Musicie tak tutaj teoretyzować akurat jak dużo czekania jeszcze na nowy odcinek?!
Tak z innej beczki: poleciłem koledze Arrow parę dni temu, połknął 2 sezony w 2 dni i tak się wkręcił, że chcąc wiedzieć, co będzie dalej, wyszukał i wykupił w sieci... komiksy Arrow
Musicie tak tutaj teoretyzować akurat jak dużo czekania jeszcze na nowy odcinek?!
Tak z innej beczki: poleciłem koledze Arrow parę dni temu, połknął 2 sezony w 2 dni i tak się wkręcił, że chcąc wiedzieć, co będzie dalej, wyszukał i wykupił w sieci... komiksy Arrow :D
A co mamy robić jak nie teoretyzować akurat jak dużo czekania jeszcze na nowy odcinek?
Kolega za dużo się nie dowie co dalej, bo serial jest lekko oparty na komiksach, a niektóre odcinki tylko nawiązują do komiksów. Fabuła serialu nie jest oparta na żadnej obrazkowej historii. Ale za to poszerzy swoja wiedzę o uniwersum Green Arrowa, więc pewnie wyłapie pewne smaczki.
A co mamy robić jak nie teoretyzować akurat jak dużo czekania jeszcze na nowy odcinek? :D
Kolega za dużo się nie dowie co dalej, bo serial jest lekko oparty na komiksach, a niektóre odcinki tylko nawiązują do komiksów. Fabuła serialu nie jest oparta na żadnej obrazkowej historii. Ale za to poszerzy swoja wiedzę o uniwersum Green Arrowa, więc pewnie wyłapie pewne smaczki.
I może o to chodzi? Może twórcy specjalnie budują taki obraz Laurel, żeby nas później zaskoczyć? Już nie musi być bohaterką, żeby tylko cokolwiek z tą postacią zrobili.
I może o to chodzi? Może twórcy specjalnie budują taki obraz Laurel, żeby nas później zaskoczyć? Już nie musi być bohaterką, żeby tylko cokolwiek z tą postacią zrobili.
Ale to ujmuje historii, bo w realnym świecie (skoro mamy serial nie kreskówkę, to jest świat urealniony) taka osoba by nigdy nie stała się żadną Black Canary
Ale to ujmuje historii, bo w realnym świecie (skoro mamy serial nie kreskówkę, to jest świat urealniony) taka osoba by nigdy nie stała się żadną Black Canary :D
Lubec pisze:Obejrzałem sobie scenę z drążkiem jeszcze raz i o ile nie jest to efekt montażu, to widać twarz aktorki no i widać, że Catie ma niezły kaloryfer, więc jestem skłonny rzec że to ona a nie dublerka. A mina Felicity i Diggla w tej scenie bezcenna.
Nie wiem jak mam odbierać komentarz jc-k.
@Bostonq niezłe zdjęcie poglądowe Ale to twojego rozważania intelektualnego nie rozwiązuje, bo nie ma jak porównać muskulatury
Dużo mam pracy ostatnio, ale staram się w przerwach śledzić dyskusję tutaj i nie mogę uwierzyć, że liczni szanowni forumowicze na poważnie rozważają kwestię czy ta scena z drążkiem jest autatntyczna czy nie Z szacunkiem dla niewątpliwie świetnej formy aktorki wykonującej to ćwiczenie, mam spore wątliwości czy dużo bardziej od niej napakowany Arrow naprawdę je wykonywał, czy posłużono się tam jaką sztuczką filmową
[quote="Lubec"]Obejrzałem sobie scenę z drążkiem jeszcze raz i o ile nie jest to efekt montażu, to widać twarz aktorki no i widać, że Catie ma niezły kaloryfer, więc jestem skłonny rzec że to ona a nie dublerka. A mina Felicity i Diggla w tej scenie bezcenna.
Nie wiem jak mam odbierać komentarz jc-k.
