Frank Underwood, stary wyga w politycznym światku, nie dostaje stanowiska sekretarza stanu, które miał obiecane w zamian za poparcie dla ubiegającego się o prezydenturę USA - Garetta Walkera. To pierwszy i ogromny błąd nowej administracji Białego Domu. Zrobienie sobie takiego wroga to nie przelewki, bo Frank wykorzysta teraz wszystkie niemałe znajomości, brudne triki oraz zakulisowe gierki, by zdyskredytować i ośmieszyć wszystkich z najbliższego otoczenia prezydenta, i w konsekwencji przejąć stery władzy.
Serial z platformy Netflix, za którego wyprodukowanie wziął się David Fincher. W roli głównej Kevin Spacey.
Frank Underwood, stary wyga w politycznym światku, nie dostaje stanowiska sekretarza stanu, które miał obiecane w zamian za poparcie dla ubiegającego się o prezydenturę USA - Garetta Walkera. To pierwszy i ogromny błąd nowej administracji Białego Domu. Zrobienie sobie takiego wroga to nie przelewki, bo Frank wykorzysta teraz wszystkie niemałe znajomości, brudne triki oraz zakulisowe gierki, by zdyskredytować i ośmieszyć wszystkich z najbliższego otoczenia prezydenta, i w konsekwencji przejąć stery władzy.
Serial z platformy Netflix, za którego wyprodukowanie wziął się David Fincher. W roli głównej Kevin Spacey.
Jak to przeczytałam to pierwsze skojarzenie miałam do serialu pod tym samym tytułem, ale z 1990r.
Grał w nim Ian Richardson Francisa Urquhart'a. Również był starym wygą w politycznym światku i również miał wiele za uszami....
No, ale ciekawa jestem gry Kevina Spacey'a. Chętnie obejrzę.
Jak to przeczytałam to pierwsze skojarzenie miałam do serialu pod tym samym tytułem, ale z 1990r. Grał w nim Ian Richardson Francisa Urquhart'a. Również był starym wygą w politycznym światku i również miał wiele za uszami.... No, ale ciekawa jestem gry Kevina Spacey'a. Chętnie obejrzę.
Stacja Neflix, odpowiedzialna za ten serial, wypuściła od razu wszystkie 13 odcinków z możliwością obejrzenia na ich stronie. Oczywiście zaowocowało to tym, że cały sezon można już pobrać z Sieci.
Stacja Neflix, odpowiedzialna za ten serial, wypuściła od razu wszystkie 13 odcinków z możliwością obejrzenia na ich stronie. Oczywiście zaowocowało to tym, że cały sezon można już pobrać z Sieci.
To co z pewnością można powiedzieć to to, że Netflix namieszał i miejmy nadzieje zamiesza jeszcze nie jeden raz. House of Cards pokazuje nową jakość. Pokazuje, że granica między filmem i serialem zaciera się, a dzięki temu serial staje się atrakcyjniejszy dla wielu odbiorców (nas nikt o tym przekonywać nie musiał). Fincher, którego jestem wielkim fanem zrobił 13 odcinkowe dzieło (mam nadzieję, że jako całość nie zawiedzie) na miarę swoich produkcji wielkoekranowych. Mamy tutaj świetną muzykę, której niestety w serialach zazwyczaj brakuje. Znalazło by się oczywiście kilka wyjątków, ale nawet w Grze o Tron, serialu z gatunku, w którym muzyka zawsze odgrywa ważną rolę, ta kwestia jest troszeczkę zbagatelizowana. Tutaj otrzymujemy muzykę przez duże, kinowe M. Nie telewizyjne melodyjki jak w Arrow, ale świetne, klimatyczne motywy jak w Social Network.
Lecz muzyka to tylko tło, a przecież na pierwszym planie widzimy genialne aktorstwo. Kevin Spacey, Kate Mara, czy Robin Wright (Dziewczyna z Tatuażem) grają tak, że chce się na nich patrzeć. Bohaterowie, których stworzyli są niesamowicie przykuwający uwagę. Wyjątkowo ukształtowani już na początku. Tutaj nie ma ewolucji (przynajmniej nie aż tak wielkiej) głównego bohatera jak w Breaking Bad. Tu dostajemy gotowy produkt 20-letniej pracy w Kongresie, która ukształtowała go tak mocno i zbudowała mu taką pozycję jakiej pozazdrościłby nawet sam Heisenberg.
Nie będę pisał o fabule, na razie jest bardzo fajnie. Ja niestety jestem zmuszony do czekania na napisy, zbyt dużo polityki i szybkich dialogów, a zwłaszcza monologów. (Tak monologów, bo w House of Cards nie mamy Dextera ucinającego sobie przyjemne pogawędki z nieżyjącym ojcem, tutaj dostajemy bohatera, który potrafi bezczelnie przerwać akcję tylko po to żeby pogadać sobie z kamerą, z nami)
Polecam każdemu, o fanach Finchera nie wspominając. Serial powinno się zobaczyć choćby po to żeby doświadczyć czegoś, czego moim zdaniem na taką skalę nie było. Filmowości, która nie zabija ducha serialu.
