waląc go patelnią między uszy. Są jednak filmy, które mnie zachwyciły, pobudziły wyobraźnię i na czas seansu zmieniły stosunek do świata. Takim filmem był niewątpliwie "The Dark Crystal" - wprost magiczne kino. Studio Disney-Pixar postanowiło w końcu nawiązać do tego rodzaju baśniowego klimatu i na początku roku 2012 sprezentować coś, co zachwyci nie tylko dzieciaki. Opowieść o młodej, szkockiej łuczniczce ma szansę zapaść nam w pamięć nie ze względu na jakieś mniej lub bardziej udane żarciki, ale na historię, która poruszy nasze serca i wyobraźnię.
http://www.youtube.com/embed/tYg0VgPy6Uk
[b]RESTLESS[/b]
Jezus, Maria i Wszyscy Święci, jak ja się boję tego filmu. Próby opowiadania o umieraniu i śmierci to zawsze śliski temat, bo łatwo można przeszarżować. Jednak tutaj za reżyserię odpowiedzialny jest mistrz Gus van Sant. Muzykę skomponował Danny Elfaman. Producentem jest Ron Howard, a w roli głównej zobaczymy zjawiskową Mię Wasikowską. To jest ekipa, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, której bez wahania pozwolę, by opowiedziała mi o nawet najbardziej trudnych i mrocznych meandrach życia. Kino van Santa można kochać lub nienawidzić, ale nie można wobec jego twórczości pozostać obojętnym, bo w bezlitosny sposób drąży temat, ukazując nam pewne zjawiska w świetle, na jakie nie odważyłaby się większość reżyserów. To będzie wielkie kino i już sobie warto zarezerwować tonę chusteczek i wizytę u psychoanalityka po seansie.
http://www.youtube.com/embed/yGC7rfqBgkg
[i]A dla Loodki - namiętna chwila zapomnienia przy dźwiękach "Set fire to the rain"[/i]
Są książki, które się nie starzeją. Są niestety i takie, które z biegiem lat mają coraz dłuższą brodę, wypadają im zęby i trzeba im trzy razy powtarzać jedną rzecz. Tak właśnie jest z cyklem powieści SF Edgara Rice'a Burroughsa o przygodach na Marsie. Nic dziwnego, koleś pisał to na początku XX wieku, a ówczesny poziom wiedzy z zakresu astronomii nie był zbyt imponujący, co niestety odbija się na sposobie odbioru jego twórczości dzisiaj. Gdyby ten pisarz skupił się na tym, co mu całkiem nieźle wyszło, czyli opowieści o Tarzanie - niezbyt rozgarniętym młodzieńcu biegającym po dżungli w majtkach z lamparta i wyrywającym goryle panienki, wszystko byłoby dobrze. On, niestety, uparł się na historię o Johnie Carterze, kapitanie konfederatów (przynajmniej walczył po właściwej stronie), który z niejasnych przyczyn zostaje przeniesiony na czerwoną planetę. I tu zaczyna się problem, bo Mars w tej opowieści to baśniowa kraina, pełna wspaniałej flory i fauny. Nasz dzielny bohater, dzięki ponad dwukrotnie mniejszemu ciążeniu, jest tu w stanie dokonywać cudów akrobacji, a to mu się bardzo przyda, bo z miejsca zostaje wciągnięty w wojnę między gatunkami. Dla fanów kina przygodowego całkiem sympatyczna pozycja. Fanom twardego SF zdecydowanie odradzam.
To coś potrafi dokładnie skopiować i podszyć się pod każdą żywą istotę. To coś może wykorzystać moment, gdy jesteś sam i obgryźć ci tyłek do kości. To coś jest mocno wkurzone, bo przyleciało z kosmosu przespać się w lodzie, a jacyś durni naukowcy postanowili to odmrozić. Trudno się zresztą dziwić, jak mnie ktoś z rano obudzi, to też bez miotacza ognia lepiej nie podchodzić. Film Carpentera o "Cosiu" z 1982 roku uważam za jeden z najbardziej genialnych horrorów. Klaustrofobiczny klimat bazy naukowej odciętej od cywilizacji gdzieś na Antarktydzie i ta atmosfera nieustającego zagrożenia - coś pięknego. Teraz mamy dostać remake tego filmu i jak to często bywa, rodzi się pytanie, czy będzie w stanie choć dorównać pierwowzorowi. Mocno wątpliwa sprawa. Oglądając trailer, już na dzień dobry poczułem się oszukany, bo w głównej roli mamy kobitkę. Pewnie zaraz zostanę zlinczowany przez płeć adorującą torebki pasujące do butów, ale oryginał miał to do siebie, że wbrew wszelkim regułom kręcenia filmów żadnej damy w nim nie uświadczyłeś. To pod każdym względem typowo męskie kino. Nie twierdzę, że dziewczyny nie mogą być twardzielami, ba, sam się z taką ożeniłem. Wykorzystała mój chwilowy brak czujności spowodowany zbyt wysokim stężeniem alkoholu we krwi, przydusiła kolanem do podłogi i zanim doszedłem do siebie, już brałem udział w wyborze weselnego tortu. Na dodatek milczący udział, bo choć moja obecność była obowiązkowa pod groźbą kar administracyjnych, to jednak żadnego głosu nie miałem, bo się, kurna, nie znam. Mimo że jestem wciąż żywym przykładem na to, że herod baba potrafi poradzić sobie z każdym, będzie mi cholernie brakować Kurta Russela z tymi sopelkami lodu na brodzie. A teraz muszę już kończyć, bo zaraz moja ukochana wraca i jak zobaczy, że siedzę przy kompie, zamiast obierać ziemniaki, to przez tydzień będę krzyczał przy sikaniu.