@Bostonq niezłe zdjęcie poglądowe :) Ale to twojego rozważania intelektualnego nie rozwiązuje, bo nie ma jak porównać muskulatury :)[/quote]
Dużo mam pracy ostatnio, ale staram się w przerwach śledzić dyskusję tutaj i nie mogę uwierzyć, że liczni szanowni forumowicze na poważnie rozważają kwestię czy ta scena z drążkiem jest autatntyczna czy nie :shock: Z szacunkiem dla niewątpliwie świetnej formy aktorki wykonującej to ćwiczenie, mam spore wątliwości czy dużo bardziej od niej napakowany Arrow naprawdę je wykonywał, czy posłużono się tam jaką sztuczką filmową :scratch:
Szumnie zapowiadany szesnasty odcinek trochę mnie zawiódł. Występ Suicide Squad był za krótki, a przez to twórcy chcieli do odcinka zmieścić trochę zbyt dużo rzeczy, a zapomnieli o najważniejszym... o akcji.
Mamy tutaj flashbacki, które skupiają się na postaci Diggle'a i to w sumie jest plus, bo w końcu dostał wiecej czasu antenowego, a po drugie rozwinięto historię tej postaci (zwłaszcza z jego pobytu w Afganistanie, kiedy poznał swoją żonę oraz dowiadujemy się za co dostał medal) oraz samego bohatera i jego portretu psychologicznego.
Co do samego Squadu to nie ma za bardzo o czym pisać. Twórcy skupili się na Deadshoot'cie, a praktycznie pomijają pozostałych antybohaterów, że już o Shrapnelu nie wspomnę kto oglądał ten wie. Aczkolwiek jeżeli o snajpera jego postać tez przez to zyskała. Już nie jest tak jednowymiarowa i na pewno jeszcze go zobaczymy.
Dużym plusem i dla mnie niespodzianką było cameo pewnej znanej antybohaterki ze świata DC, szczękę zbierałem z podłogi Bardzo fajny smaczek i czekam na pełnoprawne pojawienie się tej postaci w serialu.
Reszta serialowej ekipy była na dalszym planie. Pojawiali się oni na chwile by ponownie miejsca ustąpić Samobójcom.
Odcinek "tylko" dobry, który nie ustrzegł się kilku idiotyzmów i który nie wykorzystał nawet części potencjału drzemiącego w tych postaciach, ale potraktuje to jako preludium do czegoś większego. Jako prolog do prawdziwego wystepu Suicide Squad, bo że ekipa wróci to nie ma wątpliwości.
Szumnie zapowiadany szesnasty odcinek trochę mnie zawiódł. Występ Suicide Squad był za krótki, a przez to twórcy chcieli do odcinka zmieścić trochę zbyt dużo rzeczy, a zapomnieli o najważniejszym... o akcji. Mamy tutaj flashbacki, które skupiają się na postaci Diggle'a i to w sumie jest plus, bo w końcu dostał wiecej czasu antenowego, a po drugie rozwinięto historię tej postaci (zwłaszcza z jego pobytu w Afganistanie, kiedy poznał swoją żonę oraz dowiadujemy się za co dostał medal) oraz samego bohatera i jego portretu psychologicznego.
Co do samego Squadu to nie ma za bardzo o czym pisać. Twórcy skupili się na Deadshoot'cie, a praktycznie pomijają pozostałych antybohaterów, że już o Shrapnelu nie wspomnę :) kto oglądał ten wie. Aczkolwiek jeżeli o snajpera jego postać tez przez to zyskała. Już nie jest tak jednowymiarowa i na pewno jeszcze go zobaczymy. Dużym plusem i dla mnie niespodzianką było cameo pewnej znanej antybohaterki ze świata DC, szczękę zbierałem z podłogi :) Bardzo fajny smaczek i czekam na pełnoprawne pojawienie się tej postaci w serialu.