To co z pewnością można powiedzieć to to, że Netflix namieszał i miejmy nadzieje zamiesza jeszcze nie jeden raz. House of Cards pokazuje nową jakość. Pokazuje, że granica między filmem i serialem zaciera się, a dzięki temu serial staje się atrakcyjniejszy dla wielu odbiorców (nas nikt o tym przekonywać nie musiał). Fincher, którego jestem wielkim fanem zrobił 13 odcinkowe dzieło (mam nadzieję, że jako całość nie zawiedzie) na miarę swoich produkcji wielkoekranowych. Mamy tutaj świetną muzykę, której niestety w serialach zazwyczaj brakuje. Znalazło by się oczywiście kilka wyjątków, ale nawet w Grze o Tron, serialu z gatunku, w którym muzyka zawsze odgrywa ważną rolę, ta kwestia jest troszeczkę zbagatelizowana. Tutaj otrzymujemy muzykę przez duże, kinowe M. Nie telewizyjne melodyjki jak w Arrow, ale świetne, klimatyczne motywy jak w Social Network.
Lecz muzyka to tylko tło, a przecież na pierwszym planie widzimy genialne aktorstwo. Kevin Spacey, Kate Mara, czy Robin Wright (Dziewczyna z Tatuażem) grają tak, że chce się na nich patrzeć. Bohaterowie, których stworzyli są niesamowicie przykuwający uwagę. Wyjątkowo ukształtowani już na początku. Tutaj nie ma ewolucji (przynajmniej nie aż tak wielkiej) głównego bohatera jak w Breaking Bad. Tu dostajemy gotowy produkt 20-letniej pracy w Kongresie, która ukształtowała go tak mocno i zbudowała mu taką pozycję jakiej pozazdrościłby nawet sam Heisenberg.
Nie będę pisał o fabule, na razie jest bardzo fajnie. Ja niestety jestem zmuszony do czekania na napisy, zbyt dużo polityki i szybkich dialogów, a zwłaszcza monologów. (Tak monologów, bo w House of Cards nie mamy Dextera ucinającego sobie przyjemne pogawędki z nieżyjącym ojcem, tutaj dostajemy bohatera, który potrafi bezczelnie przerwać akcję tylko po to żeby pogadać sobie z kamerą, z nami)
Polecam każdemu, o fanach Finchera nie wspominając. Serial powinno się zobaczyć choćby po to żeby doświadczyć czegoś, czego moim zdaniem na taką skalę nie było. Filmowości, która nie zabija ducha serialu.
Kapitalne. A Kevin jest tu po prostu bogiem. Już pierwsza scena determinuje sposób, w jaki postrzegamy tę postać, a im dalej w las, tym bardziej widzimy, że to nie jest ktoś, kogo chcielibyśmy za przyjaciela. Twardy, na zimno kalkulujący, nie wahający się wykorzystywać wszystkich i wszystko, odarty z moralności sukinkot. A wszystko to jest skryte za fasadą nieszczerego uśmiechu i układnego sposobu bycia.
W życiu partneruje mu równie bezwzględna żona i razem stanowią duet, który mocno zapada w pamięć.
Ale tak jak zło bywa fascynujące, tak i oglądając serial zupełnie nie przeszkadza nam fakt, że właśnie taką postać dostaliśmy jako głównego bohatera. Ba, szczerze mu kibicujemy we wszelkich jego knowaniach. Dodatkowo ta zagrywka z patrzeniem do kamery i bezpośrednim komunikowaniem się z widzem, jeszcze bardziej zbliża nas do bohatera.
Bardzo mocne otwarcie serialu, który może czarnym koniem sezony.
Kapitalne. A Kevin jest tu po prostu bogiem. Już pierwsza scena determinuje sposób, w jaki postrzegamy tę postać, a im dalej w las, tym bardziej widzimy, że to nie jest ktoś, kogo chcielibyśmy za przyjaciela. Twardy, na zimno kalkulujący, nie wahający się wykorzystywać wszystkich i wszystko, odarty z moralności sukinkot. A wszystko to jest skryte za fasadą nieszczerego uśmiechu i układnego sposobu bycia.
W życiu partneruje mu równie bezwzględna żona i razem stanowią duet, który mocno zapada w pamięć.
Ale tak jak zło bywa fascynujące, tak i oglądając serial zupełnie nie przeszkadza nam fakt, że właśnie taką postać dostaliśmy jako głównego bohatera. Ba, szczerze mu kibicujemy we wszelkich jego knowaniach. Dodatkowo ta zagrywka z patrzeniem do kamery i bezpośrednim komunikowaniem się z widzem, jeszcze bardziej zbliża nas do bohatera.
Bardzo mocne otwarcie serialu, który może czarnym koniem sezony.