Gdy tak oglądam w telewizji to, co się dzieje ze światem, to aż mnie w dołku ściska. Jest tyle nowego rodzaju zagrożeń i kryzysów, że człowiek zaczyna się zastanawiać, co go najpierw dorwie. Czy to będzie zdesperowany grecki robotnik sezonowy, który postanowi odpalić bombkę koło naszego domu, czy może gdzieś w ciemnej alejce skoczy nam na plecy zmutowany hiszpański ogórek, przegryzając gardło. Możliwości jest tak wiele, że wszelkiego rodzaju filmy ostrzegające o kolejnym sposobie unicestwienia ludzkości nie robią już na mnie wrażenia. Jednak tym razem straszyć ma Steven Soderbergh, a do współpracy zatrudnił taką śmietankę aktorską, że chcąc nie chcąc, po prostu trzeba zobaczyć ten film. Nowy rodzaj wirusa rozprzestrzenia się na świecie, nikt nie wie, skąd się wziął ani jaką drogą się przenosi. Jedno tylko wiadomo. Zabija każdego, kto miał z nim kontakt i to zaledwie w ciągu kilku dni. Nie ma szczepionek uodparniających ani lekarstw. Co gorsza, panika wśród ludności szerzy się jeszcze szybciej niż sam wirus i przynosi znacznie więcej szkód, odzierając nas z resztek człowieczeństwa. Film stara się w maksymalnie realistyczny sposób ukazać procesy, jakie zachodzą w społeczeństwie stojącym w obliczu tak wielkiego zagrożenia.
Są książki, które się nie starzeją. Są niestety i takie, które z biegiem lat mają coraz dłuższą brodę, wypadają im zęby i trzeba im trzy razy powtarzać jedną rzecz. Tak właśnie jest z cyklem powieści SF Edgara Rice'a Burroughsa o przygodach na Marsie. Nic dziwnego, koleś pisał to na początku XX wieku, a ówczesny poziom wiedzy z zakresu astronomii nie był zbyt imponujący, co niestety odbija się na sposobie odbioru jego twórczości dzisiaj. Gdyby ten pisarz skupił się na tym, co mu całkiem nieźle wyszło, czyli opowieści o Tarzanie - niezbyt rozgarniętym młodzieńcu biegającym po dżungli w majtkach z lamparta i wyrywającym goryle panienki, wszystko byłoby dobrze. On, niestety, uparł się na historię o Johnie Carterze, kapitanie konfederatów (przynajmniej walczył po właściwej stronie), który z niejasnych przyczyn zostaje przeniesiony na czerwoną planetę. I tu zaczyna się problem, bo Mars w tej opowieści to baśniowa kraina, pełna wspaniałej flory i fauny. Nasz dzielny bohater, dzięki ponad dwukrotnie mniejszemu ciążeniu, jest tu w stanie dokonywać cudów akrobacji, a to mu się bardzo przyda, bo z miejsca zostaje wciągnięty w wojnę między gatunkami. Dla fanów kina przygodowego całkiem sympatyczna pozycja. Fanom twardego SF zdecydowanie odradzam.