Reszta serialowej ekipy była na dalszym planie. Pojawiali się oni na chwile by ponownie miejsca ustąpić Samobójcom.
Odcinek "tylko" dobry, który nie ustrzegł się kilku idiotyzmów i który nie wykorzystał nawet części potencjału drzemiącego w tych postaciach, ale potraktuje to jako preludium do czegoś większego. Jako prolog do prawdziwego wystepu Suicide Squad, bo że ekipa wróci to nie ma wątpliwości.
Powrót córki mafioza dla mnie niepotrzebny, ale dzięki niej Laurel wraca do pracy a dzięki siostrze radzi sobie z problemem alkoholowym (póki co).Potencjał Roya dalej niewykorzystany ale jak nie ma kto go szkolić to trudno się dziwić. Akcja na wyspie na razie nie wniosła nic nowego. Ostatnia scena w której Slade wykonuje pierwszy ruch przeciwko rodzinie Arrowa może zwiastować początek wojny.
Powrót córki mafioza dla mnie niepotrzebny, ale dzięki niej Laurel wraca do pracy a dzięki siostrze radzi sobie z problemem alkoholowym (póki co).Potencjał Roya dalej niewykorzystany ale jak nie ma kto go szkolić to trudno się dziwić. Akcja na wyspie na razie nie wniosła nic nowego. Ostatnia scena w której Slade wykonuje pierwszy ruch przeciwko rodzinie Arrowa może zwiastować początek wojny.
Powrót Heleny był potrzebny, żeby mogła się nawrócić moralnie i wkroczyć na drogę dobra - zabrzmiało to trochę sztampowo. Choć jakość tego powrotu pozostawia wiele do życzenia i tytuł "Birds of Pray" sugeruje współpracę naszych zamaskowanych bohaterek, nic jednak bardziej mylnego... No chyba, że twórcy w ten sposób chcieli pokazać serialowy origin tej ekipy.
Wątek Roya i Thei w tym odcinku bardzo naciągany i naiwny, ale trzeba to przeboleć. Na szczęście końcówka świetnie wprowadza nas do odcinka zatytułowanego "Deathstroke" jednak jego samego w serialu mamy bardzo niewiele. Główne skrzypce gra w nim Slade i jego misterny plan... który o dziwo zaskakuje i to pozytywnie.
Myliłby się ten który myślał, że Slade powybija wszystkich Queenów, żeby Oliver cierpiał - jego plan jest bardziej okrutny.
Sama postać Slade'a jest bardzo dobrze pokazana: w świetle fleszy bogaty biznesmen filantrop, a w mroku bezwzględny i zimnokrwisty złoczyńca, który nie cofnie się przed niczym.
Powrót Heleny był potrzebny, żeby mogła się nawrócić moralnie i wkroczyć na drogę dobra - zabrzmiało to trochę sztampowo. Choć jakość tego powrotu pozostawia wiele do życzenia i tytuł "Birds of Pray" sugeruje współpracę naszych zamaskowanych bohaterek, nic jednak bardziej mylnego... No chyba, że twórcy w ten sposób chcieli pokazać serialowy origin tej ekipy. Wątek Roya i Thei w tym odcinku bardzo naciągany i naiwny, ale trzeba to przeboleć. Na szczęście końcówka świetnie wprowadza nas do odcinka zatytułowanego "Deathstroke" jednak jego samego w serialu mamy bardzo niewiele. Główne skrzypce gra w nim Slade i jego misterny plan... który o dziwo zaskakuje i to pozytywnie. Myliłby się ten który myślał, że Slade powybija wszystkich Queenów, żeby Oliver cierpiał - jego plan jest bardziej okrutny. Sama postać Slade'a jest bardzo dobrze pokazana: w świetle fleszy bogaty biznesmen filantrop, a w mroku bezwzględny i zimnokrwisty złoczyńca, który nie cofnie się przed niczym.