Tak. Pierwszy odcinek to rewelacja. Kevin to klasa sama w sobie. Jego mimika twarzy jest świetna. David Fincher reżyserował dwa pierwsze odcinki z tego co widziałem. Ciekawe jak to będzie wyglądało dalej?
Tak. Pierwszy odcinek to rewelacja. Kevin to klasa sama w sobie. Jego mimika twarzy jest świetna. David Fincher reżyserował dwa pierwsze odcinki z tego co widziałem. Ciekawe jak to będzie wyglądało dalej?
Kolejny zapierający dech w piersiach odcinek, ależ ja jestem zakochany w tym serialu. Co prawda nadal nie dostaliśmy tu jakiegoś prawdziwie dramatycznego zwrotu akcji, bo główny bohater wydaje się być superbohaterem, zdolnym przewidzieć każdy ruch i bez trudu pokonującym każdą przeszkodę. I jestem ciekaw, na jak długo to wystarczy, by przykuć mnie do monitora, ale nie zamierzam martwić się na zapas. Na razie ta formuła serialu sprawdza się znakomicie.
Kolejny zapierający dech w piersiach odcinek, ależ ja jestem zakochany w tym serialu. Co prawda nadal nie dostaliśmy tu jakiegoś prawdziwie dramatycznego zwrotu akcji, bo główny bohater wydaje się być superbohaterem, zdolnym przewidzieć każdy ruch i bez trudu pokonującym każdą przeszkodę. I jestem ciekaw, na jak długo to wystarczy, by przykuć mnie do monitora, ale nie zamierzam martwić się na zapas. Na razie ta formuła serialu sprawdza się znakomicie.
Bardzo podoba mi się ten pomysł, w którym główny aktor co jakiś czas mówi niejako do widza - to buduje mocną więź i wzbudza zaufanie. Ta "sztuczka" z powodzeniem sprawdzała się w Hustle, gdzie co jakiś czas aktorzy np. puszczali oczko do widza lub obdarzali go porozumiewawczym spojrzeniem.
Sukces serialu tkwi też w aktorze odgrywającym główną rolę - Kevin Spacey to doskonały aktor - producenci wiedzieli co robią zatrudniając go w tym serialu. Myślę, że gdyby tą rolę odgrywał jakiś mało znaczący aktor "drugo-planowy" to serial ten przeszedł by bez echa.
Bardzo podoba mi się ten pomysł, w którym główny aktor co jakiś czas mówi niejako do widza - to buduje mocną więź i wzbudza zaufanie. Ta "sztuczka" z powodzeniem sprawdzała się w Hustle, gdzie co jakiś czas aktorzy np. puszczali oczko do widza lub obdarzali go porozumiewawczym spojrzeniem. Sukces serialu tkwi też w aktorze odgrywającym główną rolę - Kevin Spacey to doskonały aktor - producenci wiedzieli co robią zatrudniając go w tym serialu. Myślę, że gdyby tą rolę odgrywał jakiś mało znaczący aktor "drugo-planowy" to serial ten przeszedł by bez echa.
S01E03 Tym razem odcinek z większą dramaturgią, kapitalne i niesamowicie cyniczne wykorzystywanie Boga dla swych partykularnych celów. Nic dziwnego, że w Stanach ten serial wzbudza tyle emocji - teraz każde wystąpienie polityka lubującego się w odwołaniach do biblii, będzie oceniany nieco inaczej. Cynizm działa w obie strony.
S01E03 Tym razem odcinek z większą dramaturgią, kapitalne i niesamowicie cyniczne wykorzystywanie Boga dla swych partykularnych celów. Nic dziwnego, że w Stanach ten serial wzbudza tyle emocji - teraz każde wystąpienie polityka lubującego się w odwołaniach do biblii, będzie oceniany nieco inaczej. Cynizm działa w obie strony.
No i co? Nadal się wam podoba? Mi troszkę zaczyna przeszkadzać brak jakiegoś wyraźnego sensu i motywu przewodniego - jak to w polityce. Niby mamy jakiś cel ale tak naprawdę każdy odcinek przedstawia jakąś odmienną formę: raz mamy świetny procedural: odcinek z "brzoskwinią" by za chwilę wrócić do życia politycznego. Potem znowu odcinek jakby reminiscencyjny (ten w bibliotece) by znów powrócić do walki o krzesła a w między-czasie przeplata się wątek dziennikarski... - trochę zaczyna mnie mierzić to skakanie od pomysłu do pomysłu.
No i co? Nadal się wam podoba? Mi troszkę zaczyna przeszkadzać brak jakiegoś wyraźnego sensu i motywu przewodniego - jak to w polityce. Niby mamy jakiś cel ale tak naprawdę każdy odcinek przedstawia jakąś odmienną formę: raz mamy świetny procedural: odcinek z "brzoskwinią" by za chwilę wrócić do życia politycznego. Potem znowu odcinek jakby reminiscencyjny (ten w bibliotece) by znów powrócić do walki o krzesła a w między-czasie przeplata się wątek dziennikarski... - trochę zaczyna mnie mierzić to skakanie od pomysłu do pomysłu.