To coś potrafi dokładnie skopiować i podszyć się pod każdą żywą istotę. To coś może wykorzystać moment, gdy jesteś sam i obgryźć ci tyłek do kości. To coś jest mocno wkurzone, bo przyleciało z kosmosu przespać się w lodzie, a jacyś durni naukowcy postanowili to odmrozić. Trudno się zresztą dziwić, jak mnie ktoś z rano obudzi, to też bez miotacza ognia lepiej nie podchodzić. Film Carpentera o "Cosiu" z 1982 roku uważam za jeden z najbardziej genialnych horrorów. Klaustrofobiczny klimat bazy naukowej odciętej od cywilizacji gdzieś na Antarktydzie i ta atmosfera nieustającego zagrożenia - coś pięknego. Teraz mamy dostać remake tego filmu i jak to często bywa, rodzi się pytanie, czy będzie w stanie choć dorównać pierwowzorowi. Mocno wątpliwa sprawa. Oglądając trailer, już na dzień dobry poczułem się oszukany, bo w głównej roli mamy kobitkę. Pewnie zaraz zostanę zlinczowany przez płeć adorującą torebki pasujące do butów, ale oryginał miał to do siebie, że wbrew wszelkim regułom kręcenia filmów żadnej damy w nim nie uświadczyłeś. To pod każdym względem typowo męskie kino. Nie twierdzę, że dziewczyny nie mogą być twardzielami, ba, sam się z taką ożeniłem. Wykorzystała mój chwilowy brak czujności spowodowany zbyt wysokim stężeniem alkoholu we krwi, przydusiła kolanem do podłogi i zanim doszedłem do siebie, już brałem udział w wyborze weselnego tortu. Na dodatek milczący udział, bo choć moja obecność była obowiązkowa pod groźbą kar administracyjnych, to jednak żadnego głosu nie miałem, bo się, kurna, nie znam. Mimo że jestem wciąż żywym przykładem na to, że herod baba potrafi poradzić sobie z każdym, będzie mi cholernie brakować Kurta Russela z tymi sopelkami lodu na brodzie. A teraz muszę już kończyć, bo zaraz moja ukochana wraca i jak zobaczy, że siedzę przy kompie, zamiast obierać ziemniaki, to przez tydzień będę krzyczał przy sikaniu.
Gdy tak oglądam w telewizji to, co się dzieje ze światem, to aż mnie w dołku ściska. Jest tyle nowego rodzaju zagrożeń i kryzysów, że człowiek zaczyna się zastanawiać, co go najpierw dorwie. Czy to będzie zdesperowany grecki robotnik sezonowy, który postanowi odpalić bombkę koło naszego domu, czy może gdzieś w ciemnej alejce skoczy nam na plecy zmutowany hiszpański ogórek, przegryzając gardło. Możliwości jest tak wiele, że wszelkiego rodzaju filmy ostrzegające o kolejnym sposobie unicestwienia ludzkości nie robią już na mnie wrażenia. Jednak tym razem straszyć ma Steven Soderbergh, a do współpracy zatrudnił taką śmietankę aktorską, że chcąc nie chcąc, po prostu trzeba zobaczyć ten film. Nowy rodzaj wirusa rozprzestrzenia się na świecie, nikt nie wie, skąd się wziął ani jaką drogą się przenosi. Jedno tylko wiadomo. Zabija każdego, kto miał z nim kontakt i to zaledwie w ciągu kilku dni. Nie ma szczepionek uodparniających ani lekarstw. Co gorsza, panika wśród ludności szerzy się jeszcze szybciej niż sam wirus i przynosi znacznie więcej szkód, odzierając nas z resztek człowieczeństwa. Film stara się w maksymalnie realistyczny sposób ukazać procesy, jakie zachodzą w społeczeństwie stojącym w obliczu tak wielkiego zagrożenia.
Strzeż mnie Boże przed kobietami, które zdradziłem. No cóż, wśród mądrości ludowych jest kilka takich, które naprawdę warto brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Niestety, zarówno szefowie Mallory - tajnej agentki do misji specjalnych - jak i jej przyjaciele, jakoś nie wzięli sobie do serca starego przysłowia: "Jak wkurzysz brunetkę, na palcu u nogi zawieszą ci metkę". Steven Soderbergh coś ostatnio szaleje, bo to już drugi jego film, jaki będziemy mogli obejrzeć jeszcze w tym roku. Tym razem dostaniemy wysoko adrenalinowy film sensacyjny z mnóstwem scen walk i strzelanin. W zasadzie nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie to, że w głównej roli występuje tu Gina Carano, mistrzyni muay thai, którą określono mianem "twarzy kobiecego MMA". Partnerować jej będzie prawdziwa plejada gwiazd: Micheal Fassbender, Evan McGregor, Bill Paxton, Channing Tatum, Michael Douglas oraz Antonio "Kocham polską bankowość" Banderas. Myślę, że to będzie dość zabawne oglądać tych filmowych twardzieli w konfrontacji z kobietą, która w rzeczywistości bez trudu byłaby w stanie obić im ryja, związać razem fiutami i nawet by się przy tym nie spociła.
Według większości ludzi starość ssie. Nic więc dziwnego, że w przyszłości spore nakłady czasu i pieniędzy poświęcono na odizolowanie i wyłączenie genu odpowiedzialnego za starzenie się. I w końcu się to udało, ale zamiast świata pełnego młodych, szczęśliwych ludzi, powstał reżim, w którym na wieczną młodość stać tylko najbogatszych. Pozostali muszą ciężko pracować na kolejne godziny życia, żebrać o nie lub je kraść, bo teraz obowiązującą za wszystko walutą jest własny, pozostały czas. W tym mrocznym thrillerze SF zobaczymy Justina Timberlake’a w roli młodzieńca z getta niesłusznie oskarżonego o zamordowanie bogacza dla jego czasu. Zrobioną na rudo Amandę Seyfried w roli jego zakładniczki oraz Cillian Murphy jako bezwzględnego policjanta. Pomysł na film całkiem oryginalny. W trailerze widać, że całość zrobiono z dużym rozmachem i w dobrym tempie, więc fani kina SF nie powinni narzekać. Czekamy.
Gdy Tobey Maguire odkrył, że zaczyna mieć już alergię na lateks i odmówił udziału w kolejnych filmach o przygodach człowieka-pajona, twórcy stanęli przed nielichym problemem. W końcu tyle kolejnych milionów do zarobienia jest na wyciągnięcie ręki, a tu odtwórca głównej roli strzela im focha prosto w twarz. Najpierw zaczęto poszukiwania aktora, który po prostu byłby podobny do Tobey'a. Podobno spore szanse miał tutaj Tomasz Karolak, którego postać dawała dodatkowe możliwości twórcom - bohater mógłby strzykać pajęczyną przez przerwę w uzębieniu. Niestety gwiazdor się nie zgodził, stwierdzając, że najpierw musi dokończyć swoją życiową misję, dorżnięcia gatunku komedii w Polsce. Wtedy któryś z producentów wpadł na wspaniały pomysł. A może by tak wszystko nakręcić jeszcze raz i całą karuzelę zacząć od początku. Czyż to nie genialne w swej prostocie? Bo też nikt wcześniej na to nie wpadł. No dobra, tak się nabijam z tego filmu, ale w sumie czekam na niego z dużym zainteresowaniem. Jest ku temu jeden powód. Do roli Petera Parkera zatrudniono Andrew Garfielda. Mało jest aktorów młodego pokolenia, do których mam taki sentyment i co do których miałbym tak duże oczekiwania. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Andy nie utknie w tym obcisłym wdzianku na zbyt długo, bo go naprawdę szkoda do odgrywania ról pół insektów. Obejrzałem trailer i muszę przyznać, że film będzie w bardziej mrocznym klimacie niż pierwowzór. Dodatkowo zwraca uwagę efektowna scena z przeskakiwaniem budynków. Od razu mi się przypomniała gierka "Mirror's Edge" - miodzio.
Strzeż mnie Boże przed kobietami, które zdradziłem. No cóż, wśród mądrości ludowych jest kilka takich, które naprawdę warto brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Niestety, zarówno szefowie Mallory - tajnej agentki do misji specjalnych - jak i jej przyjaciele, jakoś nie wzięli sobie do serca starego przysłowia: "Jak wkurzysz brunetkę, na palcu u nogi zawieszą ci metkę". Steven Soderbergh coś ostatnio szaleje, bo to już drugi jego film, jaki będziemy mogli obejrzeć jeszcze w tym roku. Tym razem dostaniemy wysoko adrenalinowy film sensacyjny z mnóstwem scen walk i strzelanin. W zasadzie nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie to, że w głównej roli występuje tu Gina Carano, mistrzyni muay thai, którą określono mianem "twarzy kobiecego MMA". Partnerować jej będzie prawdziwa plejada gwiazd: Micheal Fassbender, Evan McGregor, Bill Paxton, Channing Tatum, Michael Douglas oraz Antonio "Kocham polską bankowość" Banderas. Myślę, że to będzie dość zabawne oglądać tych filmowych twardzieli w konfrontacji z kobietą, która w rzeczywistości bez trudu byłaby w stanie obić im ryja, związać razem fiutami i nawet by się przy tym nie spociła.
Przed seansem zdecydowanie polecam zerknięcie na kilka walk Giny z YouTube'a, by nabrać odpowiedniego dystansu. http://www.youtube.com/embed/XWT-C0wByOE
Trailer: http://www.youtube.com/embed/KFV0Uvzpz0o
[b]IN TIME[/b]
Według większości ludzi starość ssie. Nic więc dziwnego, że w przyszłości spore nakłady czasu i pieniędzy poświęcono na odizolowanie i wyłączenie genu odpowiedzialnego za starzenie się. I w końcu się to udało, ale zamiast świata pełnego młodych, szczęśliwych ludzi, powstał reżim, w którym na wieczną młodość stać tylko najbogatszych. Pozostali muszą ciężko pracować na kolejne godziny życia, żebrać o nie lub je kraść, bo teraz obowiązującą za wszystko walutą jest własny, pozostały czas. W tym mrocznym thrillerze SF zobaczymy Justina Timberlake’a w roli młodzieńca z getta niesłusznie oskarżonego o zamordowanie bogacza dla jego czasu. Zrobioną na rudo Amandę Seyfried w roli jego zakładniczki oraz Cillian Murphy jako bezwzględnego policjanta. Pomysł na film całkiem oryginalny. W trailerze widać, że całość zrobiono z dużym rozmachem i w dobrym tempie, więc fani kina SF nie powinni narzekać. Czekamy.
http://www.youtube.com/embed/KqDg9wRzLIY
[b]THE AMAZING SPIDER-MAN[/b]
Gdy Tobey Maguire odkrył, że zaczyna mieć już alergię na lateks i odmówił udziału w kolejnych filmach o przygodach człowieka-pajona, twórcy stanęli przed nielichym problemem. W końcu tyle kolejnych milionów do zarobienia jest na wyciągnięcie ręki, a tu odtwórca głównej roli strzela im focha prosto w twarz. Najpierw zaczęto poszukiwania aktora, który po prostu byłby podobny do Tobey'a. Podobno spore szanse miał tutaj Tomasz Karolak, którego postać dawała dodatkowe możliwości twórcom - bohater mógłby strzykać pajęczyną przez przerwę w uzębieniu. Niestety gwiazdor się nie zgodził, stwierdzając, że najpierw musi dokończyć swoją życiową misję, dorżnięcia gatunku komedii w Polsce. Wtedy któryś z producentów wpadł na wspaniały pomysł. A może by tak wszystko nakręcić jeszcze raz i całą karuzelę zacząć od początku. Czyż to nie genialne w swej prostocie? Bo też nikt wcześniej na to nie wpadł. No dobra, tak się nabijam z tego filmu, ale w sumie czekam na niego z dużym zainteresowaniem. Jest ku temu jeden powód. Do roli Petera Parkera zatrudniono Andrew Garfielda. Mało jest aktorów młodego pokolenia, do których mam taki sentyment i co do których miałbym tak duże oczekiwania. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Andy nie utknie w tym obcisłym wdzianku na zbyt długo, bo go naprawdę szkoda do odgrywania ról pół insektów. Obejrzałem trailer i muszę przyznać, że film będzie w bardziej mrocznym klimacie niż pierwowzór. Dodatkowo zwraca uwagę efektowna scena z przeskakiwaniem budynków. Od razu mi się przypomniała gierka "Mirror's Edge" - miodzio.
http://www.youtube.com/embed/b3wvPWAKqIo
[i]A dla Loodki - Podręcznik zawodnika MMA, co by się w końcu nauczyła, że jak odklepuję 3 razy to nie oznacza, że chce by ścisnęła mnie mocniej.[/i]
Scenariusz został oparty na rzeczywistych doświadczeniach scenarzysty Willa Reisera. Film opowiada historię Adama (Joseph Gordon-Levitt, mam tak że lubię tego aktora, więc pewnie obejrzę), 25-letniego Żyda u którego zostaje zdiagnozowany rak kręgosłupa. Wygląda na film obyczajowy z elementami komediowymi.
IMMORTALS polskie tłumaczenie jak zwykle znakomite - Bogowie i herosi 3D
Wiele lat po mitycznym zwycięstwie Bogów nad Tytanami na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie. Żądny władzy król Hyperion (Mickey Rourke) wypowiada wojnę ludzkości. Plądrując bezbronne, wobec jego brutalnej armii, ziemie Grecji poszukuje legendarnego Łuku – broni o niewyobrażalnej mocy, wykutej niegdyś w niebiosach przez Boga Wojny, Aresa. Ten kto posiądzie broń będzie dowodził czekającymi na uwolnienie Tytanami. Jedynym, który postanawia przeciwstawić się Hyperionowi jest wybrany przez bogów Tezeusz(Henry Cavill, jestem ciekawy jak sobie poradzi, w Tudorach dał radę). Po zwiastunie można się obawiać,że efekty wezmą górę nad stroną fabularną.
Scenariusz został oparty na rzeczywistych doświadczeniach scenarzysty Willa Reisera. Film opowiada historię Adama (Joseph Gordon-Levitt, mam tak że lubię tego aktora, więc pewnie obejrzę), 25-letniego Żyda u którego zostaje zdiagnozowany rak kręgosłupa. Wygląda na film obyczajowy z elementami komediowymi.
[b] IMMORTALS[/b] polskie tłumaczenie jak zwykle znakomite - Bogowie i herosi 3D
Wiele lat po mitycznym zwycięstwie Bogów nad Tytanami na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie. Żądny władzy król Hyperion (Mickey Rourke) wypowiada wojnę ludzkości. Plądrując bezbronne, wobec jego brutalnej armii, ziemie Grecji poszukuje legendarnego Łuku – broni o niewyobrażalnej mocy, wykutej niegdyś w niebiosach przez Boga Wojny, Aresa. Ten kto posiądzie broń będzie dowodził czekającymi na uwolnienie Tytanami. Jedynym, który postanawia przeciwstawić się Hyperionowi jest wybrany przez bogów Tezeusz(Henry Cavill, jestem ciekawy jak sobie poradzi, w Tudorach dał radę). Po zwiastunie można się obawiać,że efekty wezmą górę nad stroną fabularną.
Wojna to piekło, ale i wspaniały temat na efektowne, filmowe hity. Rasizm to zUo, ale i dobry temat na dramat. Oto legendarne studio LucasArts, postanowiło połączyć te dwa chwytliwe tematy i w końcu, po 17 latach, nakręcić film niezwiązany z przygodami Indiany Jonesa lub uniwersum Gwiezdnych Wojen. Będzie to oparta na faktach historia eskadry myśliwców, pilotowanych przez czarnoskórych Amerykanów, która brała udział w II wojnie światowej. Odważni młodzieńcy będą musieli walczyć nie tylko z wrogimi samolotami, ale również z dyskryminacją i niechęcią Pentagonu. Osobiście, ta druga walka kompletnie mnie nie interesuje, więc film będę pewnie oglądał na przewijaniu, co by pominąć większość tych napuszonych fragmentów i drętwych gadek o równouprawnieniu. Za to sceny powietrznych pojedynków nawet w trailerze zrobiły na mnie wrażenie i fajnie będzie na nie popatrzeć. Swoją drogą, dowództwo sporo ryzykowało oddając nowiutkie maszyny w ręce czarnych chłopców. Mogło się skończyć tym, że dostaną je z powrotem z upierdzielonym dachem w kabinie, z doczepionymi wielkimi spojlerami i podświetlonym podwoziem. Pimp my plane, bejbi.
Popularność RPG - skrót znany w Polsce, jako "Rabuj, Pal, Gwałć" - zawsze mnie zadziwiała. Nie wiem, czy to mi jakoś nie starcza wyobraźni, czy też inni mają jej w nadmiarze. Latanie gdzieś po parkach, w pseudo-średniowiecznych strojach, rzucanie zaklęć w języku, od którego psy zaczynają wariować i tłuczenie się replikami mieczy jakoś nigdy do mnie nie przemawiało. Nie, zaraz, akurat możliwość przydzwonienia komuś, kto ma sagan wciśnięty na łeb, to całkiem fajna sprawa, ale sens wykonywania wszystkich innych czynności, wymaganych w grach fabularnych, niestety mi umyka. W filmie śledzimy losy pewnej drużyny, która przypadkowo uwalnia prawdziwe złe moce. Tym razem ich zmaganiach nie będą wymagały przeliczników do określenia ilości punktów obrażeń. Tym razem za każdy błąd będą płacić własną krwią. Choć sytuacja wygląda groźnie, tak naprawdę byłaby spełnieniem marzeń każdego fana tego rodzaju rozrywki. W filmie zobaczymy piękną Summer Glau, więc zapewne i ja, na czas seansu, nie bacząc na ględzenie mojej białogłowy, przywdzieje płaszcz Gandalfa Białego - czyli po prostu owinę się prześcieradłem.
Są tajemnice II wojny światowej, o których nie śniło się nawet Wołoszańskiemu. Gdy niezwyciężona Armia Czerwona w końcu przejmuje inicjatywę i zaczyna spuszczać Wermachtowi łomot, Fuhrer nie ma wyjścia i w akcie desperacji uruchamia program "Frankenstein". Korzystając z bogatych zasobów wiejskich cmentarzy, w tajnym laboratorium "składani" są super-żołnierze. Brzmi jak scenariusz debilnego dzieła? Oczywiście, ale tylko do momentu, gdy się nie zerknie na trailer. Reżyser postanowił nas uraczyć czymś, przypominającym dawne kroniki filmowe i naprawdę można poczuć ten klimat. Premierę zapowiadają na początku 2012 roku, czyli mniej więcej wtedy, kiedy premiera innego, niezależnego filmu w podobnym klimacie - "IronSky". Oj coś czuję, że porównując te filmy, będziemy mieli sporo zabawy.
Wojna to piekło, ale i wspaniały temat na efektowne, filmowe hity. Rasizm to zUo, ale i dobry temat na dramat. Oto legendarne studio LucasArts, postanowiło połączyć te dwa chwytliwe tematy i w końcu, po 17 latach, nakręcić film niezwiązany z przygodami Indiany Jonesa lub uniwersum Gwiezdnych Wojen. Będzie to oparta na faktach historia eskadry myśliwców, pilotowanych przez czarnoskórych Amerykanów, która brała udział w II wojnie światowej. Odważni młodzieńcy będą musieli walczyć nie tylko z wrogimi samolotami, ale również z dyskryminacją i niechęcią Pentagonu. Osobiście, ta druga walka kompletnie mnie nie interesuje, więc film będę pewnie oglądał na przewijaniu, co by pominąć większość tych napuszonych fragmentów i drętwych gadek o równouprawnieniu. Za to sceny powietrznych pojedynków nawet w trailerze zrobiły na mnie wrażenie i fajnie będzie na nie popatrzeć. Swoją drogą, dowództwo sporo ryzykowało oddając nowiutkie maszyny w ręce czarnych chłopców. Mogło się skończyć tym, że dostaną je z powrotem z upierdzielonym dachem w kabinie, z doczepionymi wielkimi spojlerami i podświetlonym podwoziem. Pimp my plane, bejbi.
Trailer http://www.youtube.com/embed/BpA6TC0T_Lw
[b]KNIGHTS OF BADASSDOM[/b]
Popularność RPG - skrót znany w Polsce, jako "Rabuj, Pal, Gwałć" - zawsze mnie zadziwiała. Nie wiem, czy to mi jakoś nie starcza wyobraźni, czy też inni mają jej w nadmiarze. Latanie gdzieś po parkach, w pseudo-średniowiecznych strojach, rzucanie zaklęć w języku, od którego psy zaczynają wariować i tłuczenie się replikami mieczy jakoś nigdy do mnie nie przemawiało. Nie, zaraz, akurat możliwość przydzwonienia komuś, kto ma sagan wciśnięty na łeb, to całkiem fajna sprawa, ale sens wykonywania wszystkich innych czynności, wymaganych w grach fabularnych, niestety mi umyka. W filmie śledzimy losy pewnej drużyny, która przypadkowo uwalnia prawdziwe złe moce. Tym razem ich zmaganiach nie będą wymagały przeliczników do określenia ilości punktów obrażeń. Tym razem za każdy błąd będą płacić własną krwią. Choć sytuacja wygląda groźnie, tak naprawdę byłaby spełnieniem marzeń każdego fana tego rodzaju rozrywki. W filmie zobaczymy piękną Summer Glau, więc zapewne i ja, na czas seansu, nie bacząc na ględzenie mojej białogłowy, przywdzieje płaszcz Gandalfa Białego - czyli po prostu owinę się prześcieradłem.
Trailer http://www.youtube.com/embed/dnQ9Vp4fV4I
[b]FRANKENSTEIN'S ARMY[/b]
Są tajemnice II wojny światowej, o których nie śniło się nawet Wołoszańskiemu. Gdy niezwyciężona Armia Czerwona w końcu przejmuje inicjatywę i zaczyna spuszczać Wermachtowi łomot, Fuhrer nie ma wyjścia i w akcie desperacji uruchamia program "Frankenstein". Korzystając z bogatych zasobów wiejskich cmentarzy, w tajnym laboratorium "składani" są super-żołnierze. Brzmi jak scenariusz debilnego dzieła? Oczywiście, ale tylko do momentu, gdy się nie zerknie na trailer. Reżyser postanowił nas uraczyć czymś, przypominającym dawne kroniki filmowe i naprawdę można poczuć ten klimat. Premierę zapowiadają na początku 2012 roku, czyli mniej więcej wtedy, kiedy premiera innego, niezależnego filmu w podobnym klimacie - "IronSky". Oj coś czuję, że porównując te filmy, będziemy mieli sporo zabawy.
Ależ nie ma za co, Anetko. Pisanie tych opisów sprawia mi sporą frajdę.
Added after 18 hours 46 minutes:
THE DARKEST HOUR 3D
Pamiętam jak dziś, był koniec października, a nasza rusycystka postanowiła zabrać moją klasę - samych prymusów - na obchody rocznicy rewolucji do Moskwy. Długa podróż pociągiem upłynęła nam głównie na zabawie w szturmowanie wagonowych toalet. Kibelek z jednej strony był bazą amerykańską, kibelek z drugiej strony bazą rosyjską, a korytarz areną niespotykanie zaciekłych potyczek. Ja walczyłem po stronie "czerwonych", bo po pierwsze, już wtedy uwielbiałem odgrywać role zakapiorów. Po drugie, nic tak nie podnosi ciśnienia, jak szaleńcza szarża z okrzykiem "URRRAAA!". Beztroska sielanka trwała, dopóki nie przypętał się konduktor i nie zagroził, że jak się, kurna, natychmiast nie uspokoimy, to nas sprzeda Kozakom. Na mnie groźba podziałała jak zimny prysznic. Nie po to matka stała w kilometrowej kolejce po srebrne "Relaxy", żeby mi teraz jakiś dupek kazał biegać w kozaczkach.
Sama Moskwa zrobiła na mnie spore wrażenie, co prawda w nocy było ciemno jak u kułaka w dupie, ale za to poranek na Placu Czerwonym, przepiękny. Długo staliśmy i podziwialiśmy pomnik Stalina, wpatrując się w jego mądre, pełne zrozumienia oczy i głośno komentując, że jakby mu trochę zmienić fryzurę, to mógłby uchodzić za Wałęsę. Później podszedł jakiś smutny pan i ryknął znienacka:
- Proszę się nie grupować! Proszę się rozejść!,
Tak mnie skubaniec wystraszył, że zgniotłem sobie ruskiego pieroga, którego przezornie zakamuflowałem w kieszeni, co by na głodnego nie dymać po tym wielgachnym placu. Co prawda, nasza nauczycielka próbowała coś tam gościowi tłumaczyć, ale osrał ją gołąb i się poddała. Wróciliśmy do schroniska wkurzeni na maksa, ja najbardziej, bo cała wiatrówka śmierdziała mi pierogiem.
Tym przydługim wstępem próbuję tylko udowodnić, że Rosja to piękny kraj, ale bardzo specyficzny. Na przykład latając po nocnych, moskiewskich klubach trudno się spodziewać, że nagle nastąpi atak obcej cywilizacji. A jednak. W Rosji wszystko jest możliwe. Dla grupki turystów z USA ta sytuacja jest szczególnie trudna, nie znają języka, nie znają terenu, a tu wszędzie na około giną ludzie i to w wyjątkowo spektakularny sposób. Na szczęście spryt i inteligencja amerykańskiej młodzieży jest powszechnie znana i szybko odkrywają, jak można skutecznie walczyć z najeźdźcą. Rozpoczyna się wojna.
Ależ nie ma za co, Anetko. Pisanie tych opisów sprawia mi sporą frajdę.
[size=75][color=#999999]Added after 18 hours 46 minutes:[/color][/size]
[b]THE DARKEST HOUR 3D[/b]
Pamiętam jak dziś, był koniec października, a nasza rusycystka postanowiła zabrać moją klasę - samych prymusów - na obchody rocznicy rewolucji do Moskwy. Długa podróż pociągiem upłynęła nam głównie na zabawie w szturmowanie wagonowych toalet. Kibelek z jednej strony był bazą amerykańską, kibelek z drugiej strony bazą rosyjską, a korytarz areną niespotykanie zaciekłych potyczek. Ja walczyłem po stronie "czerwonych", bo po pierwsze, już wtedy uwielbiałem odgrywać role zakapiorów. Po drugie, nic tak nie podnosi ciśnienia, jak szaleńcza szarża z okrzykiem "URRRAAA!". Beztroska sielanka trwała, dopóki nie przypętał się konduktor i nie zagroził, że jak się, kurna, natychmiast nie uspokoimy, to nas sprzeda Kozakom. Na mnie groźba podziałała jak zimny prysznic. Nie po to matka stała w kilometrowej kolejce po srebrne "Relaxy", żeby mi teraz jakiś dupek kazał biegać w kozaczkach.
Sama Moskwa zrobiła na mnie spore wrażenie, co prawda w nocy było ciemno jak u kułaka w dupie, ale za to poranek na Placu Czerwonym, przepiękny. Długo staliśmy i podziwialiśmy pomnik Stalina, wpatrując się w jego mądre, pełne zrozumienia oczy i głośno komentując, że jakby mu trochę zmienić fryzurę, to mógłby uchodzić za Wałęsę. Później podszedł jakiś smutny pan i ryknął znienacka:
- Proszę się nie grupować! Proszę się rozejść!,
Tak mnie skubaniec wystraszył, że zgniotłem sobie ruskiego pieroga, którego przezornie zakamuflowałem w kieszeni, co by na głodnego nie dymać po tym wielgachnym placu. Co prawda, nasza nauczycielka próbowała coś tam gościowi tłumaczyć, ale osrał ją gołąb i się poddała. Wróciliśmy do schroniska wkurzeni na maksa, ja najbardziej, bo cała wiatrówka śmierdziała mi pierogiem.
Tym przydługim wstępem próbuję tylko udowodnić, że Rosja to piękny kraj, ale bardzo specyficzny. Na przykład latając po nocnych, moskiewskich klubach trudno się spodziewać, że nagle nastąpi atak obcej cywilizacji. A jednak. W Rosji wszystko jest możliwe. Dla grupki turystów z USA ta sytuacja jest szczególnie trudna, nie znają języka, nie znają terenu, a tu wszędzie na około giną ludzie i to w wyjątkowo spektakularny sposób. Na szczęście spryt i inteligencja amerykańskiej młodzieży jest powszechnie znana i szybko odkrywają, jak można skutecznie walczyć z najeźdźcą. Rozpoczyna się wojna.
TRAILER: http://www.youtube.com/embed/VUznviXV-U8
[i]A dla Moni - Łapacz snów, co by jej żaden inkubus zanadto nie wymęczył.[/i]